14. Smutek nie wygląda na tobie dobrze, Vicky.

10.6K 758 283
                                    

W pomieszczeniu, w którym się znajdowałam, czułam jakbym miała zemdleć. Uczucie, które mi towarzyszyło, było nie do zniesienia. Żołądek zaciskał mi się w supeł, a paznokcie, które wbijałam sobie w wewnętrzną część lewej dłoni, boleśnie raniły mi skórę.

Oddychałam głęboko, patrząc na Blake'a. Nie wyglądał tak, jak zwykle. Miał na sobie ubraną pomarańczową bluzkę i do tego takiego samego koloru spodnie. Miałam ochotę stąd uciec, ale wiedziałam, że jeśli to zrobię, to nigdy więcej tutaj nie wrócę. Powoli zaczęłam podchodzić do krzesła.

Ogólnie, całe pomieszczenie dzieliło się na dwie części. Moją i na Blake'a, który siedział odgrodzony ode mnie szybą. To wszystko wyglądało, jak z jakiejś dobrej sceny w filmie.

- Co ty tu robisz? - Zapytał od razu, gdy tylko zajęłam swoje miejsce na krześle. Głos ugrzązł mi w gardle, nie byłam w stanie nic z siebie wydusić. - Parker?

- Ja... Ja nie wiem - wzruszyłam ramionami. Nagle poczułam się słaba. Cholernie słaba.

- Chciałaś mnie takiego zobaczyć? - Zaśmiał się nieszczerze. - Proszę bardzo - warknął. - Tak, kurwa, spędzam całe swoje dnie.

- Dlaczego chciałeś się ze mną zobaczyć?

- Nie chciałem. To ty tu przyszłaś.

- Wiesz, że nie o to mi chodzi - westchnęłam. - Chciałam po prostu porozmawiać.

- Nie mogłaś tego zrobić na tych spierdolonych zajęciach? - Warknął. Poczułam nieprzyjemny dreszcz na plecach, przez co się wzdrygnęłam.

- Ile zostało ci tu jeszcze czasu? - Szepnęłam.

Na jego ustach pojawił się cwaniacki uśmiech. Chłopak wydawał się całkowicie wyluzowany. Odnosiłam wrażenie, że nawet podoba mu się w tym miejscu. A nie powinno tak być. Opadł na oparcie krzesła, cały czas się szczerząc. Czy on cieszy się z tego, że ja jestem przerażona?

- Dwa lata - odpowiedział, a ja wytrzeszczyłam oczy.

- Zdecydowanie za długo - powiedziałam pewnie, a ten tylko wzruszył ramionami.

Zbyt długo. Może i zasłużył na to, ale każdy ma prawo do tego, aby korzystać z życia, nawet jeśli popełnił niewybaczalne błędy. A Blake Brooks, był w najlepszym wieku do tego, aby próbować wszystkiego. Aby się po prostu bawić. Żeby żyć.

Patrzyłam na niego, czując, że jestem totalnie bezsilna. Po co ja tu w ogóle przychodziłam?

- Coś jeszcze? - Spytał zniecierpliwiony.

- Wiesz, że masz szansę wyjść stąd szybciej?

- Wiem - przytaknął głową. - Ale nie będę się przed nikim płaszczyć. Nie ma takiej opcji. Więc jeśli przyszłaś tu, żeby wygłaszać mi kazania, to możesz już wyjść.

Nie wiem czemu, ale zapiekły mnie oczy. Pomrugałam kilkakrotnie i spuściłam głowę, patrząc na swoje dłonie. Kim ja dla niego byłam, żeby prosić go, żeby wziął się w garść? Nikim. No właśnie. Jeśli Mii się to nie udało i zapewne kilku innym jego przyjaciołom, to myśląc, że coś mogę zmienić, byłam nienormalna.

Nagle pchnięta jakimś impulsem, przyłożyłam dłoń do szyby. Serce zaczęło mi galopować, gdy patrzyłam na Blake'a, który przyglądał się mojej dłoni ze zmarszczonymi brwiami. Po co to zrobiłam? Nie wiem. Chłopak westchnął cicho i przybliżył się do szyby. Patrzył mi się prosto w oczy, tak samo jak ja jemu. Choć kątem oka widziałam, jak przykłada swoją dłoń do mojej. I mimo że dzieliła nas szyba, była to dla nas jedna z najintymniejszych sytuacji, jakie miały miejsce podczas naszej krótkiej znajomości.

Zagrać z diabłem ✅Where stories live. Discover now