XXIV

1.3K 119 0
                                    

Siedziałem z Louisem do południa lecząc jego kaca. Obwiniał mnie za swój stan, twierdząc, że gdybym coś wypił podczas przyjęcia, on nie miałby tak dużo alkoholu dla siebie.

Wróciłem do domu, praktycznie mijając się z Liamem w drzwiach. Niall stał w kuchni porządkując papiery, kiedy podszedłem do niego i owinąłem ramiona wokół jego brzucha.

- Co chcesz na obiad? - spytał wkładając dokumenty do teczki, która ledwo dała się zamknąć. Powoli wyprostował się, przykrywając moje dłonie zaplecione na jego brzuchu, swoimi dużo większymi.

- Nie jestem głodny - odpowiedziałem, niechętnie odsuwając się od mojego mężczyzny i opierając plecami o blat. Miał na sobie jeansy i białą, przylegająca koszulkę. Materiał był na tyle cienki, że widziałem zarysy tatuażu Nialla. Podszedł do mnie, układając dłoń na moim policzku i całując krótko moje usta.

- Teraz nie jesteś, ale później będziesz - odparł, a ja wiedziałem, że po prostu się martwi. Musnąłem znów jego wargi, pachniał tak pięknie.. - Muszę skoczyć na chwile do Courtney, a ty pomysł na co masz ochotę.

- Mogę iść z tobą? - spytałem podążając za nim do drzwi - Chcę po prostu się przejść. Nie powinienem jako luna siedzieć wyłącznie w domu, prawda? - dodałem, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Uśmiechnął się tylko do mnie i wyciągnął dłoń, którą bez wahania złapałem.

Dzień był ciepły, wiele domów miało pootwierane okna. Niall wszedł do jednego z nich, a ja wsunąłem dłonie do kieszeni spodni rozglądając dookoła. Ruszyłem powoli w kierunku placyku do nauki dzieciaków i zobaczyłem mężczyznę stojącego przy furtce.

- Hej - odezwałem się, zwracając na siebie jego uwagę i łapiąc za niewysokie ogrodzenie - Matthew, tak? - spytałem wciąż mając problem z zapamiętaniem imion wszystkich członków stada. Brunet, prawdopodobnie beta, uśmiechnął się do mnie i kiwnął głową. Sięgnął do zamknięcia furtki, by uchylić ją i wpuścić mnie. Potrzebowałem chwili, by dostrzec w wyższej trawie czy krzakach maleńkie wilki, praktycznie szczeniaki. Rozchyliłem wargi, a moje serce się roztopiło na widok wilczka o sierści w kolorze karmelu - Uczą się przemian, luno.

- Wystarczy Zayn - rzuciłem, klękając i wyciągając rękę w kierunku dzieciaków, które ruszyły w moim kierunku.

- Czują twój zapach. Wiedzą, że jesteś luną i dzięki temu czują się bezpiecznie - powiedział, a o moje kolana oparł się jeden z małych wilczków - To będzie wspaniały czas i zaszczyt, kiedy będę tu uczył Wasze szczeniaki, luno.

Zacisnąłem wargi na wzmiankę o dzieciach, bo mimo iż te maleństwa skradły moje serce, a mojej omedze włączył się jakby matczyny tryb, to ja nie chciałem od razu pakować się w ciąże. Chciałem nacieszyć się Niallem, młodością i idealnym ciałem, bez żadnych rozstępów.

Przesunąłem dłonią po główce wilczka, potem kolejnego aż skończyłem siedząc na ziemi, oparty plecami o ogrodzenie, z prawie wszystkimi maleństwami na kolanach czy wokół mnie.

- Chyba tyle z treningu - westchnął Matthew, a ja uśmiechnąłem się przepraszająco.

- Nie chciałem przeszkadzać. Po prostu staram się być bliżej stada i brać udział w codziennych sprawach - powiedziałem przebiegając palcami po sierści na grzbiecie jednego z maleństw.

- To żaden problem - odpowiedział znów uśmiechając się i biorąc na ręce troje szczeniaków - Może z racji integracji ze stadem, pomożesz mi zanieść dzieciaki do ich rodziców? - spytał. Chętnie pokiwałem głową, podnosząc się delikatnie i biorąc wciąż zmienione maluchy na ręce.

Moon of my Life • Ziall ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz