2410.03.01

1K 123 192
                                    


a/n: ok, żeby była jasność; ten rozdział jest po tym, jak przylecieli na Aningan, ale przed tym jak Yoongi i Hoseok zaczęli ze sobą sypiać. i to ostatni rozdział, który nie jest chronologiczny


Pokój Jina był pusty, podobnie jak Jimina i Taehyunga. JK wiedział to na pewno, bo po tym jak bezskutecznie dobijał się do nich przez dziesięć minut, sprawdził je jeszcze dokładnie, otwierając podrobionym kluczem. Kopię dorobił sobie już pierwszej nocy zaraz po tym, jak wszyscy udali się do siebie.

Nie było to trudne zadanie. Wystarczył dostęp do sieci wewnętrznej Aningan, jego własny klucz i kilka godzin prób i błędów. JK musiał przyznać, że włamanie się na serwery hotelu nie było dziecinnie proste, ale spodziewał się po stacji lepszych zabezpieczeń. Nikt nie próbował go z nich wyrzucić i przez moment JK pomyślał nawet, że ktoś nawet robi to specjalnie, tylko po to, żeby zaatakować w najmniej spodziewanym momencie. Nic takiego jednak się nie stało. Klucze bez większych problemów zakodowały się na jego karcie i po przebudzeniu mógł już bez problemu chodzić po całym hotelu, zaglądając we wszystkie jego zakamarki.

Teraz były jednak bezużyteczne. Jina nie było w jego pokoju, i mimo że JK zaglądał do niego już trzy razy, to mężczyzna wciąż uparcie siedział na jakimś bezsensownym spotkaniu i nie wyglądało na to, że wróci z niego szybko. JK po raz kolejny wyszedł na korytarz, ściskając w ramionach Jonesie, której nie wydawało się to przeszkadzać.

Chłopak westchnął sfrustrowany, zerkając w stronę pokoju Jimina i Taehyunga. Nie wrócili jeszcze, słyszałby, gdyby ktoś z nich wchodził do siebie. Kocica musiała czytać mu w myślach, bo miauknęła, jakby zgadzając się z jego tokiem myślenia. I wtedy JK doznał olśnienia.

Yoongi! Odwrócił się gwałtownie, spoglądając w górę korytarza; tam gdzie znajdował się pokój ich kapitana. Wejście do niego nie było trudne. Jeden szybki ruch nadgarstka i drzwi stały już otworem, a w nich JK z miauczącym co jakiś czas kotem.

Wnętrze sypialni Yoongiego było ciemne, żaluzje zasunięte szczelnie i chłopak pomyślał przez chwilę, że gdyby był normalnym Ziemianinem, to pewnie by mu to przeszkadzało. Pewnie bałby się nawet, zupełnie jak załoga Ulysessa, gdy próbowali znaleźć go w zakamarkach statku, gdy znikał im na wiele tygodni, chowając się gdzieś we wnętrzu statku.

Brak światła zawsze wzbudzał w ludziach podświadomy, prymitywny lęk. Dla niego jednak mrok był domem i to w nim czuł się najbezpieczniej. Chłopak schylił się, puszczając Jonesie przodem. Nie musiał nawet czekać, żeby jego oczy zmieniły się. Jego normalnie ciemno-brązowa tęczówki zaszły srebrem, które zajmowało teraz również jego źrenicę. Po wielu latach prób i nauki działo się to prawie automatycznie. JK mrugnął na próbę, testując obraz przed sobą.

Pomieszczenie nie tonęło już w czerni, wybuchnęło kolorami, które jednak nie wyglądały tak samo jak w ciągu dnia. Czerwone kolory mieszały się z zielonymi. Temperatura wszystkiego i jej echo ciągnęło się za przedmiotami i ludźmi jak duchy. Czasem kolory wybuchały tak mocnym światłem, że JK miał wrażenie, że zaraz na zawsze straci wzrok. Gdy był mały, doktor Woozi zapewniał go często, że to tylko złudzenie i że nic mu nie będzie. Chłopak miał jednak wątpliwości. Zwłaszcza, gdy Ulysses i jego własny rdzeń, przegrzewał się i sen, po całym dniu stresu, nie przynosił ulgi. Cienie i światła nawiedzały go nawet wtedy, gdy miał zamknięte powieki i nie mógł zasnąć. Ulysses w ciemnościach żarzył się dla niego jak supernowa albo jak pulsar w najdalszych częściach gwiazdozbioru Hadesu.

Gdy spojrzał w stronę drzwi balkonowych, dostrzegł ślady na podłodze zostawione przez Jonesie. Żółtawo-zielone odciski łapek biegły w stronę tarasu; te przy oknie były cieplejsze. Prawie czerwone i to właśnie one przykuły jego wzrok. JK przystanął na chwilę, wpatrując się w kota i jego ślady, zapominając na chwilę, po co tu właściwie przyszedł. I wtedy, gdzieś na granicy pola widzenia, dostrzegł ledwo widoczną zielonkawą plamę. A potem kolejną i kolejną. Prowadziły w jego stronę, a właściwie w stronę ściany, która znajdowała się za jego plecami. Zimna lufa lasera dotknęła jego potylicy ułamek sekundy później. Wcale nie był tym zdziwiony.

✔On the edge of Forever | Minjoon | YoonseokWhere stories live. Discover now