Mask 8

791 140 13
                                    

Nie miał czasu stać w korkach, a o tej godzinie nawet tramwaje nie mogły przejechać przez zatłoczone miasto. Dlatego postanowił biec. Kilka przecznic dalej, stanął pod blokiem. 

Drzwi od klatki schodowej były otwarte, a jakaś kobieta wymiatała na zewnątrz naniesiony brud. Lucas minął ją i wspiął się na górę. Zatrzymał się przed odpowiednimi drzwiami i złapał oddech. Wcisnął dzwonek i słyszał jak jego dźwięk rozbrzmiewa w mieszkaniu. Jednak prócz tego, nie było słychać nic innego.

Lucas jeszcze raz wcisnął przycisk na ścianie, tym razem dłużej. W końcu usłyszał kroki po drugiej stronie i odetchnął. Wyobraził sobie, że za chwilę drzwi otworzy mu Jungwoo z rozczochranymi włosami, ubrany w pidżamę, a jego oczy ledwo rozbudzone otworzą się szeroko i zapyta: „zaspałem?!". 

Jednak zamiast Jungwoo w drzwiach stanął mężczyzna, średniego wzrostu z ciemnymi włosami, i nieobecną twarzą. To musiał być ojciec chłopaka.

- Dzień dobry, czy jest Jungwoo? - Zapytał zerkając mu przez ramię do mieszkania. W środku nie zauważył nic niepokojącego, mimo to pozostał czujny.

- A ty kim jesteś? - Zapytał, a jego twarz nie zmieniła wyrazu. Dopiero teraz do nosa Lucasa dotarła woń alkoholu.

- Jestem Lucas, jego chłopak...

- Jungwoo wyjechał. - Powiedział zamykając drzwi. W ostatniej chwili Lucas wsunął stopę między drzwi, a framugę i pchnięciem ponownie je otworzył.

- Co robisz?! - Mężczyzna zatoczył się do tyłu.

Lucas spokojnie wszedł do mieszkania i zamknął za sobą drzwi. Rozejrzał się i zobaczył na stole kilka pustych butelek, a mężczyzna przed nim znów się zatoczył i usiadł na podłodze.

- Jungwoo nie ma. Wyjechał. Nie wiem czemu. Może z twojego powodu. Jak mu się skończy kasa to wróci. - Powiedział bełkotliwie z trudem ogniskując wzrok na Lucasie. Chłopak otworzył drzwi, które jak przypuszczał prowadziły do pokoju Jungwoo.

W pokoju nie był widać nic niepokojącego, wszystkie rzeczy wydawały się być na swoim miejscu, łóżko było pościelone, kilka ubrań leżało na fotelu, a biurko ścieliły kartki z fragmentami tekstu i nutami.

Wzrok Lucasa zatrzymał się w rogu pokoju, stała tam gitara. To był ostateczny dowód. Nie wierzył, że Jungwoo zostawiłby ojca i szkołę, i tak po prostu się wyprowadził, tym bardziej nie po tym co razem przeżyli, nie bez słowa. A nawet jeśli, to na pewno zabrałby ze sobą gitarę. Coś musiało się stać.

Lucas musiał teraz zachować spokój i wyciągnąć od pijanego mężczyzny wszystko co wie. Czuł, że jeśli to znów dojo z Japantown to jest gotowy ich pozabijać. Wziął głęboki oddech i wrócił do salonu. 

Mężczyzna nadal siedział na podłodze z opuszczoną głową, w dłoni miał zapalniczkę, a w drugiej kartkę, którą próbował podpalić, ale trzęsące się dłonie mu na to nie pozwalały. Lucas niedelikatnienie podniósł go za ubranie i nie zważając na protesty posadził na kanapie.

- Wiem, że Jungwoo nie wyjechał. Proszę mi powiedzieć gdzie on jest. - Powiedział, starając się, żeby mężczyzna skupił na nim wzrok. Mimo pijackiej mgły otaczającej jego umysł, Lucas dostrzegł w jego oczach błysk świadomości.

- Jungwooego nie ma i nie będzie. - Powiedział i odepchnął od siebie dłonie chłopaka. Lucas nie miał na to czasu, musiał się dowiedzieć, nawet jeśli będzie zmuszony użyć siły.

Westchnął ciężko i podciągnął rękawy, wtedy jego wzrok padł na kartkę papieru, którą usiłował spalić ojciec Jungwoo. Podniósł ją z ziemi i rozprostował w palcach, żeby przeczytać czarne litery. Był to artykuł, słowa które od razu wyłapał to „Japantown", „wymuszenie", „mafia", „zbrodnia". Lucas czuł jak zimno spływa w dół jego kręgosłupa.

- Byli tutaj? - Spojrzał na mężczyznę, który powoli ześlizgnął się po oparciu kanapy na podłogę i bełkotał coś.

- Nikogo nie było... - Westchnął wyciągając dłoń w stronę butelki. Lucas odkopnął szkło i chwytając mężczyznę za ubranie znów podciągnął go do góry.

- Słuchaj mnie! - Potrząsnął mężczyzną jakby był szmacianą lalką. - Przyszli tutaj, wiedziałeś kim są, zabrali twojego syna i powiedzieli, że jeśli będziesz trzymał gębę na kłódkę, to nic mu nie zrobią.

Pijany poczerwieniał i próbował chwycić Lucasa, jednocześnie balansując stopami w powietrzu, aby chodź na chwilę złapać podparcie.

- Przecież wiesz kim są! Pisałeś o nich, więc wiesz do czego są zdolni! - Krzyknął potrząsając nim. Mężczyzna przestał się poruszać i patrzył na Lucasa.

- To byli on, prawda? Źli ludzie z Japantown?

Otrzymał ledwo widoczne skinięcie głową. Puścił mężczyznę, który opadł bezwładnie na podłogę. Lucas czuł się podobnie, miał ochotę zwinąć się w kulkę na podłodze i udawać, że miażdżąca rzeczywistość jest tylko snem. Ale miał świadomość, że teraz życie Jungwoo jest w jego rękach.

Wyszedł z pomieszczenia zatrzaskując drzwi i zbiegł w dół schodami. Skierował swoje kroki w stronę dzielnicy, która była jedyny miejscem, gdzie mógł szukać pomocy. Elementy układanki zaczęły odkrywać prawdę przed Lucasem, nie ważne jak bardzo próbował zepchnąć je w gąb swojej podświadomości.

 Ojciec Jungwoo był nieudolnym pisarzyną, który próbował prowadzić śledztwo dziennikarskie. Kręcił się interesując sprawami, którymi nie powinien i pytał ludzi, których nie wolno pytać. Nie znając delikatnej struktury władz rządzącej tym miejscem, wpakował się w tarapaty. Jednak ludzie z którymi zadarł, wiedzieli że nieudolny dziennikarz ma coś cenniejszego niż jego własne życie, ma syna, a tym synem jest Jungwoo.

 Lucas niestety bardzo dobrze znał mechanikę, z której korzystali i tylko to pozwalało mu wierzyć, że Jungwoo nic nie jest. Był zakładnikiem, dzięki któremu mieli pod kontrolą dziennikarza. Na początku będą tylko sprawdzali jego lojalność, wystarczy że ojciec Jungwoo nie będzie kombinował, a w obecnym stanie Lucas był pewny, że nie będzie. Jednak później będą testować jego oddanie dając mu zadania i udowadniając, że mogą zrobić z Jungwoo co chcą.

Dlatego nie było czasu do stracenia. Lucas znalazł się w Japantown. W dzień było to wręcz przyjazne miejsce i ciekawa atrakcja turystyczna. Przemknął w mniejsze uliczki, doskonale pamiętając drogę. Już po chwili zobaczył drzwi od dojo.

Nie zawahał się, pchnął drzwi wchodząc do środka, gotowy na wszystko, a jego determinacja biła z każdego kroku. Jeśli chcieli z nim walczyć, był gotów, jeśli chcieli go wykorzystać, pozwoliłby im. Chciał tylko jednego, potrzebował pomocy. 

W środku zobaczył chłopaka, którego pamiętał z poprzedniego spotkania, jako tego, który nie walczył.

- Jednak wróciłeś? - Zapytał podpierając się pod boki. Był drobny i szczupły, jego kimono było w czarnym kolorze, a talię przecinał czarny pas, Lucas już dawno nauczył się, że nie należy oceniać przeciwnika po wyglądzie.

- Potrzebuję waszej pomocy. 

cdn 

_______________________
W następnym rozdziale będą Markhyucki. 
Ps. Pozdrowienia prosto z osiemnastki xD

MASK (Luwoo, Markhyuck)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz