ROZDZIAŁ 13

52 16 4
                                    


     W pokoju przesłuchań otaczało mnie sześć osób. Pięciu mężczyzn i jedna kobieta. Siedzieli na krzesłach, sztywni i wyprostowani. Ich oczy patrzyły na mnie wyzywająco, jakby chciały powiedzieć: „No już, na co czekasz? Odezwij się." Ja jednak nie mogłam tego zrobić. Przesuwałam wzrokiem po ich bladych twarzach, okręcając się wokół własnej osi. Robiłam tak, dopóki nie zakręciło mi się w głowie, dopóki wszystkie twarze nie zlały się w jedną.

     W moją twarz.

     Ze snu wyrwał mnie cichutki trzask. Otworzyłam oczy, zdając sobie sprawę z tego, że nie tylko okropnie się spociłam, ale do tego serce biło mi jak młot. Położyłam na nim dłoń i starałam się wyrównać oddech.

     – Wszystko w porządku, Tasmin? – Obejrzałam się w lewo i zobaczyłam stojącego obok drzwi Hectora.

     Co on tutaj robi?

     Chociaż genus Hectora nie polegał na telepatii, mężczyzna zdołał odpowiedzieć na pytanie kotłujące się w mojej głowie.

     – Przyszedłem zabrać cię na górę – oświadczył.

     Podniosłam się, nie przestając wpatrywać się w Hectora szeroko otwartymi oczami. Byłam prawie pewna, że albo się przesłyszałam, albo po prostu śniłam dalej.

     – Opuszczasz to miejsce. – Coś w głosie Hectora podpowiadało mi, że był zadowolony. Mimo, że nie powinien. Przecież zawiodłam jego, zawiodłam Holta. Nie odezwałam się ani słowem, chociaż deklarowałam gotowość. Skłamałam. – Ubieraj się – dodał po chwili, kiedy w żaden sposób nie zareagowałam. Dopiero wtedy przyswoiłam sobie wagę jego słów.

     Wychodziłam z celi. Nie byłam pewna, czy powinnam skakać z radości, czy raczej przygotować się na najgorsze. Mina Hectora sugerowała raczej pierwszą opcję.

     Odgarnęłam z siebie przyniesiony wcześniej koc, tym samym wystawiając na widok swoje cienkie jak patyki i pokryte bliznami nogi. Przez widmo snu dotarł do mnie fakt, że nie byłam sama i zaraz znów szybko się zasłoniłam. Mimo to zdążyłam zauważyć, jak Hector zmarszczył brwi na widok moich nóg. Nie spodobał mu się ich widok. Cóż, nie tylko jemu.

     „Odwróć się" pokazałam mu na migi, bo rozbudzona nie pamiętałam, gdzie położyłam zeszyt. „Odwróć się" zakomunikowałam po raz kolejny. Czułam się skrępowana obecnością mężczyzny, podczas, gdy miałam na sobie jedynie piżamę. Za to na Hectorze zdawało się to nie robić żadnego wrażenia. Tylko delikatna zmarszczka na jego czole sugerowała, że mój widok jednak wywołał w nim jakieś emocje.

      – Jesteś strasznie wychudzona – rzekł w końcu, spoglądając mi w oczy. – Będziemy musieli koniecznie zadbać o twoją dietę. A teraz ubieraj się szybko, żebyśmy nie spóźnili się na wspólne śniadanie. – W końcu się odwrócił, dzięki czemu nie zauważył, jak nerwowo przełknęłam ślinę.

     A więc czekało mnie „wspólne śniadanie". Jak mniemałam, wspólne nie równało się ja i Hector, ale ja i cała reszta. Ta sama reszta, która od początku zakładała, że byłam niebezpieczna i z tego powodu umieściła mnie w celi na najniższym piętrze. Mieli co prawda słuszne powody, ale, mimo wszystko, raczej nie mogłam liczyć z ich strony na ciepłe przywitanie.

     O ile w ogóle mogłam liczyć na cokolwiek z ich strony. Chyba najlepiej by było, gdyby po prostu zignorowali moją obecność.

     – Tasmin – mruknął Hector. Wydawał się lekko zniecierpliwiony, więc w końcu odgarnęłam z siebie koc i chwyciłam wczorajsze ubranie. Pedantyzm, którego wyuczyła mnie Caroline, okazał się przydatny – wszystkie moje rzeczy, dzięki równemu złożeniu, nie pogniotły się. Poszłam do wnęki z toaletą i co chwila oglądając się przez ramię, szybko zaczęłam się ubierać. Hector nie wyglądał mi na podglądacza, ale wolałam nie spuszczać go z oka, dopóki nie będę w pełni ubrana.

FALAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz