31

4.9K 246 90
                                    

Camila miała wpaść po mnie o 15:00, a jest... 15:00. No super. Chcę iść jeszcze po portfel, ale zanim zdążę odwrócić się w stronę mojej sypialni, słyszę dzwonek. Podchodzę do drzwi frontowych i otwieram je. Od razu mogę zobaczyć brunetkę ubraną w dżinsową koszulę, białe spodenki i z wielkim bananem na twarzy.

-Hej Lo

-Hej Camz

Camila wita się ze mną buziakiem w policzek, ale jakby to było mało, przyciąga mnie jeszcze do uścisku, który z pewnością trwa dłużej niż powinien. Ale kto by się tym przejmował, kiedy jej ramiona dają mi tak niebywałe poczucie bezpieczeństwa? Wdycham jej charakterystyczny malinowy zapach, który jest dość relaksujący.

Gdy odsuwamy się od siebie widzę jak brązowooka wyciąga w moją stronę rękę, w której trzyma stokrotkę taką samą jak ta, którą dała mi podczas naszego pierwszego spotkania na plaży.

-To dla ciebie - uśmiecha się nieśmiało co w ogóle nie jest do niej podobne. Nie zastanawiając się nad tym przyjmuje od niej kwiatek. I posyłam wdzięczny uśmiech.

-Dziękuję Camz, jest śliczna - podobnie jak za pierwszym razem w podziękowaniu składam drobny pocałunek na jej policzku. Gdy się od niej odsuwam wygląda na nieco... niezadowoloną? Tak, coś w tym stylu, ale nie zamierzam o to pytać.

Robię krok na bok żeby wpuścić dziewczynę do środka, po czym idę odstawić stokrotkę do wazonu, w którym znajduje się również pierwszy kwiat, który od niej dostałam uprzednio zamykając drzwi za brunetką.

-Masz jeszcze tamtą stokrotkę? - pyta wyraźnie zaskoczona faktem, że ten kwiatek trzyma się jeszcze przy życiu.

-Tak. Kocham kwiaty. Zmieniam codziennie wodę więc jeszcze nie zwiędła.

-Zapamiętam.

-Że zmieniam codziennie wodę?

-Że kochasz kwiaty - posyła mi ten swój szeroki uśmiech, więc odpowiadam jej tym samym.

-Usiądź sobie na kanapie. Ja tylko skoczę po jakieś pieniądze, zaraz będę z powrotem.

-Po co ci pieniądze? - pyta układając się wygodnie na kanapie.

-Hmm... no nie wiem... żeby mieć czym zapłacić gdybym chciała coś kupić? - odpowiadam, a mój głos jest przesiąknięty ironią.

-Nie ma nawet mowy. Ja cię zapytałam czy ze mną wyjdziesz więc ja płacę. - mówi głosem nieznoszącym sprzeciwu, ale nie zamierzam jej ulegać.

-Zapomnij. Wiem, że masz pieniądze i tak dalej, ale sama będę za siebie płacić.

-Lauren - wstaje z miejsca i staje przede mną w odległości kilku metrów - nie chodzi o to, że mam pieniądze, po prostu to ja zaprosiłam ciebie więc nie będziesz wydawać pieniędzy.

-W takim razie nigdzie z tobą nie idę - mowię równie stanowczo co brązowooka patrząca na mnie, składając ręce pod piersiami.

-Lauren, daj spokój.

-Zostajesz? Zamówię pizzę - mówię po czym sięgam po telefon i wybieram numer patrząc kątem oka na reakcję Camili.

-Lo, nie wygłupiaj się.

Podchodzę do niej, by stanąć z nią twarzą w twarz. Nasze twarze dzieli jedynie jakieś dwadzieścia centymetrów. Patrzę w te piękne czekoladowe tęczówki, ale nie złamię się. Przybieram groźny, stanowczy wyraz twarzy. Jestem zdeterminowana.

-Albo pozwolisz mi płacić za siebie, albo lecę po laptopa i będziemy oglądać "Nianie w akcji" siedząc na mojej kanapie i jedząc pizzę. Wybieraj - mrużę oczy.

But my heart knowsWhere stories live. Discover now