119

2.3K 139 16
                                    

Siedzę po lewej stronie łóżka, gdyż jest ona bliżej drzwi. Nogi skrzyżowane, palce u rąk splecione, oczy zwrócone ku wejściu do sypialni. Serce bije coraz szybciej z ekscytacji wypełniającej całe moje ciało.

Zaraz zobaczę Lauren.

Tak strasznie się cieszę, że jest już w domu. Nie jestem w stanie skupić się na niczym innym niż jej obecność, której tak wyczekiwałam. Teraz widzę, że naprawdę zdać sobie sprawę z tego jak się kogoś potrzebuje, można dopiero, gdy się go straci.

W ogóle jestem strasznie dumna z Lauren. Obawiałam się, że po tym wszystkim przez co przeszła po prostu się w sobie zamknie. Że na nowo będę musiała szukać sposobu na dostanie się do jej pięknego umysłu. Bałam się, że straci uczucia i zostaną one zastąpione wspomnieniami i przemyśleniami. Że nasz związek stanie się poboczną, mniej istotną sprawą, która jest daleko w kolejce na liście rzeczy do zrobienia. Bałam się, że odzyskałam ją, by ją stracić.

I nie winiłabym jej za to.

Na szczęście nie doceniłam tego jak silną kobietą jest moja ukochana. Poszła na wszystkie badania, o które ją prosiłam bez żadnych protestów. No może jedynie przewracając oczami. Przebrnęła przez przesłuchanie na policji, opowiadając wszystko co miało miejsce. Nie okazała tak wielkiego strachu o jaki by ją posądzono, kiedy mijałyśmy tych przestępców na korytarzu na komisariacie. A jedyne czego potrzebowała to moja dłoń, którą mogła trzymać i czasem mocniej ścisnąć.

Wreszcie słyszę dźwięk otwieranych drzwi. Kroki dochodzące z łazienki stają się coraz głośniejsze aż moja ukochana staje w wejściu do sypialni. W swoich dresowych spodenkach i koszulce w czarno-białe paski, która jest na nią przynajmniej o dwa rozmiary za duża, wygląda przeuroczo.

Gdy nasze spojrzenia wreszcie się spotykają otwieram ramiona szeroko, by w ten sposób dać dziewczynie znak, że czekam aż się w nich znajdzie. Podchodzi do łóżka, a następnie powoli i ostrożnie na nie wchodzi. Jakby w ogóle istniała możliwość, że w jakiś sposób je uszkodzi. Dopiero teraz widzę zmęczenie i lekki strach na jej twarzy i to wyłącznie dzięki lampce stojącej obok łóżka. Jakby zielonooka czekała na uwolnienie tego wyrazu twarzy, aż Słońce znajdzie się tak daleko za horyzontem, że nie będzie już w stanie jej zdemaskować. Siada bokiem w dziurze miedzy moimi nogami i chowa twarz w zagłębiu mojej szyi. Obejmuję ją delikatnie, ale stanowczo ramionami, by wiedziała, że ją trzymam i nic jej nie grozi.

Tak dobrze jest znów trzymać jej drobne ciałko.

-Przepraszam - postanawiam przerwać ciszę pocierając delikatnie jej plecy.

Jak na zawołanie podnosi głowę. Podnosi się trochę, by tym razem usiąść na mnie okrakiem. Jej nogi są oplecione wokół moich bioder, jej ręce spoczywają na mojej szyi, a twarz jest zwrócona na wprost mojej.

-Za co mnie przepraszasz, Camz? - pyta z uniesioną brwią.

Jej twarz znów jest tak blisko mojej. Znów mogę podziwiać jej zgrabny nosek, pełne usta i te oczy, wobec których jestem nad wyraz słaba. Jest taka piękna.

Układa dłoń na moim prawym policzku i delikatnie muska moją skórę kciukiem. Przymykam na moment oczy z przyjemności, a na moich ustach pojawia się wręcz niewidoczny uśmiech na myśl o tym, że znów mogę czuć jej gładką dłoń na swojej skórze. Po chwili odwracam głowę w bok, by ucałować wewnętrzną stronę dłoni mojej ukochanej, a następnie znów łapię z nią kontakt wzrokowy.

Prawie.

Ja patrzę w jej oczy. Ona studiuje dokładnie całą moją twarz. Centymetr po centymetrze. Jakby gdzieś tam była napisana odpowiedź na pytanie, które zadała.

But my heart knowsWhere stories live. Discover now