Mask 19

618 122 82
                                    

Jungwoo trząsł się całą drogę, kiedy ludzie Gao prowadzili ich na obiad. Minęło kilka dni od kiedy ostatnio stał przed mężczyzną, ale cały czas czuł jego dłonie na swojej szyi.

Mark patrzył cały czas pod nogi, ściskając prawą dłoń Donhyucka, która nie była zraniona. Kiedy wpuszczono ich do środka, mężczyzna już siedział przy zastawionym stole. Gdy ich zobaczył wstał, a jego wysoka postać cała ubrana na czarno zasłoniła okno, jakby chciał im odebrać ostatnią nadzieję na wydostanie się stąd.

- Siadajcie przyjaciele. - Powiedział wskazując dłonią krzesła, jego czarne włosy związane były na karku, a szeroki jedwabny rękaw zafalował w powietrzu, kiedy się poruszył.

Nogi Jungwoo wrosły w ziemię i gdyby nie Mark, który złapał go za ramię i poprowadził do stołu, pewnie stałby tam dalej i wpatrywał się w mężczyznę. Zajęli swoje stałe miejsca po obu stronach Gao i czekali ze spuszczonym wzrokiem na jego słowa. Jungwoo mógł wyczuć na sobie jego spojrzenie, niemal jak oślizgły, zimny dotyk.

- Smacznego. - Powiedział w końcu Gao i wszyscy posłusznie wzięli sztućce do rąk. Jungwoo wziął do ust kawałek pyzy i żuł ją powoli, czując jak ciasto rośnie mu w buzi.

- Donghyuck kochany, daj pomogę ci. - Zaoferował się Gao odsuwając swoje krzesło. Stanął i nachylił nad chłopakiem, żeby pokroić jego mięso. Jungwoo czuł, że zbiera mu się na wymioty, kiedy widział mężczyznę pochylonego nad jego przyjacielem.

- Dziękuję panie Gao. - Uśmiechnął się Donghyuck. Jungwoo patrzył na niego z podziwem, chociaż widocznie drżał ze strachu, w jego głosie, czy zachowaniu nie było nuty zwątpienia. Jungwoo nigdy nie widział równie silnego człowieka.

- Zaprosiłem was, ponieważ mam dla was kilka dobry wiadomości. - Odezwał się Gao odkładając swoje sztućce. Jungwoo poczuł dreszcz przebiegający mu po plecach. Od początku wiedział, że stanie stanie się coś złego. 

- To prawdopodobnie nasz ostatni wspólny posiłek. - Powiedział udając smutek w głosie. Jungwoo spojrzał przerażony na przyjaciół. Mark patrzył tępo w stół, już nie zaciskał pięści, jego wola walki umarła, jedyne co robił to trzymał Donghyucka za nadgarstek zranionej dłoni.

- To naprawdę mnie boli, zdążyłem się do was przyzwyczaić. - W oczach Gao pojawił się niebezpieczny błysk uśmiechu, kiedy odchylał się na krześle.

- Już dzisiaj Mark wraca do domu.

Zapadła cisza. Gao z chorą satysfakcją patrzył jak do chłopaka dociera znaczenie jego słów.

Mark przez długą chwilę siedział przy stole, jakby wcale nie miał zareagować na to co powiedział mężczyzna, jednak później jego oczy zrobiły się większe i spojrzał z przestrachem na Gao. Wstał puszczając rękę Donghyucka i zamaszyście odsunął krzesło. Zrobiły trzy szybkie kroki w stronę mężczyzny i Jungwoo był pewny, że go uderzy. Zamiast tego Mark padł na kolana i pochylając głowę przed mężczyzną zaczął prosić.

- Wypuść Donghyucka, nie mnie. - Powiedział unosząc głowę, żeby spojrzeć w czarne oczy Gao.

- Obawiam się, że to niemożliwe. - Gao pokręcił głową udając zatroskanie, ale w jego głosie słychać było, że dobrze się bawi.

- Błagam, pozwól mu odejść. Zostanę i zrobię wszystko co chcesz, będę dla ciebie pracował, tylko uwolnij Donghyucka.

Jungwoo patrzył jak młodszy wstaje z krzesła z imieniem swojego chłopaka na ustach, ale Gao uciszył go jednym spojrzeniem i nakazał pozostać na miejscu.

- Zrobisz wszystko dla swojego Hyucka, co? - Nachylił się w stronę chłopaka z niebezpiecznym błyskiem rozbawienia w oczach. To było oczywiste, że schlebia mu ta sytuacja, to że Mark który zawsze mu się stawiał, teraz klęczy przed nim i błaga, napawało go to satysfakcją.

- Chcę ucho. - Powiedział wyciągając z rękawa niewielkie ostrze kunai, którego rączka owinięta byłą sznurkiem, a zakończony był kółeczkiem. 

Mark patrzył na mężczyznę, a cisza wypełniała całe pomieszczenie. W końcu chłopak wyciągnął drżącą dłoń po broń.


Jungwoo chciał krzyknąć, żeby tego nie robi, Donghyuck wyglądał jakby chciał zrobić to samo, ale Gao nie spuszczał z nich wzroku. Jungwoo był pewny, że jednym ruchem wbiłby w szyję jednego i drugiego następne kunai skrywane w swoim rękawie, gdyby tylko spróbowali popsuć mu zabawę. Mark trzymał nóż i patrzył szeroko otwartymi oczami na mężczyznę.

- Ucho. - Powtórzył. - To chyba nie jest wygórowana cena za wolność ukochanego.

Mark powoli obrócił głowę, żeby spojrzeć na Donghyucka. Ten zaciął usta w wąską kreskę i pokręcił gorączkowo głową. 

Mark z zapuchniętymi oczami w których zbierały się łzy spojrzał jeszcze raz na Gao i przyłożył ostrze do swojego ucha. Jungwoo wstrzymał oddech patrząc jak Mark chwyta w palce płatek i zbliża nóż do skóry.

- Czekaj. - Zatrzymał go Gao, powodując oddech ulgi u wszystkich w pomieszczeniu. - Nie twoje ucho. - Wskazał podbródkiem na Jungwoo i wyszczerzył wszystkie zęby w drapieżnym uśmiechu. - Jego.

- Nie! - Donghyuck nie wytrzymał i wstał ze swojego miejsca. Gao spojrzał na niego, a jego mina diametralnie się zmieniła. Uniósł w górę rękę, a do pomieszczenia wpadł mężczyzna. Chwycił Donghyucka od tyłu unieruchamiając jego ramiona, a dużą dłonią zasłonił mu usta i nos.

- Puść go! - Zawołał Mark do Gao.

- To przynieś mi jego ucho. - Powiedział znów patrząc na Jungwoo.

Chłopak skulił się w sobie, chcąc stać się zupełnie mały na krześle. Przechodził wzrokiem od wyrywającego się z uścisku ochroniarza Donghyucka, a twarzy Marka która zwróciła się w jego stronę zupełnie bez wyrazu.

Czuł, że zaraz zwymiotuje, jego żołądek skręcił się pod mocnym szarpnięciem, kiedy Mark zrobił dwa kroki w jego stronę z uniesionym w górę nożem kunai. Czuł, że powinien uciekać, ale jego ciało zesztywniało sparaliżowane strachem.

Mark stanął przed nim, a jego twarz była blada i pusta, jego oczy patrzyły na Jungwoo, ale tak naprawdę go nie widziały. Zanim postać Marka zasłoniła mu cały widok zobaczył rozbawiony wyraz twarzy Gao. 



Jungwoo zacisnął pięści i objął ramionami swój brzuch. Tak bardzo się bał, nie chciał więcej bólu, ale ostrze zbliżyło się do jego twarzy. Widział jak drży w dłoni Marka zanim oczy zaszły mu mgłą. Zacisnął powieki, czując jak Mark odgarnia mu włosy i dotyka jego ucha.

Czekał na ból, przeraźliwy, targający jego wnętrznościami ból i ciepły strumień krwi spływający mu po ramieniu. 

Serce Jungwoo stanęło, ale ból nie nadchodził. Otworzył oczy, żeby zobaczyć przed sobą twarz Marka całą oblaną łzami. Jungwoo próbował wygiąć wargi w uśmiechu, żeby przekazać przyjacielowi, że wszystko jest w porządku, ale tak naprawdę bardzo się bał i nie chciał, żeby Mark zrobił mu krzywdę.

- Nie mogę. - Szepnął Mark upuszczając kunai na podłogę.

- Rozczarowałeś mnie Mark. - Powiedział Gao wstając i klepiąc go po plecach. - Myślałem, że naprawdę kochasz Donghyucka.

Jungwoo miał ochotę rzucić się na mężczyznę i zedrzeć mu uśmieszek zadowolenia z twarzy.

- Możesz nas zostawić. - Powiedział do ochroniarza, a ten puścił Donghyucka, który natychmiast upadł na kolana łapczywie łykając powietrze. Mark na miękkich i trzęsących się nogach podszedł do niego i uklęknął obok łącząc razem ich czoła. Obaj zanieśli się płaczem.

- Ach to pierwsza miłość. - Gao mrugnął do Jungwoo. - Wracając do tematu. Tatuś Marka dostał ode mnie ostatnie zadanie, kiedy je wypełni idzie na wcześniejszą emeryturę i potrzebuje syna, żeby się nim zajął. Jak mógłbym mu tego odmówić? Obowiązkiem syna jest pomagać ojcu. - Powiedział wesołym tonem. - Dlatego Mark wraca do domu.

- Jakie zadanie? - Wycharczał chłopak, cały czas przytulając drżącego na podłodze Donghyucka.

- A to jest już druga niespodzianka. - Powiedział splatając dłonie i opierając łokcie na stole uśmiechnął się paskudnie. - Jungwoo, jedziemy na wycieczkę! 

cdn

MASK (Luwoo, Markhyuck)Where stories live. Discover now