18. Żegnaj Mój Przyjacielu!

13.5K 1K 199
                                    

Cześć,

Mam nadzieję, że ten rozdział, choć w części zrekompensuję Wam czekanie.

Miłego czytania życzę:

Drewniany krzyż pokryty był poranną rosą, od której odbijało się słabe światło poranka. Z fascynacją obserwowałam, jak w nierównym tempie spadają na ziemie pojedyncze krople. Na chwilę czas zatrzymał się w miejscu, a ja znów we wspomnieniach była z moimi bliskimi. Widziałam ich twarze, słyszałam ich głos i czułam ich miłość, która wydawała mi się teraz nierealnym uczuciem.

- Czas się pożegnać Ester...- Znajomy głos wyrwał mnie zamyślenia. Na moment przymknęłam oczy, by pohamować czające się w nich łzy.

- Dziękuję, że przyszedłeś. - Wyszeptałam, powoli odwracając się, w stronę stojącego z boku Rogera.

- Jesteś dla mnie jak córka Ester, nie mógłbym nie przyjść.

-Byłeś jedyną przychylną mi duszą w tym stadzie.

- I zawsze będę. - Zapewnił mnie, uśmiechając się słabo.

- Dziękuję. - Odparłam, odwzajemniając jego smutny uśmiech.

- Nie dziękuj, za coś, na co zasługujesz.

- Gdyby nie ty, nie przetrwałabym ani tych ostatnich dni, ani tych lat...- Stwierdziłam, a nasze spojrzenia się skrzyżowały. Na moment zapadła cisza, którą zakłócał szum uginających się pod wiatrem drzew. Kto by pomyślał, że w zaledwie kilka dni od wyznaczonej przez Lunę kary, przyjdzie mi się pożegnać z tym miejscem w inny sposób, niż przewidywała. Moje poranione ciało co prawda powoli wracało do zdrowia, lecz duch zaczynał umierać.

,, Gdzie jesteś Zelto! Alfa wraz ze swoimi ludźmi za chwilę tu będzie!''- Krzyczał w mojej głowie nowy Beta, który zdawał się nadzwyczaj angażować w każdy aspekt życia naszej społeczności.

„Wybacz Beto, już idę."- Odrzekłam pokornie, po czym szybko podeszłam do Rogera i przytuliłam go po raz ostatni. Mężczyzna nieśmiało odwzajemnił mój uścisk, a następnie odsunął mnie od siebie i powiedział.

-Jesteś silniejsza, niż myślisz Ester, niż oni wszyscy myślą. Nie zapominaj o tym, nigdy.

- Nie zapomnę...- Przysięgłam, po czym odwróciłam się od Rogera, aby zabrać skromny plecak z moimi rzeczami i po raz ostatni pomodlić się na grobie rodziców i braci. Gdy skończyłam, pochyliłam się i zerwałam osamotnioną stokrotkę, która zdobiła ich mogiłę. - Chodźmy już. -Powiedziałam, stąpając niepewnie przed siebie. Na moje słowa Roger skinął głową i ruszył wraz ze mną w stronę domu głównego. Odcinek, który mieliśmy do pokonania nie, był długi, lecz czułam, że oboje celowo opóźniamy dotarcie do celu. Roger, dla którego mój wyjazd nie był do końca zrozumiały, przeżywał go bardziej, niż przewidywałam, przez co nasze pożegnanie było dla mnie jeszcze trudniejsze.

- Lepiej będzie, jeśli zostaniesz tutaj.- Stwierdziłam, zatrzymując się w znacznej odległości od znajdującego się przed nami podjazdu.- Za chwilę tu będą, a wtedy wszyscy wyjdą przed dom, aby pożegnać Amandę, więc zrobi się zbiegowisko...- Wyjaśniłam, a Roger w milczeniu skinął głową.- Mam nadzieję, że nasze drogi niedługo się spotkają... Do zobaczenia. - Wyszeptałam, odchodząc od niego.

Po kilkunastu sekundach znalazłam się przy schodach głównych, przed którymi ustawiono 4 ogromne walizki w ciemnofioletowym kolorze. „Za chwilę tu będą". Pomyślałam z niedowierzaniem i zatrzymałam się w stosownej odległości, aby nie rzucać się nikomu w oczy. Następnie wbiłam wzrok w ziemie i czekając, nasłuchiwałam dźwięku, nadjeżdżającego auta.

Dostrzec PięknoKde žijí příběhy. Začni objevovat