my american duet

6.2K 469 141
                                    

Jeongguk


Zaparkowałem pod lodowiskiem. Już w drodze do budynku zaczepiły mnie dwie dziewczyny, jeszcze raz mamrocząc jakieś gratulacje z okazji ostatniego meczu. Odkąd wróciliśmy ze Spokane, na każdym kroku byli fani. Ledwo mogłem ruszyć się z domu, bo już słyszałem za sobą jakieś miłe podszepty. I to było fajne, gdy było się singlem. Wiedziałem, że chłopacy na pewno teraz korzystają ile mogą. Kurt pobił swój rekord dzienny, chwaląc się nam ostatnio na grupie. Dziewczyny dostały małpiego rozumu. Pokusy z każdej strony starałem się omijać, choć niektóre zawodniczki bywały naprawdę bezpośrednie. Bardziej niż ja. Ale na mnie już ktoś czekał.

Gdy wszedłem do środka, jeszcze Nadine Lindson rzuciła jakieś "hej, brawo, słyszałam, że ostatnio się popisałeś", jakbym nigdy wcześniej się nie popisywał. Uśmiechnąłem się do niej, bo przecież tak chociaż wypadało, ale zaraz potem od razu zwróciłem wzrok na taflę lodu, po której z gracją i elegancją sunął Park Jimin i Isabella Rollerson, trzymając się za ręce i dopasowując wymachy nogami do muzyki.

Mój sport również przecież  był związany ściśle z łyżwami, ale sam nie znałem połowy nazw skoków, czy obrotów, czy kurna czegokolwiek, co wykonywał i o czym czasami mówił Jimin. A odkąd obiecał Isabelli, że będzie jej partnerem na zawodach, coraz więcej dziwnych słów wpadało do mojej głowy. Że niby "toe loop", "rittberger" i "salchow" to absolutna podstawa? Na pewno nie dla mnie. Ja nawet jeśli na łyżwach skakałem to tak, by upaść na obu nogach, albo na jednej i utrzymać się nadal w pozycji stojącej. Reszta mnie nie obchodziła. Z tego co wiem to Westwood z nas wszystkich najlepiej jeździł na łyżwach. Robił te piruety, jak baletnica i nie lądował przy tym na twarzy. Ale Jimin to i tak był zupełnie inny poziom.

Poruszał się po lodzie bez zająknięcia. Nie było zbędnego pośpiechu, nieuwagi, nie było niedopracowanych szczegółów, nie było drżenia nóg, czy niedokładnego lądowania, gdy właśnie skakał. Nawet jego ręce płynnie falowały na powietrzu. Przez swój filigranowy wygląd, jeszcze lepiej pasował do tej otoczki i do atmosfery, z jaką kojarzył się ten sport.

Przez chwilę przyglądałem się tej dwójce, jak dobrze się zgrali podczas zaledwie kilku treningów. Samson był wymagającym trenerem, ale podobno stał się bardziej ugodowy. W zeszłym roku poprowadził Isabellę solo do jednego z wyższych miejsc na narodowych zawodach. Co dziwne, bardzo nie lubił się z naszym trenerem - poker fejsem. Jak pies z kotem, co? Dwa różne sporty, jedno wspólne miejsce - lodowisko. Jimin też swego czasu uważał, że marnujemy jedynie z wilkami lód.

Ich układ miał dużo jeżdżenia tyłem i sporo wyskoków. W jednym momencie Jimin musiał podnieść dość drobne ciało Isabelli i był z tym lekki problem, bo on sam choć miał ładną figurę i mięśnie to jednak jego ramiona drżały, gdy trzymał dziewczynę w górze więcej niż kilka sekund. Musieli nad tym potrenować. Podnoszenie z trzymaniem ręka-biodro okazało się chyba trochę zbyt męczące dla tej dwójki.

Poćwiczyli jeszcze raz początek układu i w końcu mogłem zobaczyć co to jest "podnoszenie twistowe" i "łapanie twistowe", o którym mówił mi chłopak. To im wychodziło naprawdę perfekcyjnie. Skoki wyrzucane, piruety równoległe i parowe były ładne, ale nie robiły takiego wrażenia. Podobno. Bo na mnie robiły. Na mnie wszystko, co przygotowali robiło wrażenie. A już w ogóle spirala. Sama jej nazwa przyprawiała o ciarki, bo przecież dlaczego nie mogli wybrać tej tyłem wewnątrz, która nazywała się spirala kosmiczna, tylko właśnie tyłem zewnątrz, która nosiła imię spirali śmierci.

- Ale nie umrzesz? - musiałem zapytać Jimina, gdy opowiadał mi o elementach ich układu. 

Nie wiem dlaczego śmiał się ze mnie.

ice ice bby | pjm&jjkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz