ROZDZIAŁ 8

78 16 10
                                    


     Do rozmowy o pobycie w ośrodku Caroline wróciła po dwóch dniach. Zapewne przez ten czas sama rozważała propozycję „Zdrowego umysłu". Ja też. Im dłużej to robiłam, tym bardziej byłam rozdarta. Z jednej strony miałam nadzieję, że terapia pomogłaby mi choć trochę; z drugiej to wszystko wydawało mi się podejrzane. Cynizm nie pozwalał mi wierzyć w to, że tak altruistyczna inicjatywa mogła istnieć. Nie w naszym świecie.

     Pomimo to postanowiłam nie skreślać terapii. Jeśli Caroline zapragnie mnie tam wysłać, pojadę. W domu nie było ze mnie zbyt wiele pożytku, więc to niewielka strata dla opiekunki. Mogłaby przy okazji zaoszczędzić pieniądze na jedzeniu i spać wygodniej w moim łóżku, zamiast na kanapie. A ja zamieszkałabym na kilka tygodni w przestronnym miejscu i miała zagwarantowane pięć posiłków dziennie. Pięć posiłków! Nie byłam nawet pewna, czy potrafiłabym tyle zjeść. Na co dzień zaspokajałam się trzema, czasami dwoma daniami, w zależności od apetytu. W porównaniu z tym pięć posiłków wydawało mi się monstrualną ilością.

     Zwłaszcza teraz, kiedy jadłam razem z Caroline złożoną z dwóch kanapek i herbaty kolację.

     – Nie chcę naciskać, ale muszę spytać – czy zastanawiałaś się nad wyjazdem do ośrodka? – spytała, stawiając nasze talerze na stole. Przytaknęłam. – I do jakiego wniosku doszłaś?

     „To chyba dobry pomysł. Tutaj rzeczywiście wiele dobrego raczej mnie nie spotka. Zawsze lepiej skorzystać z takiej oferty. Pobyt tam mógłby pomóc mi się lepiej odnaleźć wśród ludzi. Siedzenie w mieszkaniu do końca życia nie pomoże mi znormalnieć."

     – Nie musisz normalnieć.

     Pokręciłam głową.

     „Muszę".

     – Dlaczego tak sądzisz? Jesteś normalna, Tasmin. Jesteś takim człowiekiem, jak każdy inny. To, że jacyś brutale cię napadli...

     Znów zaprzeczyłam, tym razem gwałtowniej. Chciałabym móc powiedzieć Caroline o wszystkim, co zrobiłam, co naprawdę stało się z tymi mężczyznami. Wyznać jej, że przez przypadek zabiłam swoją matkę i Lucasa. Moje ręce aż świerzbiały, by przekazać to opiekunce, ale powstrzymałam je. Nie chciałam tracić zaufania i miłości Caroline. Nie chciałam, żeby odkryła, jakiego potwora przygarnęła pod swoje skrzydła. Nie zniosłabym przerażenia w jej oczach, utraty naszej relacji. Obie byłyśmy dla siebie podporami, zwłaszcza Caroline dla mnie. Nie dałabym sobie bez niej rady. Byłam żałośnie zależna od tej dobrej kobiety.

     „Muszę znormalnieć. Muszę spróbować żyć jak normalny człowiek." Zaśmiałam się z siebie w duchu. Przecież gdybym zrobiła to na głos, zabiłabym Caroline lub co najmniej zrobiła jej krzywdę. Nigdy nie będę żyła jak normalny człowiek, ale łudziłam się, że mogło być inaczej. To ułatwiało mi ciągnięcie tej rozmowy. „Wiem, że nie zmienię swojej przeszłości, może też nigdy się nie odezwę, ale jeśli uda mi się choćby z tym wszystkim pogodzić – to już będzie sukces".

     Jedyny sukces, na jaki mogę liczyć.

     – Więc chciałabyś tam pojechać? – Po krótkim zastanowieniu przytaknęłam. Nie miałam nic do stracenia. Pozostawanie w mieszkaniu na dłuższą metę w niczym mi nie pomoże. – W takim razie dobrze. Skontaktuję się z nimi i zapytam, czy oferta jest aktualna. – Skinęłam z delikatnym uśmiechem. Na myśl o tym, jak za kilka dni zmieni się moje życie, odczuwałam ucisk w żołądku. – Mam nadzieję, że to wszystko nie okaże się ściemą – dodała Caroline żartobliwie, ale w jej słowach pobrzmiał złowróżbny ton.

***

     Oferta fundacji okazała się aktualna, w związku z czym mogłam zacząć pakować się na swój wyjazd. Wstępnie miałam tam przebywać przez miesiąc. Jeśli terapia okaże się skuteczna, zostanę tam na kolejne dni. Jeśli nie wykażę chęci współpracy z otoczeniem, zostanę z powrotem odesłana do Caroline. To samo spotka mnie w przypadku złamania zasad, które zostały wyłożone mi podczas spotkania w biurze „Zdrowego umysłu", znajdującego się na obrzeżach sąsiadującego z nami, większego miasta.

FALAWhere stories live. Discover now