77

2.9K 204 36
                                    

-Nie jestem! Nie! Nie! Nie jestem! - obudził mnie rozpaczliwy krzyk, moje serce znów zaczęło wylewać rzeki łez, kiedy zdałam sobie sprawę, że to Lauren ponownie nie może wybudzić się z koszmaru.

Porusza głową z boku na bok, a na jej policzkach mokre ślady mienią się odbijając światło księżyca. Nienawidzę tego. Nienawidzę bólu spowodowanego widokiem szatynki w takim stanie. Ten widok jest jak najpiękniejsza róża z największymi kolcami i wręcz czuję jak wbijają się one w moją skórę. Każda łza mojej ukochanej. Każde kolejne ukłucie. Okrutny kwiat. Będę dłużniczką każdego, kto odetnie wszystkie kolce i pozostawi moją różę tak piękną w swej urzekającej delikatności.

-Nie, nie jestem! Nie jestem! - kolejny krzyk wydostaje się z jej idealnych ust. Nie pozostaje mi nic innego jak obudzić ją.

Ostatnim razem mnie odepchnęła, dlatego teraz postanawiam usiąść i ostrożnie wciągnąć ją na swoje kolana, tak bym zaraz po jej przebudzeniu mogła ją objąć i dać jej w ten sposób komfort oraz pewność, że w moich ramionach jest bezpieczna. Potrząsam delikatnie jej ciałem, ale dziewczyna wciąż się miota. Poprzedniej nocy myślałam, że to jednorazowy przypadek, w końcu każdy czasem miewa koszmary, ale za drugim razem tak tego nie zostawię. Muszę wiedzieć co oznaczają słowa wypowiadane przez zielonooką. Muszę, bo chcę wiedzieć nad czym mam pracować, by zabrać od niej koszmary.

-Kochanie, obudź się - zaczynam spokojnie licząc na to, że to coś da.

-Nie jestem! Nie... nie jestem. Nie jestem. Jestem.

-Słoneczko, obudź się - mówię przez łzy, które nawet nie wiem, kiedy zdążyły spłynąć, zanim gwałtownie wstrząsam jej ciałem.

Gdy dziewczyna się budzi przyciskam jej głowę do mojej klatki piersiowej, gdyż wiem, że bicie mojego serca ją uspokaja. Zasypuję jej głowę pocałunkami. Staram się zrobić wszystko, by zabrać od niej ten strach i dezorientację. Przekręca głowę tak, że jest w stanie spojrzeć mi w oczy, a kiedy nawiązujemy kontakt wzrokowy ponownie zaczyna się szarpać. Jej oddech jest nierówny i bardzo ciężki.

-Camila, puść - wręcz błaga, ale nie mam zamiaru się ugiąć. Przyciągam ją do siebie jeszcze bardziej i staram się skrępować jej ruchy.

-Skarbie, oddychaj. Powolne, głębokie oddechy - instruuję, wciąż całując jej skroń i czubek głowy.

-Camila, odsuń się - łka, aczkolwiek słyszę, że stara się dostosować do moich rad.

-Nie płacz, aniołku. Wszystko będzie dobrze - mówię najbardziej miękkim i spokojnym głosem na jaki mnie stać, kołysząc naszymi ciałami w przód i w tył - będziemy szczęśliwe, zobaczysz. Całe życie przed nami, by spędzić je razem - staram się odwrócić jej uwagę od złych rzeczy, które chwilę wcześniej widziała we śnie - ty, ja, nasz maluszek. Damy mu dom pełen miłości. Poradzimy sobie. Razem. Razem możemy wszystko, wiesz o tym, prawda? - patrzy na mnie, ale nie odpowiada. Za to uspokoiła swoje niekontrolowane ruchy - bardzo cię kocham.

Całkowicie zaskakuje mnie to, że zielonooka jak poprzedniej nocy, wręcz rzuca się w moje ramiona. Rękami obejmuje mnie tak ciasno, że drżenie jej ciała przechodzi na mnie. Głowę układa dokładnie w tym samym miejscu, co za pierwszym razem. Boję się o nią.

-Jestem twoja.

-Oczywiście, że tak kwiatuszku.

-Jestem twoja na zawsze - chyba powinnam się cieszyć, że chce być moja, więc dlaczego tak mnie to martwi?

Zielonooka niespodziewanie podnosi głowę i wpija się w moje usta. Przygryza lekko moją dolną wargę, aczkolwiek w żaden sposób nie próbuje wtargnąć do środka. Całą kontrolę nade mną przejmuje nieodparte wrażenie, że dziewczyna próbuje tym sobie coś udowodnić. Kocham jej pocałunki, ale ta myśl jest na tyle odpychająca, że rozłączam nasze usta i powstrzymuję szatynkę przed kolejnym pocałunkiem.

But my heart knowsМесто, где живут истории. Откройте их для себя