Zdrajca o psim pysku

261 36 20
                                    

ROZDZIAŁ PIĄTY

____________________________________

Pensylwania, czerwiec 1778 roku.

CHARLES LEE o psim pysku i psich zamiarach popatrzył spode łba w stronę Washingtona, który, z niesamowitą wręcz furią, nachylał się nad nim czerwony ze złości i z pogardą mu się przyglądał.

- Brzydzę się tobą - powiedział, zaciskając palce na szczęce mężczyzny, po czym odrzucił go, kipiąc ze złości. Nigdy nie widziałem generała w takim stanie, tak zezłoszczonego, jakby cały wszechświat w jednej chwili odwrócił się od niego, wyrywając mu z piersi serce, detronizując w zalążku każdy jego pomysł, wszelką wizję na przyszłość tego świata. Washington stał się nagle całkowitym przeciwieństwem samego siebie, tracąc naturę dobrego, pobłażliwego ojca i przemieniając się w istotę o stokroć bardziej przerażającą, niegodziwą. Jego nienawiść względem Lee, ta porażająca zawiść, czyniły go brutalem, okrutnikiem, który z pewnością rozkazałby go powiesić za zdradę, gdyby nie fakt, iż znał nadto plugawe metody, o stokroć gorsze kary dla oficera, który złamał rozkaz i zagroził misji. - Przyjmijcie swojego wroga chłopcy. Lee, idziesz na tyły. Natychmiast.

Odwrócił się na koniu, a brzydka twarz generała Lee wykrzywiła się, odejmując mu resztki uroku, jednak to, co uczynił, przeszło wszelkie oczekiwania wodza naczelnego. Wojska brytyjskie pod dowództwem Henry'ego Clintona (Howe został zwolniony z funkcji naczelnika) zamierzały wycofać się do New Jersey pod koniec czerwca, natomiast Washington dostrzegł w tym idealną okazję do odzyskania Filadelfii i postanowił dokonać tego, mimo złości i szczerego buntu ze strony generała-zdrajcy. Pozostali dowódcy byli zgodni, że powinniśmy rozpocząć atak, dwudziestego czwartego czerwca podejmując o nim decyzję, by kilka dni później wysłać w okolice Monmouth cztery tysiące uzbrojonych mężczyzn, proponując Lee dowodzenie pierwszą falą uderzeniową. Na początku mężczyzna odmówił, lecz gdy usłyszał, iż zamiast niego wymarsz poprowadzi markiz Lafayette, prędko zmienił zdanie i próbował choć tym sposobem ocalić swój honor. Jego sceptycyzm do kwestii wojny, zwycięstwa nad Brytyjczykami i każdego pomysłu Washingtona był zastanawiający od dłuższego czasu i budził podejrzenia, jednak większość znanych mi osób zganiała to na charakter generała, nie ewentualne sojusze z Brytyjczykami. Wprawdzie nikt nie posądzał Lee o korupcję, nikt też nie mógł mu czegokolwiek zarzucić, lecz w momencie, gdy w pośpiechu wycofywał swoje wojska, dając pierw niepewne polecenia, które pozbawiły życie wielu młodych mężczyzn, z Brytyjczykami na ogonie, Washington nie miał już złudzeń, że jeden z jego najbardziej zaufanych współpracowników, robi wszystko, by zdusić rewolucję w punkcie, gdzie miała w końcu szansę się rozwinąć. Spojrzał na niego ze złością, rozkazując swoim ludziom odeprzeć tylne straże Cornwallisa i sam przybliżył się na swoim białym rumaku do Lee, kipiąc ze złości. Ja, Alexander i Lafayette podjechaliśmy w ich stronę na koniach, widząc wszystko dokładnie i wyraźnie. Washington stał z lodowatym spojrzeniem wymierzonym w mężczyznę, a cały charakter poczciwego jegomościa w średnim wieku, dobrego ojca chrzestnego, wyparował w mgnieniu oka, ukazując nam wielkoluda z ognikami w oczach. Skłamałbym, gdybym zaprzeczył, że w tamtej chwili nie przestraszyłem się dowódcy naczelnego, który jak wściekła bestia z powieści grozy trzymał między palcami twarz Lee, chcąc jakby skręcić mu kark. Washington nie wyglądał jak on. Zawiść wypływała z jego postaci jak strumień ze skały, a on jak realne monstrum prezentował się tak, jakby marzył tylko o tym, by skrzywdzić generała. Potrzebowaliśmy zwycięstwa lub remisu, musieliśmy ocalić Filadelfię, bowiem od tego zależała godność Washingtona i nas wszystkich w owej wojnie, której rola po wkroczeniu do akcji Francji, gwałtownie się zwiększyła. Nasz lokalny konflikt stał się konfliktem na skalę światowa, a co więcej - mieliśmy większość, bowiem niemal całej Europie zależało na zmniejszeniu się potęgi Wielkiej Brytanii, co dzięki nam stało się całkiem realne.

Huragan 1777Where stories live. Discover now