2410.02.26 p II

1K 127 64
                                    

kilka dni wcześniej

Hotel delegatów znajdował się na najwyższym pokładzie stacji. Tam gdzie świeciło słońce, tam gdzie rozpościerały się ogrody i największe parki, jakie kiedykolwiek widział w swoim życiu Yoongi.

Chłopak stał właśnie na balkonie pokoju, do którego zostali zaprowadzeni zaraz po zaokrętowaniu i obserwował widok za oknem. Musiał przyznać, że Aningan robiła wrażenie. Gdyby nie wiedział, że nie wylądowali na jakiejś planecie, miałby problem, żeby poznać, że wszystko co do tej pory napotkali na swojej drodze jest dziełem człowieka i technologii, a nie natury.

Holograficzne niebo nad nimi miało ten spokojny odcień błękitu, który zawsze wyglądał lekko sztucznie na Hyperionie, ale tu pasował wręcz idealnie. Niebieskawo-szara barwa nabierała powoli żółtawego zabarwienia, ale nawet na samym horyzoncie symulacji, wyglądała wciąż dobrze, prawdziwie. Żadnych prześwitów, przez które widać było czasem to, co działo się poza stacją. Żadnych martwych pól, które wprowadzały wszystkich w stan niepokoju, przypominając im brutalnie, że żyją na sztucznej wyspie narażonej na ataki kosmosu i nie pozwalały zapomnieć, że od kosmicznej ciemności nie oddziela ich kilka warstw atmosfery. Poza tym sama symulacja wydawał się nie kończyć. Yoongi, choć bardzo się starał, nie mógł wypatrzyć granicy pomiędzy kopułą, a samą granicą podstawy stacji. Aningan wyglądała jak planeta.

JK, który stał po jego prawej stronie, łapał się kurczowo barierki, patrząc dokładnie w tym samym kierunku co on. Yoongi chyba nigdy, odkąd go spotkał, nie widział go tak zafascynowanego i zaskoczonego. Chłopak, poza widokiem rozciągającym się przed nimi, nie zwracał na uwagi na nic innego. Widać było, że stara się zapamiętać wszystko, co widzi; kształty budynków szpitalnych stojących przy jeziorze, drzewa, kolosalne keplerskie wierzby, większe od ziemskich sekwoi. Ich wielkie gałęzie bujały się pod wpływem sztucznego, stacyjnego wiatru, a kręte schody wiły się dookoła ich masywnych pni. Można było dostrzec ich misterną i delikatną teksturę, z której były znane keplerskie drzewa. Yoongi widział, jak oczy JK'a ześlizgują się na trawniki, na ludzi zbierających się na placach, które powoli włączały światła wraz z nadchodzącą nocą.

Starszy chłopak z trudem oderwał od niego wzrok i odwrócił się w stronę pokoju, gdzie wciąż witała się jego własna załoga z delegacją stacji.

Wszyscy mieli na sobie mundury, a właściwie to mundury treningowe. Była to pierwsza rzecz, która rzuciła się Yoongiemu w oczy. Gdy obserwował ich srebrne przypinki z odznaczeniami i szczeblami wojskowymi, starając się zapamiętać ich stopnie i twarze, brak swoich własnych czuł prawie fizycznie. Jego rękawy bez kapitańskich pasków wydawały się ciężkie, a puste miejsce po naszywkach na piersi, prawie go paliło. W pierwszym odruchu mało nie schował rąk za plecy, starając się ukryć to, co zrobił ze swoim mundurem jak dziecko, które wiedziało, że zrobiło coś złego i boi się kary. To była jednak jego własna decyzja i mimo wszystkich trudności, jakie spotkały ich w ostatnich miesiącach, Yoongi ani razu jej nie żałował.

Była to jednak chwila. Podniósł podbródek lekko do góry, starając się zachować nonszalancką pozę i tym samym dodać sobie wzrostu i odwagi.

Raptem wstrzymał oddech, czując na sobie czyjś wzrok. Chłopak, który jako pierwszy wszedł do pokoju hotelowego, ten z blond platynowymi włosami, zawadiackim uśmiechem i równie ciemną, co Jina, cerą spojrzał na niego. Przez chwilę widać było na jego twarzy zdziwienie. Yoongi czuł na sobie jego wzrok ześlizgujący się z jego ust na pierś, na miejsce po logo Federacji, a potem na rękawy.

Jeśli Jin się mylił, co do tych ludzi, powtarzał sobie Yoongi w myślach, chłopak wyciągnie zaraz z kabury laser. Jeszcze chwila. Jeszcze chwila... ale wtedy twarz blondyna przybrała znów ten pełen zadowolenia wyraz. Wyminął witającą się grupkę i wyszedł do niego na balkon, kłaniając się nisko.

✔On the edge of Forever | Minjoon | YoonseokDonde viven las historias. Descúbrelo ahora