25. On jest bardzo trudny.

9.9K 598 167
                                    

Dopiero dzisiejszego dnia odkryliśmy, że na terenie naszego hotelu znajduje się ogromny basen. Cóż, nie powiem, że mnie tu nie ucieszyło. Bo cieszyłam się tym jak cholera. Pogoda się dopisywała, temperatura sięgała prawie trzydziestu stopni, a na niebie nie było żadnej chmury. Więc, na myśl o dniu spędzonym nad basenem, miałam po prostu ochotę skakać ze szczęścia.

Nie tylko ja, Brian, który już w pokoju latał w plażowych spodenkach, szczerzył się do siebie jak głupi. Po wczorajszym wieczorze, który skończył się małą popijawą (Brain oczywiście odpadł pierwszy), lekko bolała mnie głowa. Zresztą, nie tylko mnie, bo Cassie leżała jeszcze w łóżku jęcząc co chwile, mimo, że było już jakoś po godzinie dwunastej. 

Westchnęłam ciężko, patrząc na dziewczynę, która wyglądała, jakby miała zaraz umrzeć. 

- Cass - zaczęłam, jednak tak nawet nie otworzyła oczu. - Może chcesz jeszcze piwka? - spytałam, uśmiechając się pod nosem. 

- Spierdalaj - burknęła dziewczyna i przewróciła się na drugi bok. Możecie powiedzieć reszcie, że ja dziś nie wstaje - dodała. 

Cóż, nie miesza się wódki i piwa, teraz miała nauczkę. Taka mieszanka jest dla prawdziwych smakoszy i koneserów alkohol. Czytaj, dla Victorii Parker. Ja czułam się nadzwyczaj dobrze. Tylko lekko pobolewała mnie głowa, ale można było żyć z tym bólem. Nie wiem, czy to te miejsce tak na mnie działało, czy po prostu chłopcy mieli drogą wódkę. 

- Ale z ciebie szmata - powiedział Brian, podchodząc w moją stronę.

- Czemu? - zmarszczyłam brwi. - Przecież piwo od zawsze działa dobrze na kaca. 

- Nie zawsze. Czasem można się poczuć jeszcze gorzej. 

- Czy można się czuć gorzej niż ja? - wybełkotała Cassie. Nie byłam pewna, czy dobrze zrozumiałam wszystkie wyrazy. - Czuję się, jakby mi czołg przejeżdżał po głowie, a moje wnętrzności chyba właśnie urządziły sobie imprezę. 

Mimowolnie parsknęłam śmiechem. 

- Cóż, alkohol jest dobry na każdą chorobę. Nawet na zapicie smutków. Także co, chcesz te piwo? - ponowiłam pytanie, wzruszając ramionami. 

Nie dostałam odpowiedzi. Dostałam z poduszki, bo Cassie zamiast odpowiedzieć jak cywilizowany człowiek dwudziestego pierwszego wieku, rzuciła we mnie poduszką. Jęknęła głośno przez swoje gwałtowne ruchy. 

- Karma wraca - powiedziałam, pokazując dziewczynie język. 

Ona naprawdę wyglądała jak jedno wielkie nieszczęście. Kręciła się na łóżku, a kołdra była skopana tak, że prawie cała spadła na podłogę. Mała jej część leżała jeszcze na łóżku, choć było to pewnie chwilowe. Sama dziewczyna, co chwilę jęczała i zakrywała sobie dłońmi twarz, mamrocząc coś pod nosem. 

- Okej, więc jeśli będziesz chciała przyjść to... Po prostu przyjdź na basen - mruknęłam i chwyciłam okulary przeciwsłoneczne, które leżały na małej szafce nocnej. Uśmiechnęłam się do Briana, jednak widząc co robi, zmarszczyłam brwi a moja mina diametralnie się zmieniła. 

- Co? - spytał, gdy zauważył, że mu się przyglądam. 

- Co ty odwalasz? - spytałam. 

- Pompuję rękawki do pływania - odpowiedział, wzruszając ramionami. 

Przewróciłam na to oczami i wyszłam z pokoju, zostawiając tę dwójkę samą. Ruszyłam do pokoju chłopaków trzymając w jednej dłoni telefon a w drugiej biały, puchaty ręcznik. Korytarze były puste, tak jak zawsze. Miałam nadzieję, że na basenie również nie będzie zbyt dużo ludzi. 

Zagrać z diabłem ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz