2. Kluby, wizja... i zły automat?

5.6K 234 607
                                    

     Otaczała go bezgraniczna ciemność. W uszach cały czas słyszał denerwujące piszczenie, następnie histeryczny krzyk i przeraźliwy ryk. Nie wiedział, co się wokół niego dzieje. Przeczuwał niebezpieczeństwo w pobliżu, lecz nie był w stanie stwierdzić co było tego przyczyną oraz gdzie czai się zagrożenie. Był sam w tej pustce, znikąd pomocy, brak drogi ucieczki. Ta pustka, hałas i brak orientacji, gdzie się znajduje... to wszystko doprowadzało go do obłędu. Pragnął wydostać się stąd lub chociaż pojąć, co się dookoła niego dzieje, lecz nie mógł.
    Przed oczami pojawiały mu się obrazy – wspomnienia, ale również coś zupełnie nowego. Widział wysoką postać, której posłuszna była armia mrocznych stworzeń. Dostrzegł, że w dłoniach trzyma czerwony kamień, który płonął. Inny obraz przedstawiał pękający kryształ, spływała z niego krew, a towarzyszył temu ogłuszający krzyk. Ostatni obraz ukazywał jego bratanka, który walecznie stał naprzeciwko niego, bez maski i cały czas powtarzał ,,Pragnę tylko szczęścia i równowagi". A potem zaczął się rozpływać.
    Wtedy poczuł, jak silne, lodowate dłonie oplatały się wokół jego szyi niczym boa dusiciel, chcący obezwładnić swoją ofiarę. Dopadły go i nie zamierzały odpuścić.
    Nie mógł się ruszyć, ani drgnąć palcem. Nie rozumiał, co obezwładniło go, co sparaliżowało jego ciało. Chciał wiedzieć, dlaczego stał się taki słaby?
    W uszach wciąż mu dzwoniło, naprzemiennie z histerycznym krzykiem, przeraźliwym rykiem głodnej bestii oraz śmiechem kogoś nie przy zdrowych zmysłach. To wszystko kumulowało się w jego głowie tworząc jeden wielki, rozbijający głowę chaos.
    Czuł narastający ból wokół szyi. To jak brakuje mu tchu, a życie powoli wypływa przez jego gotowe do krzyku usta.
    Chciał krzyczeć, wołać o pomoc, nawet jeśli nikt by go nie usłyszał to chciał spróbować. Jednak żaden najcichszy dźwięk nie wypłynął z jego ust.
    Uścisk stawał się coraz silniejszy. Dźwięki w głowie doprowadzały do szaleństwa. A dusza była bliska całkowitemu opuszczeniu jego ciała. Wydawało się, że to już koniec, gdy...


    Do drzwi jego gabinetu ktoś zapukał. Wybudził się z medytacji i ostatnimi siłami utrzymał się w pozycji siedzącej. Łapał tlen zachłannymi łykami, jakby próbował wziąć go w zapasie.

– Pobudka, Wu! – usłyszał znajomy głos. Delikatny niczym jedwab, piękny jak ptasi śpiew. – Zaraz będzie śniadanie!

    Kontaktował, lecz nie umiał się uspokoić. Serce waliło mu jak szalone, oczy były dzikie, a źrenice rozszerzone z przerażenia. Odruchowo chwycił się jedną dłonią za serce, a drugą przetarł szyję, upewniając się, że lodowate dłonie zostawiły go w spokoju.
    Był już bezpieczny. Strach powoli go opuszczał.

– Cóż to mogło znaczyć? – spytał sam siebie. – Czyżby to była wizja? Ale co by zwiastowała?

    W pokoju nadal unosił się dym rytualnych kadzideł, świece już dawno wypaliły się na białych podstawkach ze złotymi literami w zapomnianym języku aurumińskim.

– Tak, to na pewno musiała być wizja – powtórzył. – Wyczuwam mrok... te lodowate dłonie odbierające mi życie to na pewno nadchodzące zło... lub coś, co próbowało powstrzymać mnie od dowiedzenia się prawdy.


Oczami Lloyda
    Ugh! Znowu zaspałem! Tak samo było, gdy zapomniałem nastawić budzik i spóźniłem się na autobus, którym miałem pojechać na obóz letni i ojciec musiał zawieźć mnie tam osobiście... No a mój stary nie należy do tych, co tolerują roztrzepanie i spóźnialstwo. A ja jestem cholernie roztrzepany i często się spóźniam.

    Ubrałem się w pierwsze lepsze spodenki, które znalazłem w stercie prania i w pośpiechu zakładałem skarpetki... omal nie wyrżnąłem w kant biurka. Następnie wziąłem plecak i wrzuciłem do niego kilka pustych zeszytów, piórnik i połowę tabliczki czekolady, którą myślę zjeść w ramach śniadania.

Ninjago: ,,Odrodzenie Żywiołów"Where stories live. Discover now