Mask 21

580 120 8
                                    


Lucas odwrócił głowę w momencie kiedy ciało Jungwoo zderzyło się w powierzchnią wody. 

Chciał wskoczyć do stawu, żeby go uratować, ale dwóch mężczyzn zagrodziło mu drogę. Żądza krwi zabłysnęła w jego oczach. Z krzykiem na ustach ciął mężczyznę przez bark. Ten nie odsunął się, ale drugą ręką próbował wbić nóż w bok Lucasa, podobnie drugi przeciwnik. Biały tygrys podskoczył, a noże zderzyły się ze sobą z metalicznym chrzęstem. Korzystając z impetu spadania złapał głowę rannego mężczyzny i ściągnął ją w dół, żeby rozbić ją o swoje kolano. Poczuł znajome chrupnięcie i wiedział, że złamał przeciwnikowi nos. Kolejny ze wściekłością wyprowadził cios, ale Lucas tylko go sparował i wskoczył do wody.


Nie mógł tracić czasu, nie wiedział ile jeszcze powietrza zostało Jungwoo. 

Płynął machając rękami i nogami, aż dostał się na środek. Zanurkował i strach ścisnął jego serce. Jasne włosy chłopaka falowały dookoła jego bladej twarzy, na której nie było oznak życia. Wziął go na ręce i uniósł nad wodę. Stanął szeroko na nogach, trzymając w ramionach bezwładne ciało Jungwoo. Dotknął jego policzka błagając, żeby się obudził.

- Jungwoo... - Powiedział odgarniając z twarzy jego włosy. Chłopak jakby go usłyszał, bo ocknął się otwierając szeroko oczy i zaczął krztusić się pod kneblem. Lucas ściągnął mu z twarzy materiał i chłopak zaczął pluć wodą.

Ulga ogarnęła Lucasa, miał w swoich ramionach Jungwoo, już nic złego nie mogło się stać. Czuł pod palcami kości jego kręgosłupa i bioder, jego skóra była chorobliwie blada, ale najważniejsze było to, że znajdował się blisko niego.

- Lucas. Musisz uciekać. - Powiedział słabym ochrypłym głosem, opierając swoją głowę na jego piersi.

- Spokojnie kochanie, zabiorę cię stąd. - Lucas spojrzał na stalową linkę, która oplatała ciało chłopaka, jego miecz powinien sobie z nią poradzić. Ale w jego dłoniach spoczywał Jungwoo, a nie zabójcza klinga. Musiał upuścić ją w jeziorze, kiedy płynął ratować chłopaka.

- Jungwoo wstrzymaj oddech. - Poprosił. Chłopak zamknął powieki i nabrał powietrza. Lucas powoli opuścił go na dno stawu i zanurkował szukając swojej broni. Woda była mętna, więc nie widział nic dalej niż na wyciągnięcie ręki. Pływał przy dnie, rozglądając się nerwowo. Już miał wracać, żeby Jungwoo znów nabrał powietrza, kiedy ją zobaczył, leżała kilka metrów dalej przykryta mułem.

Podjął szybką decyzję. Gdy chwycił miecz usłyszał dźwięk silnika. Wypłynął na powierzchnie w momencie, kiedy stalowa linka znów się napięła i wyciągnęła Jungwoo nad wodę. Lucas rzucił się w stronę chłopaka, ale woda spowolniła jego ruchy. 

Widział jak jego ukochany znów jest podnoszony coraz wyżej, za chwile nie będzie w stanie go dosięgnąć. Krzyknął rzucając mieczem w ostatnim akcie desperacji. Klinga zderzyła się w locie z liną, a dookoła rozniósł się szczęk metalu. Miecz spadł do wody, a lina nawet nie wyszczerbiona dalej trzymała chłopaka.

- Jungwoo! - Krzyknął, ale chłopak już był zbyt wysoko, a ramię wysięgnika zaczęło przesuwać go w stronę brzegu. Lucas chciał za nim podążyć, ale do stawu wskoczyło już dwóch następnych przeciwników. Lucas skierował na nich całą swoją złość.

Nie zważając na to, że są uzbrojeni ruszył do przodu z żądzą mordu w oczach. Przez cały czas próbował nie wyjść z równowagi, trzymać potwora którym był na uwięzi. Jednak, kiedy Jungwoo ponownie został wyrwany z jego ramion wszystkie hamulce puściły. Rzucił się na brodzących w wodzie mężczyzn. Chociaż stopy zapadały mu się w mulistym dnie, on nie zwalniał. Oko człowieka prawie nie nadążało za jego ruchami. Wskoczył na ramiona mężczyzny, a zanim ten zdążył unieść broń, Lucas skręcił mu kark.

Ciało człowieka zaczęło przewracać się do wody, kiedy następny przeciwnik złapał Lucasa za kark i ciął mieczem po brzuchu. Ostrze jednak nawet nie dotknęło skóry chłopaka, ponieważ ten chwycił się dłoni przeciwnika i podskoczył, podciągając się i unikając uderzenia. Wykorzystał zamach mężczyzny i odbijając się nogami od dna sprawił, że ten stracił równowagę. Przewrócili się razem do wody.

Lucas wynurzył się, ale mężczyzna był szybszy i uderzył go w twarz zwiniętą pięścią. Lucas czuł krew, która napłynęła mu do ust. Splunął wstając i zablokował ramieniem kolejny cios mężczyzny, żeby przy okazji kopnąć go w brzuch. Przeciwnik znów upadł do wody, ale wojownik w masce białego tygrysa już nad nim stał i trzymając go za materiał ubrania zaczął uderzać w jego twarz. Czuł ciepło na swojej zaciśniętej pięści, a woda dookoła nich robiła się coraz bardziej czerwona.

 Człowiek Gao nie miał szans cokolwiek zrobić, jego twarz powoli przestawała przypominać ludzką, oblana krwią, obita do żywego mięsa. Lucas w z każdym uderzeniem wymierzał sprawiedliwość za porwanie Jungwoo, a przynajmniej tak mu się wydawało. Wściekłość przejęła nad nim kontrolę i nie zauważył, kiedy mężczyzna ostatkiem sił sięgnął do jego kostki.

Stracił równowagę i runął w wodę. Natychmiast odepchnął się ramionami od dna, żeby wypłynąć, ale czarny but mężczyzny przydepnął jego kark. Lucas próbował się wydostać, ale jego twarz wciśnięta była w szlam i muł, a on nie umiał znaleźć w niczym oparcia. Machał nogami i ramionami, ale cały ciężar mężczyzny przyciskał jego głowę do dna stawu. W płucach zaczęło go palić, jego czas diametralnie się skracał. Jedyną myślą jaką miał w głowie było to, że nie może zostawić Jungwoo. Mimo to był bez silny, sytuacja wydawała się beznadziejna.

Nagle jego dłoń natrafiła na coś twardego. Palce oplotły się dookoła rękojeści miecza. Obrócił klingę i ciął nią po łydce mężczyzny. Pomogło. Nacisk zniknął, a Lucas wynurzył się biorąc głęboki oddech i wbił ostrze w udo cofającego się przeciwnika. Kiedy z rany trysnęła czerwona struga wiedział, że trafił w tętnicę. Mężczyzna zrobił jeszcze dwa chwiejne kroki w jego stronę, zanim upadł na kolana i przewrócił się twarzą w wodę ginąc od rany zadanej własnym mieczem.

 Lucas stał w rozszerzającej się kałuży krwi, koło dwóch dryfujących ciał. Czuł, że drży, a jego mięśnie robią się słabe. Spojrzał na ranę na swoim ramieniu, z którego cały czas sączyła się krew. Oderwał kawałek swojej mokrej koszulki i używając zębów zawiązał ją ciasno nad raną. Nie mógł się teraz wykrwawić, nie kiedy był tak blisko uratowania Jungwoo.

Wyciągnął miecz z nogi mężczyzny i rozejrzał się dookoła. Staw był otoczony wysokim brzegiem, tak jakby kiedyś był głębszy, a teraz ktoś spuścił z niego wodę. Zobaczył po drugiej stronie wysoką, szczupłą postać w czarnym płaszczu, obok niego stał Jungwoo.

 Lucas zaczął przedzierać się przez wody stawu, a ścieżka krwi ciągnęła się za nim. Nie czuł bólu, miał tylko nadzieję, że jego rana na nodze się nie otworzyła.

Gęste chmury kłębiły się nad polem walki, ich złowrogi fioletowy kolor odbijał się w wodzie stawu, a Lucas mącił ten obraz idąc na przód. Dookoła słychać było szczęk stali i jęki. Najpierw kilka kropli spadło na mokre ciało chłopaka, jak ostrzeżenie, a po chwili cała gładka tafla wody zaroiła się od burzących ją kropel deszczu.

Lucas stanął przed brzegiem i zadarł głowę w górę, kiedy zeskakiwał do stawu nie zauważył, że wał otaczający wodę jest tak wysoki. 

Mężczyzna w czarnym płaszczu zbliżył się do krawędzi, żeby móc spojrzeć zamaskowanemu wojownikowi w oczy. Ich spojrzenia starły się ze sobą i Lucasem wstrząsnęło to jak bardzo podobne są, zupełnie jakby patrzył w lustro. 

Gdy tylko zobaczył czarne oczy Gao i kryjące się za nimi zło, wiedział że są tacy sami, ale mężczyzna nie miał tyle szczęścia co on. Uniósł w górę miecz, czekając aż Gao zeskoczy do niego.

- Miło mi cię w końcu poznać. - Uśmiech mężczyzny objął jego bladą pociągłą twarz. Chwycił Jungwoo za ramię i przyciągnął do swojego boku. 

Lucas zacisnął szczęki. Blondyn dygotał z zimna, a deszczowe krople spływały po jego włosach. Stalowa linka zniknęła z jego ciała, nie licząc związanych za plecami rąk.

- Uciekaj. - Szepnął Jungwoo patrząc błagalnie na Lucasa, a brud na jego twarzy mieszał się ze łzami, które znikały w strugach deszczu.

cdn

MASK (Luwoo, Markhyuck)Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora