5. Jestem Blake.

13.7K 802 536
                                    


Z uśmiechem na ustach, weszłam na wielką salę, która na moje szczęście, lub nieszczęście, wcale nie była aż tak bardzo zapełniona ludźmi, jak zazwyczaj. Możliwe, że to dlatego, że po raz pierwszy nie spóźniłam się na zajęcia. (Zasługa Briana, który kazał mi ustawić budzik, godzinę wcześniej, no ale, pomińmy to).

Na scenie stała tylko Theresa z kilkoma kartkami i ołówkiem, który przygryzała w ustach. I eh, ja też miałam ten nawyk i go nienawidziłam, bo za każdym razem, gdy pożyczałam długopis, wstydziłam się go oddać, bo był tak bardzo pogryziony. W ten sposób, zostałam tą, która nigdy nie oddaje długopisu właścicielowi. Bardzo ciekawa historia, z życia przegrywa.

- Dzień dobry! - Krzyknęłam, a kobieta podskoczyła na miejscu.

- Boże, dziewczyno - zaśmiała się, łapiąc się przy tym za serce. - Nie strasz mnie - dodała, na co posłałam jej przepraszający uśmiech. - Reszta zaraz powinna się zacząć schodzić - oznajmiła. Skinęłam głową i zajęłam jedno, z moich ulubionych miejsc w kącie sali. Na moje nieszczęście, (dopiero teraz do zauważyłam, okej?) siedział nikt inny, niż Brooks. Na jego widok, aż żołądek zacisnął mi się w supeł.

Jednak dzisiejszego dnia, wstałam z myślą, że mogłabym z nim normalnie porozmawiać. Bo okej, niby mnie denerwował, wyzywał i, hm... trochę ogólnie się na mnie wyżywał, ale możne jest całkiem w porządku? Nie no, co ja pieprzę. On nie jest w porządku, po prostu chciałam, żeby lepiej nam się pracowało, skoro dostaliśmy główne role w spektaklu, który był dla mnie niezwykle ważny!

W ten oto sposób, powoli zebrałam się w sobie, aby wstać i podejść do chłopaka. Nie mogłam się również oprzeć temu, aby mu się nie przyjrzeć, ale przepraszam bardzo, jestem tylko dziewczyną, której szaleją hormony i ja mogę!

Wracając do tematu, miał na sobie jak zwykle czarne spodnie i szarą bluzę, której kaptur miał na głowie. Spod niego, wystawało kilka pas, jego ciemnych włosów, co w sumie tworzyło fajny efekt.

- Cześć - mruknęłam i uśmiechnęłam się sztucznie. Dobry początek. Chłopak uniósł brwi i spojrzał na mnie pytająco. Westchnęłam ciężko i usiadłam na miejscu obok niego. - Cześć - powtórzyłam głośniej.

- Nie jestem głuchy - warknął.

- Wydaje mi się, że jesteś, skoro nie odpowiadasz - burknęłam i okej, już miałam dość tego człowieka. Moje jakże cudowne plany, o zapomnieniu tego niezbyt miłego początku, poszły się jebać, razem z moimi resztkami do osoby Brooksa. Cóż, cudownie jest tak zacząć dzień.

- Pomyślałaś może o tym, że nie chce mi się z tobą rozmawiać? - Warknął, patrząc na mnie ostro.

- Mam twoje zdanie gdzieś i będziesz ze mną rozmawiał - oznajmiłam ostro, na co tylko prychnął pod nosem i odwrócił głowę w swoją stronę. - Mama cię nie nauczyła, żeby nie odwracać się od kogoś, kto do ciebie mówi? - Zapytałam ostro, a całe jego ciało się spięło. Kurwa. Chyba własnie przekroczyłam jakąś granice i... spokojnie, Vic. Przecież to tylko Brooks. Przecież to tylko nieobliczalny psychopata, który denerwuje się prawdopodobnie nawet wtedy, gdy ktoś na niego spojrzy.

- Nigdy więcej nie mów o mojej matce - wysyczał przez zaciśnięte zęby, zaciskając dłonie w pięści. Przez podciągnięte rękawy bluzy do łokci, widziałam żyły na jego rękach, co, cholera, ale kochałam u facetów. A u niego tym bardziej, bo były bardzo widoczne. Czyli jest w nim jedna rzecz, którą można kochać.

- O... okej - wyjąkałam, zmuszając się do tego, aby spojrzeć na jego twarz. Nadal miał zaciśniętą szczękę i w tym momencie, byłam pewna, że kiedyś mu się te zęby pokruszą, albo całkowicie wypadną od tego ciągłego zaciskania szczęki. - Posłuchaj, gramy główne roli i mi też się nie podoba, że to ty jesteś moim Romeem - posłał mi zirytowane spojrzenie, na co odchrząknęłam i nerwowo poprawiłam się na krześle. - Dobra, nieważne - westchnęłam, zakładając za uszy włosy. - Nie sądzisz, że powinniśmy zacząć jakoś normalnie rozmawiać?

Zagrać z diabłem ✅Where stories live. Discover now