my american anger

6K 509 218
                                    

Jeongguk

Mecz należał do tych łatwiejszych. Rozgromiliśmy przeciwników w drobny mak, czemu przyglądał się Jimin, a co było mi na rękę. Skoro miał być mój, to powinien wiedzieć, jak dobry jestem w tym, co robię. A i wydawało mi się, że nieźle się bawił, co mnie cieszyło.
U Scotta oprócz drużyny był jeszcze Koreańczyk, Vanessa, która ostatnio dogadywała się z Westwoodem i jeszcze jakaś dziewczyna, którą przyprowadził Jose, a która przyszła dopiero po godzinie. Nie poświęciłem jej uwagi, bo po pierwsze nie podobała mi się, a po drugie to zajęty byłem Jiminem. Wstydził się znacznie mniej niż na pierwszej imprezie, więc nawet pogratulował reszcie drużyny. Bez obaw mogłem go też z nimi na chwilę zostawić, a samemu udać się do łazienki. Mecze i treningi były coraz trudniejsze do zniesienia przez moją kontuzję kolana, której nabawiłem się w zeszłym roku, a która dawała o sobie znać w najmniej odpowiednich momentach. Do rozmowy z lekarzem nawet nie chciałem wracać myślami, bo ten zalecał operacje, po której będę musiał spędzić w gipsie nie mniej niż osiem miesięcy, a na to nie mogłem sobie na razie pozwolić. Problem polegał na tym, że nie wiedziałem, jak długo wytrzymam z nagłymi atakami bólu, przez który nie mogłem prostować nogi. Musiała wystarczyć mi maść, którą posmarowałem w łazience kolano. Gdy żel trochę wsiąkł, ubrałem spodnie i wróciłem do salonu Scotta. Chłopacy zajęci byli już piwem i jaraniem, więc przysiadłem się na chwilę, by wybrać dla siebie i Jimina jakąś butelkę. Ten podziękował, gdy otworzyłem jego piwo i wziął łyka.

- Jak twój język? - zapytałem, a on wystawił go i pokazał mi srebrną kulkę.

- Trochę jeszcze boli, więc na razie nie będę zmieniał kolczyka, ale jeszcze raz dzięki za tamte, co kupiłeś.

- Jak ci się znudzą to wybierzemy się po nowe.

- Mówiłem już, że nie chcę od ciebie prezentów.

Uśmiechnąłem się tylko, nie chcąc mu mówić, że kolejny kupiłem mu już wczoraj, a który czekał tylko na dostarczenie przez pocztę. Ale wiedziałem, że z tego ucieszy się bardziej. Zaraz po tym, jak przestanie się gniewać przez pewien szczegół.

- Dlaczego w ogóle mnie ze sobą dziś zabrałeś? - zapytał, powoli sącząc swoje piwo.

- Dlaczego nie? Polubiłem cię, złotko. No i podobasz mi się.

- Po prostu chcesz mnie tylko zaliczyć - mruknął, posyłając mi groźne spojrzenie, na które się zaśmiałem.

- Źle do tego podchodzisz, już ci mówiłem. To, że drużyna jest dla mnie, jak bracia to nie znaczy, że jestem taki sam jak oni. Ja dbam o przyjemność partnera. Ze mną ci niczego nie zabraknie. Możesz rzucić w cholerę tą pracę.

- Nie rzucę jej, jest w porządku.

Wzruszyłem ramionami, a wtedy przysiadł się Jason. Chciał porozmawiać ze mną o Camili, która kiedyś zalecała się do mnie, a która dostała kosza, bo wtedy nie byłem zainteresowany. Teraz chłopak chciał się z nią umówić, ale wolał zapytać, czy ja już skończyłem.

- Pewnie stary. I tak nic nie chciałem - powiedziałem, a potem zbiliśmy piątkę.

- Jesteście czasami naprawdę beznadziejni - skomentował to Jimin, gdy Jason przesiadł się do Scotta. - Traktujecie te dziewczyny jak zabawki.

- Skoro są takie głupie to co mamy z nimi robić? Same dają, to nie wziąłbyś?

- A nie pomyślałeś nigdy o tym, że te dziewczyny też mają uczucia i, że może któraś z nich chciałaby czegoś więcej niż tylko seksu i fajnych imprez?

- Zawsze stawiam sprawę jasno - usprawiedliwiłem się, choć taka była prawda. Nie robiłem niczego, czego one by nie chciały. - Z resztą wiedzą, co robię z ich koleżankami. To serio myślą, że dla nich się zmienię? Zacznę szukać miłości? Miłość przyjdzie, gdy będę szukał żony, a nie cheerleaderki.

ice ice bby | pjm&jjkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz