Przez kilka śmiertelnie długich sekund wpatrywałam się w miejsce, w którym przed chwilą stał Hiner. W głowie wciąż pobrzmiewały mi jego słowa, przepełnione nienawiścią do Nowego Porządku. Nie wątpiłam w prawdziwość tego uczucia i faktu, że mężczyzna rzeczywiście nie popierał aktualnego ustroju. Moje obawy dotyczyły czego innego – intencji Hinera w trzymaniu pod swoją pieczą zmutowanych osób. Skoro liczył na to, że pomożemy mu, kiedy system zacznie się rozpadać, jak zareaguje, jeśli ktoś z nas odmówi takiej współpracy? Czy wtedy uzna nas za zbędnych? Czy pozwoli nam żyć tak, jak będziemy chcieli? Czy nasz głos w ogóle będzie się dla niego liczył?
Twój na pewno.
W mojej głowie zawitała ironiczna myśl, za którą podążyły dużo bardziej niepokojące refleksje. Przecież jako mutant miałam do zaoferowania tylko tyle – swój morderczy głos. Skoro Hiner mnie ściągnął, musiał mieć w tym jakiś interes. Może pragnął wykorzystać moją umiejętność w celu zastraszania innych czy nawet zabijania ich.
Może chciał uczynić mnie swoją bronią...?
Odwróciłam się powoli i spojrzałam na Hectora, który również obserwował mnie z pewnym niepokojem. A co z nim? Był niezniszczalny, więc teoretycznie nadawał się do podobnej roli dużo lepiej. W dodatku nie stanowił tak bezpośredniego zagrożenia jak ja i zachowywał równowagę ducha. Przede wszystkim jednak nikt nie mógł mu zagrozić. Sojusznik taki jak on musiał być bezcenny w oczach polityka, zwłaszcza takiego cichego buntownika jak Hiner.
– Miałaś coś zjeść, pamiętasz? – przypomniał brunet po chwili. Przytaknęłam sztywno i wróciłam do stolika. Opadłam ciężko na krzesło i przetarłam oczy. Byłam zmęczona tą rozmową, tym nadmiarem informacji, niepewnością, jaką zasiał w moim sercu przewodniczący ośrodka. Nie wiedziałam, czy mogłam mu ufać i nie miałam nawet siły się nad tym poważnie zastanowić. Szlag niech trafi moje koszmary i brak apetytu.
Pomimo ciągłej niechęci do jedzenia, sięgnęłam po pieczywo i zaczęłam przygotowywać sobie potężną, składaną kanapkę. Cały czas towarzyszyło mi uważne spojrzenie Hectora. Musiał wziąć sobie do serca słowa szefa o dopilnowaniu mnie. A może to widok moich nóg zrobił na nim takie wrażenie? U kogoś równie zdrowego i dobrze zbudowanego jak on, moje wychudzenie musiało wzbudzać silne uczucia. Tym bardziej zabrałam się do szybkiego posiłku, pragnąc udowodnić Hectorowi, że nie miał powodów do zmartwień.
– Kiedy skończysz jeść, zjedziemy na dół i pokażę ci parter – odezwał się po chwili mój towarzysz. Ledwo zaspokoił głód, zaczął bawić się swoim scyzorykiem. Chociaż wiedziałam, że nic sobie nie zrobi i tak spinałam się za każdym razem, gdy ostrze dotykało jego skóry. – Teraz nikogo nie powinniśmy tam spotkać, wszyscy są zajęci swoimi obowiązkami.
Jakimi obowiązkami? spytałam, pragnąc oderwać swoją uwagę od zabawy Hectora.
– Każdy z nas ma swój własny plan zajęć – wyjaśnił krótko.
Ja też będę jakiś miała?
Hector skinął głową i nareszcie schował scyzoryk do kieszeni luźnych, czarnych spodni.
– Jasne.
I co ten plan zawiera?
W końcu miałam szansę dowiedzieć się, jak będzie wyglądał mój pobyt tutaj i chciałam jak najlepiej wykorzystać tę okazję.
– Na początku skupia się głównie wokół badania genusa, potem dochodzą kolejne elementy. Nauka, sport, samoobrona, różne szkolenia... – brunet wyliczał kolejne rzeczy na palcach lewej dłoni. Wydawał się nad czymś głęboko zastanawiać, aż w końcu podsumował swój wywód słowami: – Wszystko zależy od osoby.
YOU ARE READING
FALA
Science FictionMartwa cisza. To właśnie ona nastaje, kiedy Tasmin używa swojego głosu. Głosu, który zabija. Dlatego dziewczyna milczy od trzynastu lat, próbując nie wychylać się z tłumu dystopicznego społeczeństwa. Jednak sytuacja Tasmin ulega zmianie, kiedy okoli...