Mask 17

649 124 14
                                    


Dłonie Marka drżały, nie mógł nic zrobić, tylko patrzeć na nóż utkwiony w dłoni Donghyucka. Dla młodszego wypływająca krew była tak surrealistyczna, że gdyby nie spazmy bólu, które spinały na krótkie chwile mięśnie w zranionej dłoni, nie uwierzyłby że jest prawdziwa. Bezsilność ogarnęła Marka w obliczu cierpienia ukochanej osoby, chciał jakoś pomóc, zrobić cokolwiek, ale nie mógł. Donghyuck bladł , a jego twarz ściągnięta była bólem.

W żyłach Marka zawrzało od wściekłości, obrócił się i zobaczył Jungwoo, który stracił przytomność, duszony przez Gao. Zadziałał instynktownie, nie myśląc o konsekwencjach.

Dobiegł do Gao i zaatakował pięścią jego twarz. Nie dosięgnął celu, dłoń mężczyzny owinęła się wokół jego pięści i go zatrzymała, ale bezwładne ciało Jungwoo leżało już na ziemi. Silny cios w twarz oprzytomnił Marka, a krew pociekła z jego nosa. Gao chwycił go za ubranie i podniósł rękę, żeby znów go uderzyć, ale zatrzymał go głos.

- Szefie, nie po twarzy.

Gao obrócił się wściekły w stronę mężczyzny ubranego na czarno z gładko ogoloną głową.

- Jeśli jego ojciec zobaczy ślady, może się wkurzyć. - Dodał. Słowa te jak zaklęcie zadziałały na Gao. Cała złość momentalnie z niego uszła. Puścił Marka i wygładził jego ubranie na ramionach. Podszedł do leżącego na ziemi Donghyucka i szybkim ruchem wyrwał nóż wbity w podłogę i jego dłoń, a pomieszczenie wypełnił kolejny krzyk bólu. 

- Zawołaj medyka. - Powiedział wychodząc z pokoju.

*

Nie ulegało wątpliwości, że czas działał na ich niekorzyść. Lucas podciągał się na drążku zawieszonym we framudze drzwi, obiecał Tenowi, że nie zerwie szwów, dlatego skupił się na treningu rąk. Pot spływał po jego napiętych mięśniach, kiedy do pomieszczenia wszedł Winwin.

- Chcę cię przeprosić. - Powiedział patrząc w podłogę.

- Nie przepraszaj. - Powiedział Lucas nie przerywając podciągania. - Zmobilizuj siebie i swoich ludzi, żeby jak najszybciej powtórzyć akcję.

- Widziałem jak walczysz. - Powiedział siadając i biorąc na kolana kota, który miauczał przeciągle. - Takich technik nie uczy się w dojo.

Lucas zeskoczył i skrzywił się czując ból w nodze, chwyci koszulkę i wytarł nią sobie twarz.

- Zastanawiasz się, czy nie jestem taki sam jak Gao? - Uśmiechnął się gorzko. Przeszłość zawsze była krok za nim i chociaż bardzo chciał o niej zapomnieć, ona wracała.

- Teraz wiem, że jesteś dobry. Zależy ci na tym chłopaku, którego ma Gao, ale czy zawsze tak było... - Jego spojrzenie uważnie skanowała ciało Lucasa, na którym widniały ślady sprzed wielu lat.

- Przyjechałem do York Nowy, żeby móc żyć normalnie, marzyłem jedynie o spokoju i harmonii. Jednak koszmary poprzedniego życia ciągle mi towarzyszyły, wszystko zmieniło się kiedy pierwszy raz zobaczyłem Jungwoo, był taki kruchy i na wskroś dobry, jedyne co chciałem to chronić go, chociaż nawet nie wiedziałem jak ma na imię. Kiedy poznałem Jungwoo, uwierzyłem, że mogę być tak po prostu szczęśliwy. Z nim. Wypełniał każdą moją myśl, odpędzając moje demony, okazał się ideałem, mądrym i łagodnym. Sama myśl o nim wydobywa ze mnie głęboko ukryte pokłady dobra. Ale lepiej by było gdybym nigdy go nie poznał... - Westchnął pochylając głowę, żeby ukryć grymas bólu, który pojawił się na jego twarzy, kiedy przypomniał sobie strach na twarzy Jungwoo.

- Jakie są twoje demony przeszłości? - W głosie Winwina słychać był nutę współczucia, ale ton pozostał twardy.

- Chcesz poznać moją historię? - Uniósł wzrok na chłopaka, a ten skinął głową.

- Jestem sierotą, nie mam pojęcia co stało się z moimi rodzicami. Na wyspach z których pochodzę jest pełno sierot i nikt za bardzo nie przejmuje się kolejnym brudnym dzieciakiem, który plącze się pod nogami. Zawsze byłem zdany tylko na siebie. Byłem dość silny, co pomagało mi przetrwać. Ludzie mieszkający w okolicy, mówili że jestem jak kot, zawsze sam, kroczący własnymi ścieżkami, nie troszczący się o nikogo. Kiedyś trójka chłopaków zatrzymała mnie w ciemnej uliczce, miałem wtedy z siedem lat, nie pamiętam czego ode mnie chcieli, ale rozwaliłem ich. Widział to członek Makuzy.

- Makuzy? - Zapytał Winwin.

- Makuza była bardzo podobna w działaniu do Gao, ale na większą skalę. - Skinął głową, przypominając sobie strach ludzi, którzy widzieli tatuaże na plecach członków.

- Przygarnęli cię?

- Nie. Zrobili ze mnie maszynę do zabijania. Kiedy byłem nastolatkiem, potrafiłem się posługiwać bronią lepiej niż widelcem. Byłem ulubieńcem szefa, jego najlepszą zabawką. Jeśli trzeba było spalić jakiś dom z rodziną w środku, nie pytałem dlaczego, po prostu rozpalałem ogień i robiłem to. Wystarczył krótki rozkaz, żebym zabił człowieka.

- Kiedy to się zmieniło? - Oczy Winwina się powiększyły jakby bał się, że jego rozmówca zmieni się w bezlitosną bestię. Lucas często widział to spojrzenie.

- Podczas dużej akcji zostałem poważnie ranny. Przygniotła mnie wielka belka, która spadła z dachu płonącego budynku. Makuza zostawili mnie, myśląc że nie żyję. Miałem połamane więcej kości niż potrafiłem zliczyć, jednak ci którzy mówili, że jestem jak kot mieli sporo racji. Zostało mi jeszcze kilka żyć, co prawda byłem w śpiączce, ale kręgosłup nie ucierpiał, zrobiono mi operację pękniętej śledziony i po kilku tygodniach się obudziłem. Przy moim łóżku zobaczyłem staruszka ubranego w kimono, takie samo jak twoje.

- To on cię uratował?

- Prowadził Dojo, trochę większe od tego, bo na wyspach sztuki walki są bardziej potrzebne niż w York Nowie. Nazywałem go Mistrzem. Karmił mnie, uczył na nowo chodzić, a także czytać i pisać. Był dla mnie jak ojciec, matka i mistrz.

- I co się stało?

- Chociaż wszyscy ludzie dookoła mówili, że nie mam duszy, on w to nie wierzył. Uczył mnie dobroci i harmonii. Jedyny na świecie obdarował mnie miłością. Niestety kiedy przyszła Makuza, nie było mnie żeby obronić Mistrza.

- To podobnie jak z moim dziadkiem. – Szepnął Winwin.

- Mistrz kazał mi skierować swoją energię na taniec, dlatego kiedy zginął wyjechałem, żeby zrobić tak jak powiedział, nie mogłem splamić pamięci po nim zemstą. Nie po tym wszystkim co dla mnie zrobił. 

- Czasami są ludzie, którym zawdzięczamy wszystko, ale nie możemy zrobić dla nich nic. – Powiedział Winwin. - Od teraz powinienem się skupić na ratowaniu mojej dzielnicy, a nie na pomszczeniu dziadka. On by tego nie chciał.

Lucas pokiwał głową.

- Uratujmy Jungwoo i twoich ludzi. 

cdn

MASK (Luwoo, Markhyuck)Where stories live. Discover now