ROZDZIAŁ PIĄTY
____________________________________
Pensylwania, wrzesień 1777 roku.
POD KONIEC SIERPNIA generał Howe wylądował razem ze swoimi ludźmi w Elkton, by stamtąd w okolicach jedenastego września wyruszyć w stronę Filadelfii. Nie przejąłem się konsekwencjami wymarszu, z większym podnieceniem podchodząc do wizji mojej pierwszej w życiu walki. Odczuwałem osobliwy, ale słuszny lęk związany z tym, iż miałem zabić człowieka. Nigdy dotąd nie stanąłem z nimi do pojedynku na śmierć i życie, choć wiedziałem, że byłbym zdolny wystrzelić z muszkietu prosto w istotę ludzką, nie miałem pojęcia, jak zachowałbym się w obliczu bitwy, ołowianego deszczu zewsząd otaczającego żołnierzy, krzyków wojskowych i odoru gnijących w mgle lub skwarze ciał. Byłbym wówczas sam mimo otaczających mnie osób, wyzbyty przyjaciół, z karabinem przytulonym do piersi i spojrzeniem przykrytym otoczką furii. Chłód żelaza emanujący od ostrza trzymanego przeze mnie w ręce, wirujący świat i cichy szmer przeżynający na wskroś mój umysł — sam na sam połączony z dołującymi wyrzutami sumienia i wątpliwościami w morderczym tańcu życia. Wyobrażałem sobie, leżąc na twardym materacu łóżka w noc poprzedzającą bitwę, że pędzę na koniu, roztrzaskując Brytyjczykom czaszki i kąpiąc siebie oraz konia w ich krwi. W fantazjach byłem spokojny jak woda w jeziorze w pogodny dzień, ale zarazem agresywny jak tsunami i skuteczny jak cyklon, niszczący na swojej drodze wszystko, co zostało stworzone ludzką ręką lub z człowieka pochodziło. Umiałbym zabić człowieka? Żyłem w brutalnym świecie, kiedy większość ludzi traktowała ziemską tułaczkę jako okres przejściowy, nic nieznaczący czas zadumy, inwencji twórczej i przez to przyrównywała śmierć do nagrody, ja obawiałem się zginąć. Często zastanawiałem się, skąd wzięło się przekonanie, iż po drugiej stronie nie czeka na mnie niebo i wieczna nirwana, ale ból, cierpienie i potępienie w otchłaniach piekielnych, skoro w gruncie rzeczy poświęciłem los dla wielkiej, boskiej wręcz sprawy. Wiedziałem, że nie jestem godny brać udziału w pewnych sakramentach, a mój rozwiązły, krzywdzący i niehumanitarny styl bycia skutecznie przekreślał moją drogę do oczyszczenia, jednak problemem nie było pożądanie sprzeczne z Biblią, ale to, że porzuciłem żonę, straciłem Francisa i zabiłem własnego brata. Jak w dobie takich zbrodni, coś, co nie jest ode mnie zależne, może uchodzić za złe? Byłem niezdecydowanym hipokrytą. Jednego dnia pragnąłem męskiego dotyku, chciałem być kochany, powrócić do londyńskich burdeli w poszukiwaniu straconych kochanków, gdy kolejnej doby przeklinałem stracone wieczory i szlochałem w poduszkę, marząc o rozgrzeszeniu i świętym spokoju. Z jednej strony chciałem kochać mężczyzn, lecz z drugiej brzydziłem się wizjami zagnieżdżonymi w pamięci. Moralność ludzka jest pojęciem względnym, a przez to, iż nie ma wytycznych zapisanych w naturze (jest wymyślona przez ludzi), wydawała mi się zbyt trudna do okiełznania i nie pomagała wybrać mi drogi zgodnej z moimi pragnieniami, prowadzącej do światłości. Sam jak palec oczekiwałem świtu.
Bitwa nad Brandywine okazała się jedną z dłuższych potyczek tej rewolucji. O piątej rano Cornwallis i Howe wymaszerowali z Placu Kenneta, kierując się w stronę Brandywine, wcześniej dowiedziawszy się od lokalnych rojalistów, którędy będą mogli przeprawić się przez rzekę. Dowiedzieli się o dwóch przejściach. O piątej trzydzieści ruszył niemiecki generał o dźwięcznym nazwisku von Knyphausen, zmierzając w kierunku Chadds Ford, lecz w okolicach Welch's Tavern spotkał się z elementami kontynentalnej piechoty Maxwella. Pokonawszy naszych, szli naprzód, a kolejną przeszkodę spotkali dopiero za murami Meetinghouse, miejscu spotkań kwakrów. Cornwallis z kolei przeszedł ze swoimi ludźmi siedemnaście mil w dwie godziny, odpoczywając w Osbourne's Hill i dając nam tym samym czas na przygotowanie się do pewnych już potyczek. Wtedy ktoś gwałtownie mną potrząsnął, zmuszając do wybudzenia się ze snu.
YOU ARE READING
Huragan 1777
Historical FictionRok tysiąc siedemset siedemdziesiąty siódmy. John Laurens przyjeżdża do obozu Washingtona.