ROZDZIAŁ 15

55 14 16
                                    

     Przez kilka śmiertelnie długich sekund wpatrywałam się w miejsce, w którym przed chwilą stał Hiner. W głowie wciąż pobrzmiewały mi jego słowa, przepełnione nienawiścią do Nowego Porządku. Nie wątpiłam w prawdziwość tego uczucia i faktu, że mężczyzna rzeczywiście nie popierał aktualnego ustroju. Moje obawy dotyczyły czego innego – intencji Hinera w trzymaniu pod swoją pieczą zmutowanych osób. Skoro liczył na to, że pomożemy mu, kiedy system zacznie się rozpadać, jak zareaguje, jeśli ktoś z nas odmówi takiej współpracy? Czy wtedy uzna nas za zbędnych? Czy pozwoli nam żyć tak, jak będziemy chcieli? Czy nasz głos w ogóle będzie się dla niego liczył?

     Twój na pewno.

     W mojej głowie zawitała ironiczna myśl, za którą podążyły dużo bardziej niepokojące refleksje. Przecież jako mutant miałam do zaoferowania tylko tyle – swój morderczy głos. Skoro Hiner mnie ściągnął, musiał mieć w tym jakiś interes. Może pragnął wykorzystać moją umiejętność w celu zastraszania innych czy nawet zabijania ich.

     Może chciał uczynić mnie swoją bronią...?

     Odwróciłam się powoli i spojrzałam na Hectora, który również obserwował mnie z pewnym niepokojem. A co z nim? Był niezniszczalny, więc teoretycznie nadawał się do podobnej roli dużo lepiej. W dodatku nie stanowił tak bezpośredniego zagrożenia jak ja i zachowywał równowagę ducha. Przede wszystkim jednak nikt nie mógł mu zagrozić. Sojusznik taki jak on musiał być bezcenny w oczach polityka, zwłaszcza takiego cichego buntownika jak Hiner.

     – Miałaś coś zjeść, pamiętasz? – przypomniał brunet po chwili. Przytaknęłam sztywno i wróciłam do stolika. Opadłam ciężko na krzesło i przetarłam oczy. Byłam zmęczona tą rozmową, tym nadmiarem informacji, niepewnością, jaką zasiał w moim sercu przewodniczący ośrodka. Nie wiedziałam, czy mogłam mu ufać i nie miałam nawet siły się nad tym poważnie zastanowić. Szlag niech trafi moje koszmary i brak apetytu.

     Pomimo ciągłej niechęci do jedzenia, sięgnęłam po pieczywo i zaczęłam przygotowywać sobie potężną, składaną kanapkę. Cały czas towarzyszyło mi uważne spojrzenie Hectora. Musiał wziąć sobie do serca słowa szefa o dopilnowaniu mnie. A może to widok moich nóg zrobił na nim takie wrażenie? U kogoś równie zdrowego i dobrze zbudowanego jak on, moje wychudzenie musiało wzbudzać silne uczucia. Tym bardziej zabrałam się do szybkiego posiłku, pragnąc udowodnić Hectorowi, że nie miał powodów do zmartwień.

     – Kiedy skończysz jeść, zjedziemy na dół i pokażę ci parter – odezwał się po chwili mój towarzysz. Ledwo zaspokoił głód, zaczął bawić się swoim scyzorykiem. Chociaż wiedziałam, że nic sobie nie zrobi i tak spinałam się za każdym razem, gdy ostrze dotykało jego skóry. – Teraz nikogo nie powinniśmy tam spotkać, wszyscy są zajęci swoimi obowiązkami.

     Jakimi obowiązkami? spytałam, pragnąc oderwać swoją uwagę od zabawy Hectora.

     – Każdy z nas ma swój własny plan zajęć – wyjaśnił krótko.

     Ja też będę jakiś miała?

     Hector skinął głową i nareszcie schował scyzoryk do kieszeni luźnych, czarnych spodni.

     – Jasne.

     I co ten plan zawiera?

     W końcu miałam szansę dowiedzieć się, jak będzie wyglądał mój pobyt tutaj i chciałam jak najlepiej wykorzystać tę okazję.

     – Na początku skupia się głównie wokół badania genusa, potem dochodzą kolejne elementy. Nauka, sport, samoobrona, różne szkolenia... – brunet wyliczał kolejne rzeczy na palcach lewej dłoni. Wydawał się nad czymś głęboko zastanawiać, aż w końcu podsumował swój wywód słowami: – Wszystko zależy od osoby.

FALAWhere stories live. Discover now