Mask 22

556 121 14
                                    

- Walcz ze mną Gao! - Zawołał Lucas, a jego palce pobielały na mieczu. Mężczyzna spojrzał na niego i pokręcił głową z nieschodzącym z ust uśmiechem.

- Nie mam w zwyczaju walczyć z przegranymi. - Powiedział, kładąc dłoń na głowie Jungwoo w niemal opiekuńczym geście. - Ty już przegrałeś tygrysie. Jesteś bardzo złym człowiekiem.

Lucas miał ochotę rzucić się na niego, ale bał się, że kiedy zacznie wspinać się po wysokim brzegu Gao zdąży zrobić krzywdę Jungwoo.

- Wypuść zakładników, a nigdy więcej się nie zobaczymy. - Powiedział niskim gardłowym głosem.

Gao odchylił głowę w tył i zaczął się śmiać, a krople wody kapały na jego twarz.

- My i tak już więcej się nie zobaczymy. - Szepnął jadowitym tonem, ale jego głos był doskonale słyszalny.

- A ja i mały Jungwoo staliśmy się sobie bardzo bliscy, nie chcę się jeszcze z nim rozstawać. - Gao jednym ruchem obrócił swojego więźnia plecami do stawu i uniósł w górę jego koszulkę, nie spuszczając wzroku z oczu Lucasa, jakby żywił się emocjami, które się tam pojawiały.

Wojownik przeniósł spojrzenie na swojego ukochanego, a jego źrenice się powiększyły. Na delikatnej porcelanowej skórze widniały długie ogniście czerwone pręgi. Prawie czuł ból, jaki musiał doświadczyć Jungwoo.

Ostatnie nitki łączące jego ciało ze zdrowym rozsądkiem zostały zerwane. Z rykiem, który wydobył się z jego piersi rzucił się na brzeg.

Musiał dorwać Gao, miał zamiar zdeptać jego twarz, a później napoić miecz jego krwią. Ktoś, kto podniósł rękę na Jungwoo nie miał prawa żyć.

 Jednak mimo całej złości i pragnienia zemsty, nie mógł wydostać się ze stawu. Jego dłonie i stopy wpadały w miękką, śliską glinę, nie znajdując oparcia. Próbował doskoczyć do krawędzi, ale ześlizgiwał się tylko po brunatnej mazi.

Krzyknął we frustraci i wyrzucił miecz, żeby mieć wolne ręce, ale za każdym razem udawało mu się wspiąć tylko kilka centymetrów, zanim nie ześlizgnął się do wody.

Usłyszał nad sobą perlisty śmiech Gao. Uniósł wzrok, żeby zobaczyć jak Winwin staje naprzeciwko mężczyzny i kłania mu się z zaciśniętą szczęką, wyzywając go w ten sposób do pojedynku.

Lucas chciał coś krzyknąć, powiedzieć żeby poczekał na niego, widział ranę na jego nodze i boku, w tym stanie Winwin nie powinien nawet stać na nogach.

- Od kiedy wszyscy kryminaliści chcą się ze mną mierzyć? - Zaśmiał się Gao,  a dwóch mężczyzn pojawiło się za jego plecami i ruszyło w stronę Winwina. Chłopak musiał się cofać, żeby odpierać ataki obu i już po chwili Lucas stracił ich z oczu.

- Na czym to ja skończyłem? - Zapytał chwytając Jungwoo za włosy i odciągając jego głowę w tył.

- Gao! - Ryknął Lucas, żeby zwrócić na siebie jego uwagę.

- Ostatnie spotkanie kochanków. - Powiedział mężczyzna patrząc na Jungwoo zdając się ignorować Lucasa. - Powinniśmy dać małemu Jungwoo jakąś pamiątkę z tej okazji, nie sądzisz? - Zapytał przenosząc wzrok na chłopaka w wodzie.

Zanim Lucas zdążył cokolwiek zrobić Gao pchnął Jungwoo, tak że ten zderzył się plecami z metalowym, pordzewiałym stołem.

Mężczyzna poruszał się błyskawicznie, więc zanim blondyn wydał z siebie chociażby jęk bólu, stanął przed nim, chwycił go za ubranie, podniósł i rzucił na stół.

Lucas widział jak głowa chłopaka uderza o metalowa blachę, a on zaciska oczy i całe powietrze ulatuje z jego płuc.

- Zostaw go! - Krzyknął i znów zaczął garściami wybierać glinę i błoto z wału, licząc że pod spodem będzie twarda ziemia, po której będzie mógł się wspinać. Jego ręce pracowały, ale cały czas zatapiały się w mazi, jego siała była jakby wchłaniana przez muł, woda zalewała mu twarz, ale on zadzierał głowę, nie odrywając spojrzenia od Jungwoo.

Gao wyciągnął nóż i rzucając rozbawione spojrzenie Lucasowi chwycił materiał koszulki Jungwoo i jednym szybkim cięciem przeciął materiał na pół odsłaniając klatkę piersiową i brzuch chłopaka.

- Nie... - Szeptał gorączkowo Jungwoo kręcąc głową i wierzgając nogami, ale mężczyzna rozsunął je stanowczym ruchem i stanął między nimi.

Lucas z okrzykiem wściekłości i rozpaczy rzucił się na błotnistą ścianę, ale odbił się od niej i wpadł do wody. Jego serce rozdzierał ból, Jungwoo był tak blisko, a on nie mógł mu pomóc, musiał patrzeć jak Gao robi mu krzywdę.

- Lucas! - Jego imię wyrwało się z ust Jungwoo razem ze szlochem.

- A więc masz na imię Lucas? - Uśmiechnął się Gao znów łapiąc jego spojrzenie. - Więc co powiesz Lucas? Mała blizna, która będzie przypomniała Jungwoo o tobie?

- Nie dotykaj go! - Rozejrzał się dookoła szukając pomocy, ale nie widział nikogo w zasięgu wzroku.

Gao z iskrą podniecenia i szaleństwem w spojrzeniu nachylił się nad Jungwoo i przyłożył nóż do jego szyi. Lucas znów zaczął walczyć z gliną, widząc jak klatka piersiowa chłopaka unosi się szybko i opada, a jego ciałem wstrząsają spazmy szlochu.

- Może na brzuchu? - Powiedział Gao górując nad chłopakiem i dotykając końcówką ostrza jego jasną skórę. - Albo na serduszku. - Syknął prowadząc ostrze w stronę piersi Jungwoo.

Lucas padł na kolana, a z jego piersi wydarł się ryk dzikiego zwierzęcia zamkniętego w klatce. Czuł ból sączącej się, zatrutej rany, ale nie była ona widoczna. Za każdym razem kiedy patrzył na swojego ukochanego czuł jakby ktoś przeszywał jego pierś mieczem. Bezsilność przygniatała go, nie mógł zrobić nic, żeby powstrzymać Gao.

Jungwoo odwrócił twarz w jego stronę, żeby sprawdzić czy wszystko z nim w porządku. Kiedy ich spojrzenia się spotkały Lucas myślał, że umrze. Nie mógł znieść widoku swojego Jungwoo w łapach tego potwora.

- To może na tej ślicznej buźce? - Gao przyłożył ostrze do policzka chłopaka. Lucas widział, jak nóż naciska na porcelanową skórę chłopaka, a po ostrzu spływa czerwona łza. W tym momencie usłyszeli wycie syren. Gao zabrał nóż i chwytając Jungwoo za ramię, podniósł go ze stołu i zaczął prowadzić w kierunku czarnego samochodu.

- Jungwoo! - Krzyknął.

- Lucas! - Usłyszał jeszcze swoje imię, zanim chłopak zniknął, wepchnięty do samochodu. Lucas spojrzał z nadzieją w kierunku z którego dochodziły syreny policyjnych wozów. Nie pozwolą im przecież wyjechać, zatrzymają Gao i uratują Jungwoo.

Zobaczył nad swoją głową nogi, a później twarz Tena.

- Musimy uciekać. - Zawołał kładąc się na ziemi i spuścił w dół swoje munchako. Lucas nie zastanawiał się dwa razy. Chwycił za metalową pałkę, która wyślizgiwała mu się z dłoni i czując przeciągły ból w ramieniu próbował się wspinać, ale jego stopy nadal ściskały się w błocie. Do Tena dołączył Yuta i razem zaczęli wyciągać Lucasa na brzeg. Kiedy jego dłonie trafiły na twardą ziemię podciągnął się i wytoczył na brzeg. Spojrzał na metalowy stół i jego oczy zapiekły.

- Szybko Lucas. - Ponagli Ten wchodząc pod ramię Kuna i zaczął prowadzić go w stronę siatki.

Chłopak miał paskudną ranę idącą od jego lewego biodra przez brzuch i klatkę piersiową, kończąc się na brodzie. Zaledwie centymetr głębiej i powłoki brzuszne zostałyby przecięte, a chłopak trzymałby w dłoniach własne wnętrzności. Pobiegli w stronę siatki słysząc za sobą kroki policjantów. Kiedy przeskakiwali przez płot usłyszeli strzały. Kula trafiła w metalowy słupek koło nich. Pochylili się i wbiegli między budynki rozdzielając się. 

cdn

MASK (Luwoo, Markhyuck)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz