6. Marzę o tym, aby zastosować na tobie moje zdolności karate.

14.3K 745 281
                                    

Okej, szybkie info. W mediach zdjęcie Blake'a (ten chłopak najbardziej mi go przypominał). Jednak Brooks, nie ma aż tylu tatuaży i NA PEWNO NIE MA ŻADNEGO NAD BRWIĄ, TEGO MOŻECIE BYĆ PEWNI XD Fuj. 

- Vic! - Usłyszałam za sobą głośny krzyk znajomego mi już głosu. Z uśmiechem przystanęłam i odwróciłam się w stronę biegnącego do mnie Seana. - Boże, jak ty szybko chodzisz - wydyszał, łapiąc się za klatkę piersiową, głęboko oddychając. 

- Albo ty tak wolno biegasz - wzruszyłam ramionami, za co dostałam kuksańca w bok. Zaśmiałam się cicho pod nosem, spuszczając głowę na swoje czarne trampki. - Co tam?

- Nic, szedłem właśnie do kolegi i ciebie zobaczyłem - westchnął, a ja przytaknęłam głową. - A ty co? 

- Idę do sklepu, a później na zajęcia - uśmiechnęłam się do niego, czego nie odwzajemnił. Zmarszczył brwi i przyjrzał mi się badawczo. - No co?

- Jakie zajęcia? 

- Właśnie widać, jak bardzo mnie słuchasz - fuknęłam, a ten przewrócił oczami. - Teatr. Romeo i Julia. Scena - rozłożyłam ręce na boki. 

- A, dobra, pamiętam - wyszczerzył się. - Okej, nie będę ci zajmować więcej czasu. Matt organizuje jutro imprezę, masz ochotę przyjść? 

- Nie - odpowiedziałam od razu.

- Tak myślałem, że się zgodzisz. Będę po ciebie jutro o dwudziestej - oznajmił z szerokim uśmiechem. Szybko ode mnie odszedł, nawet nie dając mi dojść do słowa. Nabrałam głęboko powietrza, próbując uspokoić swoje już i tak zszargane nerwy. Zacisnęłam dłonie w pieści i przybrałam sztuczny uśmiech. Jak gdyby nigdy nic, ruszyłam dalej, w swoją podróż do sklepu. 

W duchu miałam tak naprawdę nadzieję, że Sean tylko żartował i wcale po mnie nie przyjedzie. Jeszcze nie doszłam do siebie po ostatniej imprezie, a na kolejną nie miałam ochoty, zwłaszcza, że nie lubiłam Matta. Darzyłam go nienawiścią tak bardzo, jak było to możliwe. Zresztą, z wzajemnością. Znaliśmy się od dziecka, bo byliśmy razem w klasie już od pierwszej klasy podstawówki. Na moje nieszczęście, poszedł do tego samego liceum, co ja i oczywiście ponownie trafił do mojej klasy, jednak pocieszeniem było to, że mieliśmy razem tylko kilka lekcji. Odkąd pamiętam, dokuczaliśmy sobie na każdym kroku. A wszystko zaczęło się od tego, że ja przez przypadek wylałam na niego czerwoną oranżadę, a on w akcie zemsty, postanowił wrzucić mi do plecaka żabę. Dlatego też, nie uśmiechała mi się pieprzona propozycja, aby iść do niego na imprezę, bo byłam nawet bardziej niż pewna, że skończyłoby się to naszą kłótnią.

Wyciągnęłam ręce z kieszeni bluzy, wchodząc do sklepu. Od razu uderzył we mnie gwar tutejszych rozmów, przez co już miałam dość dzisiejszego dnia. Dostrzegając dwie kobiety, które właśnie obgadywały moją sąsiadkę, przewróciłam oczami. Serio, nie powinno interesować je to, jak była ubrana ostatnio na głupim spotkaniu, głupiego klubu seniora. Dlatego też nie lubiłam starych ludzi. Widzieli wszystkie błędy u innych, ale na siebie już nie potrafili spojrzeć. 

Bez zbędnych ceregieli, szybko poszłam na dział ze słodyczami. Zgarnęłam czekoladę i poszłam do kasy, gdzie na moje szczęście, nie było kolejki. 

- Dzień dobry - uśmiechnęła się do mnie starsza kobieta. Wysiliłam się na sztuczny uśmiech, ale nie odpowiedziałam. - Należy się cztery czterdzieści - oznajmiła, a ja skinęłam głową, podając jej odpowiednią sumę. 

Byłam dziś tak bardzo wkurzona na cały świat, że tylko czekałam, aż nie wytrzymam i wybuchnę. Dosłownie wszystko mnie dziś irytowało, zaczynając od tykania zegara, kończąc na myśli, że za chwilę po raz kolejny spotkam się z Brooksem. Sama myśl, że będę musiała patrzeć na jego głupi ryj, sprawiała, że miałam ochotę całkiem przez przypadek wpaść pod jakiś samochód. Jednak wszystkiemu było winne, to comiesięczne gówno, z którym muszą zmagać się kobiety. 

Zagrać z diabłem ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz