my american desires

6.4K 536 273
                                    

Jeongguk

Randka z Jiminem nie zakończyła się do końca tak, jak bym chciał. Chłopak okazał się być bardziej niedostępny niż zakładałem, choć wyłapałem kilka momentów jego słabości. Uwielbiał komplementy. I lubił, gdy się z nim droczyłem, ale nie do przesady. Nie zawsze udawało mi się wyczuć tą granicę, więc często się na mnie denerwował, ale wiedziałem, że to kwestia czasu, aż albo sam się przyzwyczai, albo ja się stonuję. Pisaliśmy często przed snem o jakiś pierdołach. Co prawda, Jimin nadal nazywał mnie dupkiem i bezgózgiem, ale teraz wydawał mi się być milszy. Może starał się, a może weszło mu to w nawyk?

Nasze treningi stały się intensywniejsze, przez nadchodzący sezon. Łyżwiarze figurowi swoje zawody mieli dopiero po nowym roku, więc to nam przypadła większa część czasu lodowiska. Przez to ciągle się mijałem z Jiminem. Tylko raz, gdy kończyłem trening, on wchodził na swój. Przebrałem się i wykąpałem, bo zawsze na treningach dawałem z siebie sto procent i mocno się pociłem. Początkowo chciałem iść na trybuny, by zobaczyć, jak chłopak sobie radzi, ale potem pomyślałem, że lepszym sposobem będzie dołączenie do niego na lodzie.

Gdy mnie zobaczył, zdziwił się, a potem chyba lekko zdekoncentrował. Jego ruchy przestał współgrać z muzyką. Podjechałem do niego, a on zatrzymał się na prawie samym środku lodowiska.

- Co ty tu robisz? - zapytał, poprawiając swoje niesforne włosy.

- Skończyłem trening - powiedziałem, spoglądając na jego lekko podarte z wierzchu łyżwy. - Nie potrzebujesz nowych?

- Nie - odparł, spoglądając w dół. - Te są dobre. I przynoszą mi szczęście.

- Nigdy nie zakładasz więc innych?

- Nie mam innych - odparł, patrząc na mnie, jak na debila. Jakbym powiedział, że ziemia jest płaska. - Po co komu dwie pary łyżew?

- Ja mam cztery - rzuciłem, a on parsknął i odjechał ode mnie kawałek. Myślał, że nie zauważę, jak poprawia swój żółty sweterek. - Ładnie wyglądasz - powiedziałem, a on odjechał jeszcze dalej. Zaczął mi uciekać, a gdy go dogoniłem, zaczęliśmy jeździć dookoła koło siebie.

- Kiedy macie kolejny mecz? - zapytał.

- W czwartek jest już pierwszy mecz turnieju. Walczymy najpierw o wyjście z grupy, ale to będzie banalnie proste.

- Kiedy będzie Kanada?

- Najpewniej w finale.

- W zeszłym roku nie była?

- Nie. Była inna drużyna z okolic Nowego Jorku. To był trudny mecz, ale zwycięstwo było nasze - powiedziałem, po chwili reflektując się, że znów rozmawiamy o hokeju. - A ty? Jak dobry jesteś w balecie?

- To nie balet - mruknął. - Jestem chyba dobry. Lubię bardzo łyżwiarstwo w parach, ale w tym roku chyba wystąpię tylko solo.

- Bylibyśmy świetną parą - powiedziałem, a Jimin odjechał kawałek, by spróbować wyskoku. Zakręcił się i opadł z powrotem na lód. - Jutro jadę ze Scottem zrobić tatuaż do Portland. Jedziesz z nami? Na piątą.

- Kończę pracę o czwartej.

- To podjedziemy po ciebie do lodziarni.

- Ty też robisz sobie jakiś?

- Zrobię sobie po zakończeniu szkoły. Scotty nie mógł się doczekać, więc robi już teraz. Mamy takiego zaufanego gościa, który robił już Kurtowi jedną dziarę. I Vanessie, naszej znajomej.

- Mogę jechać.

- A potem kolacja? Możemy jechać na jakąś pizzę, czy coś takiego.

Jimin posłał mi lekki uśmiech.

ice ice bby | pjm&jjkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz