my american hometown

6.2K 468 167
                                    

Jimin

-  Twoje łyżwy się zepsuły? - zapytała moja mama, gdy na wysłanym zdjęcia z treningu, załapały się też moje nogi. Leżałem już w łóżku, zmęczony kilkugodzinnym powtarzaniem układu z Isabellą. Przez moje jednorazowe opuszczenie lodowiska po wspólnej nocy z Jeonggukiem w hotelu musieliśmy teraz nadrobić, a wielokrotne podnoszenie i tak naprawdę szczupłej Isabelli nie było dla mnie jak bułka z masłem. Moje ramiona szybko się męczyły. - Na zdjęciu masz jakieś inne.

Dobrze, że nie stoję bokiem, pomyślałem, bo nie chciałbym usłyszeć reakcji mojej mamy, gdyby doczytała się napisu na łyżwie. Automatycznie zacząłem bawić się kolczykiem w języku, o którym również moja mama nie wiedziała.

- Te są nowe, masz rację.

- Dlaczego nic nie mówiłeś? Musiały być drogie. Przecież przesłalibyśmy ci z tatą pieniądze.

Oj raczej nie, pomyślałem, rzucając okiem na widok zza okna. Dom Jeonów jeszcze tętnił życiem. Usiadłem na parapecie, wychodząc spod ciepłej kołdry.

- To będą pierwsze święta bez ciebie, kochanie - rozczuliła się mama, zaraz głośno wzdychając. - No ale nic, poopowiadaj mi coś, tak rzadko do mnie dzwonisz.

Jak mama sobie życzyła, opowiedziałem jej co nieco. Omijając oczywiście historię mojego beznadziejnego zauroczenia w gwieździe szkolnej drużyny hokeja, omijając wszelkie szczegóły związane z naszymi codziennymi spotkaniami, omijając informacje o każdej imprezie, o moich nowych znajomych, czyli właściwie znajomych Jeongguka, wszelkie informacje o niedawnym straceniu dziewictwa też ominąłem i tak dalej i tak dalej...

- Ale Portland jest naprawdę bardzo ładne.

- Do Portland masz półtora godziny drogi, więc chyba zbyt często tam nie jesteś, prawda?

Jak Jeongguk prowadzi to półtorej godziny zamienia się w czterdzieści minut, a jak Scott to i nawet w trzydzieści, mamo, przeszło mi przez głowę, a wtedy w oknie po drugiej stronie ulicy pojawił się mój chłopak. Zdejmował bluzkę, bo najpewniej szykował się do spania, więc oczywiście, że zostałem na parapecie go podglądać.

- Czasami jeżdżę z kolegami. Mają samochody.

- Ta Ameryka nadal trochę mnie przeraża, kluseczko - rzuciła z teatralnym westchnięciem, nazywając mnie oczywiście "kluseczką", jak to mawiała na mnie, gdy miałem osiem lat i faktycznie wyglądałem jak kluska. Albo jak kulka. Ale teraz tylko mnie to irytowało.

- Mamo... - zajęczałem, przewracając oczami.

- No co? Tam to pewnie sama nieodpowiedzialna młodzież, jak na tych filmach. Mam tylko nadzieję, że nie pijesz alkoholu i nikt cię nie zaciągnął na żadną imprezę! - przeżywała dalej, jakby zapomniała, że mam osiemnaście lat, a nie cztery i trzeba trzymać mnie za rękę na pasach.

- Mamo, radzę sobie doskonale i jestem, jak zwykle bardzo grzeczny - zapewniłem, bo w tamtym momencie Jeongguk zauważył, że mu się przyglądam i podszedł bliżej okna, by zacząć się wydurniać. Napinał mięśnie, robił głupie miny i pokazywał jakieś jednoznaczne sygnały, jak wypychanie policzka językiem i wskazywanie na mnie i sugestywne poruszanie brwiami. Co za głupol...
Mama jakiś czas jeszcze bardzo wszystko przeżywała. Opowiadała, że babcia nie daje jej spokoju, że w pracy jest im beze mnie smutno i, że bardzo się o mnie martwią, ale trzymają kciuki za moje teningi. A gdy mama tak mówiła i mówiła, rozwodząc się nad swoją tęsknotą i miłością do jedynego syna, Jeon Jeongguk bawił się po drugiej stronie ulicy w najlepsze. W pewnym momencie zniknął na chwilę, by pojawić się po chwili przy szybie z kartką, na której namazał famastrem

ice ice bby | pjm&jjkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz