Rozdział 7 Naszyjnik

81 6 4
                                    

Dźwięk dzwonka do drzwi przebił się przez ściany mieszkania i dotarł do uszu kobiety w średnim wieku, która kręciła się w kuchni, przygotowując posiłek. Sygnał dzwonka do drzwi to był ewidentnie ulubiony dźwięk pani Camille'i.
  Odstawiła szklankę, zdjęła kuchenne rękawiczki, po czym jej kroki wesoło zaprowadziły ją do głównych drzwi. W progu miodowych drzwi stanęła znana jej sylwetka, jednak nie był to jej syn.
W dłoniach brązowowłosego mężczyzny uwagę kobiety przykuł jej zaginiony przedmiot.

– Dzień dobry. – przywitał się z pogodnym uśmiechem. – Donoszę zgubę. – Wysunął dłoń z granatowymi okularami.

– Ooo, bardzo dziękuję. Powiem panu, że właśnie miałam za moment po nie wyjść. Dopiero przed spaniem wczoraj zauważyłam ich brak, ale było już przecież zbyt późno, żeby państwa odwiedzać. – Odebrała swoją własność i jej karmelowe oczy minimalnie zwiększyły rozmiar pod wpływem szkła. – Zapraszam do środka, mojego syna jeszcze nie ma.

– Ale ja dzisiaj tylko na chwilę... – oświadczył, nie chcąc by jego ton głosu stał się nieuprzejmy. Chloè miała rację, gdy tego sobotniego poranka ostrzegała go, że kierując swoje kroki do drzwi pani Benoit naraża się jednocześnie na słuchanie różnych plotek i rozmaitych opowieści, których kobieta posiadała niezliczoną ilość. Na pasku dni ze swojego życia mieściła niesłychanie dużo budzących zaciekawienie historii, raz po raz wywołujących śmiech, a innym razem przyprawiających o dreszcze.
  Prawdę mówiąc, Matteo miał nadzieję, że jakimś cudem nie otrzyma "zaproszenia do środka", ponieważ ostatnimi czasy kobieta dość regularnie była nastawiona na ich towarzystwo. Matteo nie chciał być nieuprzejmy, lecz chętnie porozstawiałby terminy spotkań w  nieco większych odległościach.

– Nie ma sprawy. – odpowiedziała mu. – Tylko napije się pan mojego koktajlu. Jest piekielnie gorąco i napój na pewno dobrze panu zrobi. Orzeźwi trochę pana.

Matteo wysilił się na uśmiech w stronę kobiety, po czym z ociąganiem i bez większego zapału, podążył jej śladem. Żar lał się z nieba piekielny, promyki słońca dostawały się do każdego zakamarka, ozłacając i ogrzewając wszystko wokół. Matteo poczuł ulgę, gdy słońce zostało na zewnątrz, a cień bordowych ścian ochłodził go swym dotykiem o nieco niższej temperaturze.

– Proszę sobie usiąść, już podaję coś do ochłodzenia się.

Mężczyzna powoli usiadł na jednym z krzeseł i rozejrzał się dookoła. Po prawej stronie, jak i za nim, rozciągała się cała kuchenna sceneria. Dominował tu bordowy odcień, który jakby rywalizował z białym o silniejsze przykuwanie uwagi. Kuchnia połączona była z salonem. Matteo rozglądając się w oddali dostrzegł komodę w odcieniu intensywnego brązu, który zapewne w półmroku zdaje się udawać czerń. Na komodzie stało kilka kobiecych "bibelotów", jak to określiły myśli mężczyzny. Stała tam jeszcze biała szkatułka.

– Proszę. – kobieta postawiła przed nim na ladzie wysoką szklankę o rozmaitych wzorach.

– Dziękuję. – odrzekł, po czym zanurzył wargi w barwnym napoju. – Coś pysznego. – stwierdził, pomiędzy kolejnymi łykami.

– Miło to słyszeć.

Nagle na twarz pani Benoit wstąpiła powaga oraz głębokie skupienie.

– Przypomniałam sobie o czymś. Zaraz wrócę.

Ruszyła w stronę korytarza. Matteo w tym czasie dokończył napój, wciąż delektując się jego smakiem.
Szklanka była już pusta, jedynie krople gęstego soku spływały jeszcze pojedynczo po brzegach, jakby ścigając się, która pierwsza sięgnie spodu naczynia. Mężczyzna rozejrzał się niepewnie, gdy kobieta nie pojawiała się na oczy od dobrych trzech minut. Zawsze była taka nietypowa i zakręcona.

Tylko z Tobą 4 || MIRACULOUSWhere stories live. Discover now