ROZDZIAŁ 3

86 22 4
                                    


     Minęło już dwanaście godzin od mojej rozmowy z Caroline. Stwierdziłam, że nie chciałam myśleć o małżeństwie, mimo to nie potrafiłam wyrzucić tego tematu z głowy. Prawdopodobnie dlatego, że Caroline miała rację – ta opcja byłaby najbezpieczniejsza. Nawet, jeśli poza „Tabu" udałoby mi się dostać pracę, moje zarobki prawdopodobnie okazałyby się zbyt niskie, żebym mogła żyć godnie i nie martwić się, jak wyżyję przez miesiąc. A przecież chciałam utrzymywać nie tylko siebie, ale też Caroline. Nie istniały żadne instytucje, które wypłacałyby pieniądze dla staruszków i w ten sposób pomagały im przeżyć ostatnie lata. Każdy musiał sam zatroszczyć się o siebie i to, czy będzie miał z czego żyć.

     Caroline mogła liczyć tylko na mnie. Jej rodzice odeszli, a z siostrą nie utrzymywała kontaktu. Sama nigdy nie założyła rodziny. Kiedyś spytałam o przyczynę i udzieliła mi dość zdawkowej odpowiedzi.

     – Moja miłość zniknęła.

     Nie wiedziałam, czy chodziło jej o umiejętność kochania, czy może o konkretną osobę lub relację. Jeśli o osobę, to czy ten ktoś zginął? Opuścił ją? Nie odwzajemniał uczuć? Nigdy się tego nie dowiedziałam. Mogłam być jedynie pewna, że Caroline polegała na mnie, a ja na niej. Bez niej moje życie pozostałoby piekłem. Zdziczałabym do reszty albo umarła z głodu, czy też z powodu choroby. Byłabym nikim.

     Dlatego obiecałam sobie, że cokolwiek się stanie, zrobię wszystko, co w mojej mocy, by ją wesprzeć. Nieważne, czy będzie to oznaczać małżeństwo, wykonywanie trudnej pracy, czy cokolwiek innego. Nic nie mogło mnie złamać.

     Otarłam pot z czoła. Może poza tym przeklętym upałem. Była trzecia w nocy i na zapleczu pootwierano okna, mimo to bezustannie lał się ze mnie pot. Czułam się okropnie. Spocona, brudna i zmęczona. Dzisiejsza noc w „Tabu" była naprawdę ciężka, zwłaszcza, że połowa klientów znajdowała się w takim stanie, iż nawet nie potrafiła stabilnie utrzymać kufli. Dwa razy musiałam sprzątać czyjeś wymiociny, bo na nieszczęście toalety znajdowały się o te kilka kroków za daleko. Zresztą same toalety wyglądały fatalnie. Zaczynałam żałować, że zgodziłam się przyjść na nocną zmianę. Nigdy na niej nie byłam i nie spodziewałam się, że późnymi godzinami „Tabu" stawało się miejscem libacji alkoholowych.

     – Hej, kelnereczko, jeszcze jedno piwo! – krzyknął w moją stronę jeden mężczyzna. Zignorowałam go, w końcu byłam głuchoniema i nie pracowałam jako kelnerka. Czy naprawdę tak trudno było odróżnić mój strój od tego, który nosili tamci pracownicy?

     Jeszcze tylko godzina, tylko godzina.

     Rozpaczliwie chwytałam się tej myśli, mając nadzieję, że klienci lada chwila zaczną zbierać się do wyjścia i będę mogła zabrać się za ostatnie sprzątanie. Padałam z nóg. Doszłam do wniosku, że chyba daruję sobie wyjście z Caroline nad staw. Byłam na to zbyt zmęczona. Poza tym wizja noszenia samego kostiumu kąpielowego powodowała we mnie uczucie dyskomfortu. Wyeksponowałby on wszystkie moje blizny, a nie chciałam, by ktokolwiek je zobaczył.

     Minuty wlokły się niemiłosiernie. Klienci zamawiali alkohol, śmiali się głośno, dyskutowali nad nieistotnymi kwestiami, czasem nawet wzajemnie obrażali. Jeden mężczyzna mówił coś o mnie swoim kumplom, coś, o mojej spódnicy i „zderzakach". Nie wiedziałam, co dokładnie miał na myśli, ale zapewne coś wulgarnego. Na szczęście nie usłyszałam nic więcej, bo kilka minut później wszyscy czterej opuścili lokal. Wkrótce po nich zaczęli wychodzić pozostali, aż „Tabu" opustoszało.

     Poczułam ulgę. Nareszcie było cicho.

     Sprzątanie poszło mi zaskakująco sprawnie, pewnie dlatego, że nikt więcej, na szczęście, nie zwymiotował. Zresztą wizja prysznica i łóżka skutecznie motywowała mnie do jak najszybszego powrotu do mieszkania.

FALAWhere stories live. Discover now