23. To sen. Ciebie tu nie ma.

10.4K 592 407
                                    

Nienawidziłam moich przyjaciół, naprawdę. Nienawidziłam ich za to, że o piątej nad ranem przerwali mój sen, wpadając do mojego domu niczym tornado. Gdyby wzrok mógłby zabijać to zaczynając od Briana, a kończąc na samym Theo, to każdy z nich leżałby już martwy. Miewali głupie pomysły, to fakt, jak każdy nastolatek.

Ale żeby tak z dnia na dzień zadecydować o wyjeździe do innego miasta, oddalonego od nas o osiemset mil?

Jak się okazało, moja mama była we wszystko zamieszana. Od dawna wiedziała, że chłopcy zaplanowali kilkudniowy wypad do Chicago. Moja walizka była już spakowana właśnie przez moją rodzicielkę, a na szafce nocnej leżały pieniądze, które najwyraźniej miały być przeznaczone na mój wyjazd.

Własna matka mnie udupiła.

Na nikogo już nie można było liczyć w tym zdradzieckim świecie. 

Przymuszona przez przyjaciółmi w biegu po prostu ubrałam buty. Szczerze, to nawet nie wiedziałam co mam na sobie. Wybierałam pierwsze lepsze ubrania, które wpadły mi w ręce. Miałam tylko nadzieje, że nie ubrałam tej bluzy w jednorożce, którą babcia kupiła mi kiedyś na urodziny. 

Była okropna. 

- Victoria, proszę, uważaj na siebie - powiedziała moja rodzicielka, podczas, gdy Theo pakował moją walizkę do samochodu.

 Z tego co było mi wiadomo, to mieliśmy jechać dwoma samochodami. W jednym miał jechać Sean, Taylor, Brian, Cassie i Theo. A w drugim ja z Matt'em. Jeśli nie wybuchnie z tego trzecia wojna światowa, to chcę nagrodę za to, że wytrzymałam z nim całą podróż. 

- Chcę ci przypomnieć, że to ty mnie wkopałaś w ten wyjazd - spojrzałam na nią sugestywnie. - I mnie i Tay'a. 

- Przynajmniej sobie od was odpocznę - prychnęła.

- Mamo! - krzyknęłam, rozkładając ręce na boki. 

- No co? Muszę sobie odpocząć - mruknęła, pocierając palcami swoje skronie. - Wy jesteście jak takie pijawki. Wysysacie ze mnie całą energię.

- Dzięki, to cholernie miłe. 

- Wyrażaj się - spojrzała na mnie surowo. Przewróciłam na to oczami. - Zeza kiedyś dostaniesz od tego ciągłego wywracania oczami. 

Wcale nie chciałam ponownie nimi przewrócić. 

W OGÓLE.

- A tak naprawdę, to ty też odpocznij. Niedługo zaczyna się szkoła, musisz naładować baterie. Taylor tak samo. Poza tym, jesteście zbyt aspołeczni. Musicie wychodzić więcej z domu, poznawać ludzi. 

Jak miałam poznawać ludzi, skoro ich nienawidziłam i chciałam żeby zniknęli? 

Przecież tutaj jedno wykluczało drugie. Moje aspołeczne odchyły sprawiały, że nie chciałam poznawać nikogo. Miałam swoją paczkę przyjaciół i nie zamierzałam jej zmieniać. Taylor miał takie samo zdanie jak ja. Oboje byliśmy odludkami, którzy najlepiej czuli się w swoim pokoju. 

- Dzięki, mamo - pokazałam jej kciuka uniesionego w górę. - Zawsze wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć. 

- Też cię kocham - uśmiechnęła się ciepło. Westchnęłam krótko na jej słowa i wzruszyłam ramionami. - No, uważajcie tam na siebie. Nadal nie wiem, czy to dobry pomysł, ale ufam wam i wiem, że nie zrobicie nic złego. 

- Mhm. 

Oczywiście, mamo. Będziemy grzecznie chodzić spać przed godziną dwudziestą pierwszą, nie będziemy ani pić, ani palić sani chodzić na imprezy. 

Zagrać z diabłem ✅Where stories live. Discover now