Mask 28

538 119 22
                                    

Przewaga leżała po stronie mężczyzny, ale jego ruchy zrobiły się mniej precyzyjne, bardziej nerwowe, tak jakby denerwowało go, że walka toczy się tak długo.

Lucas postanowił to wykorzystać. Zaczął robić uniki chodząc dookoła mężczyzny, zmuszając do go szerokich zamachów. Ostrze co rusz śmigało mu przed twarzą, czy w okolicy brzucha.

W końcu podjął ryzyko. Wyciągnął dłonie i złapał oburącz ostrze sierpa za niewyostrzoną krawędź.

Gao w pierwszym odruchu spróbował wyrwać broń, ciągnąc ostrze do siebie. Lucas na to pozwolił. Cały czas trzymając się ostrza został przyciągnięty do mężczyzny i korzystając ze swojej i jego siły wymierzył mu prawego sierpowego w twarz. Czuł jak pod jego knykciami szczęka Gao się przemieszcza.

Mężczyzna został oszołomiony na kilka sekund, więc Lucas kopnął w jego dłoń i wyrzucił  sierp.

Widział tylko kontur wysokiego mężczyzny, kiedy ten zbliżał się do niego. Gęsty dym zasłaniał widoczność. Ze wszystkich stron zaczęły padać ciosy.

Lucas poczuł uderzenie w brzuch i przez kark. Było w nich dużo siły, ale również złości. Lucas zignorował ból, w uszach szumiała mu przepływająca krew. Zaczął oddawać ciosy. W podbrzusze, szyję, twarz.

Podskoczył i wykonał kopnięcie w powietrzu. Trafił Gao w głowę. Mężczyzna zatoczył się, a Lucas rzucił się na niego, powalając impetem i ciężarem ciała.

- Może i mnie pokonałeś, ale już go nie uratujesz. – Powiedział z paskudnym uśmiechem na twarzy. Lucas usiadł na jego ramionach i zaczął uderzać w twarz i głowę.

Przed oczami stawały mu wszystkie sceny, kiedy Gao krzywdził Jungwoo. Już po chwili mężczyzna zaczął dławić się krwią, a kostki Lucasa był zmiażdżone.

Chłopak nie przestawał uderzać, przelewał cały swój żal i złość. Płomienie otaczały go coraz ciaśniej, dym zajmował płuca, a on górował nad przeciwnikiem i uderzał, chociaż mężczyzna już dawno przestał się ruszać.

- Lucas! – Usłyszał słaby głos.

Zatrzymał się. Pierś Gao uniosła się powoli, czyli jeszcze żył. Lucas położył dłonie na jego szyi.

Powinien to zrobić, należało mu się za całe zło jakie wyrządził Markowi, Donghyuckowi, Jungwoo, Winwinowi, Kunowi, Tenowi, Yucie i jemu.

- Lucas... - Głos dochodzi z daleka zza ściany dymu.

Opuścił ramiona. Spojrzał jeszcze raz na zmasakrowaną twarz mężczyzny.

Wstał czując jak rana na piersi moczy mu koszulkę. Chwiejnym krokiem, przedzierając się przez dym, zszedł z podestu.

Ogień, był już w całym pomieszczeniu, wspinał się po ścianach i lizał sufit.

- Lucas! – Usłyszał zanim zobaczył drobną sylwetkę leżącą na podłodze.

- Jestem tutaj. - Powiedział kucając na ziemi.

Jungwoo zasłaniał twarz koszulką i trzymał się najbliżej podłogi jak tylko mógł, żeby uniknąć wdychania dymu, jednak kiedy go zobaczył natychmiast wyprostował się, a ciężki łańcuch przesunął się po podłodze.

Lucas uklęknął przed nim, chciał wziąć go w objęcia, przytulić i nigdy nie puszczać. Jednak spojrzał na swoje ręce, poranione, przyzwyczajone do trzymania broni, dłonie które miały na sobie krew wielu osób. Jeśli dotknąłby nimi Jungwoo, mógłby skazić czyste dobro, które w nim płynie.

*

- Kochanie. – Powiedział Jungwoo przybliżając się. Wziął w dłonie jego twarz i czekał tak długo, aż Lucas uniósł spojrzenie i ich oczy się spotkały.

- To już koniec. – Powiedział, a jego dolna warga zadrżała. – To koniec.

Uśmiechnął się i przytulił do piersi chłopaka, nie zważając na krew, gęstniejący dym i rozszerzający się ogień. Lucas zadrżał od szlochu. Otoczył chłopaka ramionami i zaczął kołysać powoli.

- Koniec. – Powtórzył Lucas składając pocałunek na jego włosach i przytulił do nich policzek. 

cdn

MASK (Luwoo, Markhyuck)Where stories live. Discover now