XVI

3K 254 398
                                    

Dni stawały się krótsze, co oznaczało że nadchodziła znienawidzona przez wszystkich Chińska jesień. Deszcz będzie gonił się z wiatrem, chłód z szarymi dniami. Na przełomie października a grudnia, Chenle zazwyczaj wyjeżdżał na południe w poszukiwaniu ciepła. Wtedy Tajlandia czy Australia stawały się dla niego rajem na pełne dwa miesiące, podczas których nie przejmował się niczym, tylko okazyjnie nauką.

Teraz jednak będzie inaczej. Zostanie w Chinach, sam, bez ciepła, piasku czy koktajli na plaży. Nie było mowy o żadnym wyjeździe, czy chociaż samotnym opuszczeniu domu Taeyonga.

Starszy strasznie go pilnował, na tyle że kazał nawet Markowi dzwonić do siebie dwa razy w ciągu dnia, po tym gdy wydawało się że ktoś ich śledzi w drodze do domu z marketu.

Chenle czuł wtedy jednocześnie miłość którą darzy go Taeyong, ale i dziwny strach bo w końcu Yukhei tak samo o niego dbał i troszczył się. Zhong wiedział że nie może porównywać Koreańczyka do swojego byłego, zamordowanego chłopaka, ale tak podpowiadało mu serce z czym nie potrafił walczyć. 


Czując zaciskające się wokół jego talii ramiona, Chenle odwrócił się, uśmiechając się w stronę dopiero co obudzonego Taeyonga.

- Dzień dobry, maleństwo- odezwał się zaspanym głosem mężczyzna, jeszcze bardziej przyciągając ciało Lele do siebie. Robił tak codziennie, jakby sprawdzał czy Chenle naprawdę leży u jego boku, a gdy upewniał się że tak, składał lekki pocałunek na bladym policzku młodszego.

Nie odpowiadając Chenle wtulił się w nagą pierś swojego ochroniarza, wzdychając. Za oknem znowu padało i było szaro, a on znów będzie musiał zostać w domu, grając w gry dla zabicia czasu.

- Hej, nie śpij- czując pocałunki zjeżdżające w dół jego prawego profilu, Lele zaśmiał się odsuwając głowę. Przyłożył dłoń do policzka nadal zaspanego Taeyonga, po czym złożył na jego ustach szybki i delikatny pocałunek. Nie było to nic więcej niż styknięcie się warg na sekundę, lecz Koreańczyk rozumiał i cieszył się że Chenle sam inicjuje czułości. Wręcz uwielbiał jak młodszy go przytulał tak żeby jego ciało było objęte z każdej strony. Widać było że potrzebuje tego, a sam Taeyong nie szczędził mu okazywania uczuć, samemu ciągnąc go do pieszczot.

- Nie chcę zostać dziś znów w domu- mruknął Chińczyk na nowo wtulając się w ciepłe ciało starszego. Taeyong objął go ramionami, po czym przyciągnął na swoją pierś. Uśmiechając się blado do młodszego, zaczął przeczesywać jego włosy.

- Skarbie, nie możesz wyjść. Nie jesteś...

-... Bezpieczny, tak wiem- dokończył Chenle, podnosząc się z jego piersi.- Ale Taeyong, ja nie wytrzymuję, czuję się jak jakaś Roszpunka zamknięta w wieży- burknął, krzyżując ramiona.

- Jeśli tak bardzo chcesz, mogę być twoim księciem i wyrwać Cię z niej, hm?- czując na nowo oplatające go ramiona, które chyba dziś nie miały zamiaru go puścić, Chenle rozchmurzył się, odwracając głowę w stronę Koreańczyka.

- Nie rozumiem?- powiedział marszcząc brwi.

- Naciągaj spodnie, pojedziemy gdzieś.




- Gdy powiedziałeś "gdzieś" nie sądziłem że chodzi Ci o twoją pracę...- zaśmiał się Chenle, gdy Taeyong zaparkował dużego jeepa pod firmą.

- Wjechaliśmy tu na chwilkę, muszę powiedzieć Jeno i Markowi co mają robić- odpowiedział starszy pochylając się w stronę młodszego, by skraść mu całusa.

- Szef Taeyong? Wydajesz im polecenia?- spytał nie odsuwając ust które przyjemnie ocierały się o te Taeyonga, wywołując gęsią skórkę.

- Kogoś muszą słuchać- powiedział starszy, całując go tym razem w blady policzek. Odsuwając się sięgnął szybko po coś do schowka, od razu chowając to do kieszeni. Puścił Chenle oczko, po czym wysiadł z auta, co młodszy powtórzył.

bodyguard➡ taele (taeyong × chenle)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz