2410.03.21

546 112 68
                                    


Taehyung bardzo chciał zasnąć. Starał się, ale mimo zmęczenia, jakoś nie był w stanie. Przez chwilę miał nawet zamiar iść do Jina po jakieś tabletki, ale istniało ryzyko, że po drodze kogoś spotka. A tego wolał uniknąć.

Po tym, jak wybiegł ze stołówki, wyłączył komunikator i zaszył się u siebie w pokoju, najpierw chciał się tylko uspokoić. Jednak im bardziej spokojny się stawał, tym większy ogarniał go lęk. Bo co będzie jeśli Yoongi myśli dokładnie tak jak Namjoon? Jeśli Jin go nie przekona, że nie zrobili nic złego? Jeśli wszyscy się od nich odwrócą? Jeśli Yoongi wyrzuci ich ze statku? Zostaną zupełnie sami... albo, czego już w ogóle nie potrafił sobie wyobrazić, on zostanie całkiem sam.

Drzwi przesunęły się cicho i gdyby nie smuga światła, która wpadła z korytarza, nawet by tego nie zauważył. Jonesy miałknęła cicho, wskoczyła na łóżko Jimina i od razu zaczęła ugniatać jego poduszkę. Jakby nigdy nic. Często do nich przychodziła tak naprawdę, na tyle często, że Jimin zamontował czujnik w drzwiach i otwierały się same, kiedy ktoś przed nimi stanął.

Taehyung za bardzo za tym nie przepadał, bo mieli zero prywatności, ale z drugiej strony przynajmniej wiedział, że na pewno nie natknie się na żaden romantyczny moment swojego brata i Namjoonem. Teraz już bez względu na to, czy w drzwiach kabiny jest czujnik czy nie, raczej na ich moment się nie natknie. Znowu poczuł żal, to było niesprawiedliwe. Namjoon był dupkiem. Dlaczego on musiał być takim strasznym dupkiem?

- Jonesy - powiedział cicho, odwracając się w stronę pokoju. Kot nie zwrócił na niego w ogóle uwagi. - Jonesy, no chodź - zabębnił palcami o kołdrę, żeby ją jakoś zwabić, ale kocica pozostała niewzruszona. Taehyung nie winił jej za bardzo, mieli niezbyt dobrą historię, jeśli chodzi o wspólne spanie; kilka razy przywalił ja nogą, ona go pogryzła i wszystko zwykle kończyło się wielką dramą i oczywiście, jego, Taehyunga winą. - Jak chcesz, ty podły zdrajco - warknął cicho, zanim drzwi zdążyły przesunąć się znowu.

Taehyung zamarł na chwilę. Właściwie nie spodziewał się nikogo, ale z drugiej strony to mógł być każdy. I to niekoniecznie była dobra wiadomość. Podniósł powoli głowę.

- Jest na łóżku Jimina - odchrząknął, bo jego głos był zupełnie zachrypnięty. JK nie ruszył się z miejsca i dopiero po chwili wszedł do kabiny, a drzwi za nim zasunęły się. - Powiedziałem, że na łóżku Jimina - mruknął, kiedy poczuł, że jego posłanie ugięło się pod ciężarem Jungkooka.

- Wiem - odparł w końcu chłopak, kładąc się obok niego i obejmując go mocno ręką. Taehyung zdębiał. To nie było coś, czego spodziewał się kiedykolwiek doświadczyć. Przynajmniej nie w tym życiu.

- JK... czy ci się coś stało w głowę od tych gazów na Orionie? - zapytał spokojnie, usiłując zrzucić z siebie jego rękę, ale okazała się za ciężka. Jakby ważyła przynajmniej tonę.

- Nic mi się nie stało w głowę - odparł równie spokojnie Jungkook, skutecznie blokując ruch Taehyunga, który próbował uderzyć go głową w nos.

- To idź sobie, po chuj tu przylazłeś?! Jaki ty jesteś strasznie popieprzony - warknął w końcu, zapierając się nogami o ścianę, żeby zrzucić młodszego chłopaka z łóżka. To też okazało się niemożliwe. Taehyung aż sapnął z frustracji. Zawsze wiedział, że Jungkook jest od niego silniejszy, ale nie miał pojęcia, że aż tak. - Idź, posiedź z Jinem - powiedział po chwili, próbując uspokoić oddech, żeby nie pokazać młodszemu chłopakowi, jak bardzo się zmęczył. Zacznie trenować. W końcu zacznie trenować, obiecał sobie.

- Nie idę - odpowiedział Jungkook, a Taehyung miał ochotę popłakać się ze złości. To było nie fair. Tak bardzo nie fair.

- Weź tego kota i razem sobie idźcie do Jimina - powiedział już ciszej. W końcu, kiedy Yoongi leżał w szpitalu, Jungkook spędzał tam większość czasu. W sumie trudno było powiedzieć, czy faktycznie się przejmował, czy raczej planował zabić ich kapitana. Koniec końców chyba chodziło o to pierwsze, bo nic Yoongiemu nie zrobił.

✔On the edge of Forever | Minjoon | YoonseokWhere stories live. Discover now