Baron w wannie

323 39 70
                                    

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

___________________________________

Valley Forge, marzec 1778 roku.

BARON VON STEUBEN był mężczyzną intrygującym i niezwykłym, prostym, a zarazem skomplikowanym, natomiast jego niebanalna osobowość, sposób, w jaki mówił (nie wliczając brzydkiego, twardego akcentu), podbijały z miejsca całe serce. Byłem nim oczarowany już od pierwszego wejrzenia, prostego słowa, a Alexander — co zadziwiające zważywszy na jego naturę społeczną — podzielał moje uczucia, wpatrzony w Barona jak w obrazek. Gdzie tkwiła istota owego mistycznego przyciągania? Nie potrafiłem ani jej nazwać, ani określić przyczyny, wyjaśnić, skąd wzięła się w naszym życiu i dlaczego zawładnęła nim tak zgoła. Ot, przypominała błyskawicę przecinającą niebo podczas burzy, lecz nie nosiła za sobą rzeczowego kataklizmu czy omenu tragedii, ale — zbawienie. Patrząc w jego kierunku, czułem, że mam do czynienia z charakterem o podobnej wartości do charakteru Washingtona, ale odmiennym jak odbicie w zakrzywionym zwierciadle; byli swoimi przeciwieństwami i choć nie znałem wtedy Steubena, po czasie skory jestem sądzić, że miałem rację. Baron był dżentelmenem, nieustannie się uśmiechał i głaskał Azora za uszami, opowiadając nam o swoich dniach w pruskiej armii, o kataklizmach, jakie spotkały jego żołnierzy podczas wojny siedmioletniej, o niefortunnych francuskich wyborach, o wyklęciu przez narody i ludzi, których uważał za przyjaciół. Nie wyjawił nam jednak powodu wykluczenia i wyrzucenia z armii albo skutecznie omijał ów temat, tak zręcznie dobierając wyrazy, iż nie myśleliśmy nawet, aby samodzielnie rozwiać swe wątpliwości. Alexander bez przerwy trzymał rękę na moim udzie, uważnie, ale dyskretnie śledząc zachowania Steubena i powoli badał sytuację. Zrozumiałem dopiero wtedy, iż on także obawia się konsekwencji, jakie mogą spłynąć na nas przez sodomię i starał się pierw przeanalizować wygląd scenerii, by przejść do kolejnych, na ogół wyrafinowanych i bezpośrednich kroków. Nie wiedziałem, czy opierał się na doświadczeniu zdobytym za młodu, czy też własnej intuicji, ale skuteczność jego zachowań była widoczna gołym okiem, a ja byłem żywym tego przykładem. Dlaczego tak zależało mu więc na Baronie? Steuben był dla niego za stary i wiedziałem, że fizycznie nie przyciąga go do siebie, choć mogłem w tej kwestii się mylić. Trudno szło zrozumieć Alexandra i jego upodobania, mimo że na przestrzeni owych kilku miesięcy zdołałem poznać go już bardzo dobrze. Był ciągle zlepkiem tajemnic.

Siedzieliśmy na jednej z pryczy, wsłuchani w głos odbijający się od ścian pokoju i układający się w wymyślną melodię, akompaniament rozrywający przestrzeń, tak zauroczeni, iż nie potrafiliśmy mu przerwać, aby dopytać o jakiś szczegół lub zadać pytanie innego rodzaju. W pomieszczeniu świeciły się cztery świece zapalone przez du Ponceau tuż po naszym przyjściu, mimo że na zewnątrz było bardzo jasno, a promienie słońca wpadały przez szybę do środka. Pomieszczenie, w jakim się znajdowaliśmy, było wnętrzem niewielkiego domku żołnierskiego, niezwykle prymitywnego, co zapewne przestraszyło przyzwyczajonego do luksusów europejskiego szlachcica, ale mimo to było tam całkiem przytulnie, być może z winy Azora lub specyficznej rodzinnej atmosfery w pokoju. Baron nie wydawał się zdegustowany panującymi warunkami, poprawiał ciągle swój mundur, jakby dumny, iż ma go na sobie i nieustannie uśmiechał się w naszym kierunku, co słusznie uznałem za przejaw sympatii. Kiedy Alexander zapytał go, po co przyjechał do Ameryki, rozpromienił się jeszcze bardziej, choć nie sądziłem, że to możliwe:

Je dois à mes soldats de les aider à gagner cette guerre. Parfois il aide des personnes à trouver une signification à leur vie. Le sens de la vie! Je ne sais pas comment le dire. Jak po... angielski?

„Jestem zobowiązany pomóc moim żołnierzom w wygraniu wojny", rzekł to w taki sposób, jakby faktycznie należał do naszej militarnej Rodziny nie tylko ciałem, ale przede wszystkim duszą. Baron potrafił powiedzieć tylko kilka słów w naszym języku, lecz w przeciwieństwie do początków Lafayette'a w Ameryce, znał ich zbyt mało, by się z nami porozumieć i zostać zrozumianym przez osoby, które nie potrafiły wydukać zdania po francusku. Przez to zdawał się zagubiony i być może z tego powodu ucieszył się, iż ja i Alexander zręcznie posługujemy się owym językiem; nie miał pojęcia, jak bez pomocy jakiegoś dobrze wyszkolonego, obeznanego w życiu wojskowym i w globalnej mowie młodzieńca poradzi sobie w szkoleniu Armii Kontynentalnej i właśnie z tego powodu, mimo że dostał nominację na generała dywizjonu tydzień wcześniej, nie potrafił przełamać się i wyjść do ludzi. Było mi go żal, dlatego postanowiłem pomóc, patrząc wymownie w stronę Hamiltona.

Huragan 1777Where stories live. Discover now