❝chapter seventeen❞

1K 102 23
                                    

°°°·

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

°°°·.°·..·°¯°·._.·•·._.·°¯°·.·°.·°°°

Siedziałem u Wooyounga, który płakał w moją koszulkę. Obejmowałem go, mówiąc mu, że jest w porządku.

— Proszę nie płacz już. — poprosiłem, wycierając kolejne łzy, które spływały po jego policzkach. Samemu miałem ochotę płakać, jednak powstrzymywałem się.

— J-Jak mam nie płakać?! — uniósł się, zalewając się kolejnymi łzami. — Ja się martwię!

— Ja wiem, ale...—

— On cię prędzej uśmierci! — wrzasnął, spoglądając na mnie napuchniętym oczami. Patrzyłem na niego, milcząc. — San, ja nie chce cię pewnego dnia zobaczyć m-martwego!

Nie odezwałem się, spuszczając jedynie głowę.

— On mógł cię udusić. — powiedział przez łzy, spoglądając na szyję, która przyozdobiona była fioletowymi śladami. — On mógł mi cię odebrać...

— Wooyoung ja nic nie mogę zrobić w tej sytuacji. — powiedziałem, patrząc na niego. — Jedyne co mogę to się bronić.

— N-Nie możesz tego nigdzie zgłosić? — spytał cicho, wycierając napuchnięte oczy. — Idź na policję...

— Nie mogę tego zrobić.

— Jak to? Dalej będziesz mu pozwalał na przemoc? — uniósł się, patrząc na mnie zaskoczony.

Nie odezwałem się.

— Jeśli ty tego nie zrobisz to ja to zrobię. — powiedział, będąc pewnym tego, co mówi. Patrzyłem na niego zaskoczony.

— Nie możesz.

— Dlaczego? Wolisz, gdy się nad tobą znęca?! Gdy cię poniża?! — zadawał pytania po pytaniu, które przemilczałem. Nie wiedziałem co powiedzieć.

Wooyoung oderwał się ode mnie, będąc złym. Zszedł z łóżka, kierując się ku wyjściu, gdy ja w tym czasie patrzyłem tępo przed siebie.

— Nie widzisz, że ja się po prostu o ciebie martwię?! — zapytał, wychodząc z pokoju i zalewając się ponownie łzami.

Zostawił mnie samego z wieloma pytaniami w głowie. Powinienem iść za nim, by przeprosić i na spokojnie porozmawiać, jednak ja nadal tkwiłem w pokoju przez jakieś kolejne parę godzin. Nawet nie wiedziałem, czy on nadal jest.

Ocknąłem się w końcu, idąc jego śladami. Po przeszukiwaniach domu, znalazłem go dopiero w salonie, gdzie leżał okryty kocem i spał.

Po prostu spał.

Podszedłem cicho do niego, kucając przy nim. Przyglądałem się mu chwilę, odgarniając niesforne kosmyki jego ciemnych włosów, co najwyraźniej poczuł.

— S-San? — spytał cicho, a ja uśmiechnąłem się niewidocznie.

— Odpoczywaj, ja powinienem iść. — powiedziałem, wstając na równe nogi. Kierowałem się do wyjścia, gdy nagle poczułem uścisk na nadgarstku. — Hm?

— San, proszę obiecaj mi, że coś z tym zrobisz. — patrzył na mnie, a w głosie można było usłyszeć jak się martwi. — Obiecaj...

Pochyliłem się, by złożyć delikatny pocałunek na jego ustach. Oddał go po chwili, pogłębiając. Odsunąłem się, uśmiechając się pod nosem.

Obiecałem.

Puścił moją rękę, pozwalając mi wyjść. Cały czas czułem na sobie jego wzrok, który odprowadzał mnie aż do drzwi wyjściowych.

Szedłem, ale nie w stronę domu. Chciałem odizolować się od ludzi, dlatego poszedłem na polanę. Nim jednak tam zaszedłem, musiało pójść coś nie tak.

Byłem wśród tłumu ludzi, którzy co chwilę się przepychali. W jednej chwili poczułem mocny ból głowy, za którą od razu się chwyciłem.

Ludzie patrzyli na mnie dziwnie, kiedy ja cierpiałem przez ból. Byli tak sobą zajęci, że postanowili nie zwracać na mnie już w ogóle uwagi.

Ból był nie do wytrzymania.

W pewnym momencie upadłem, słysząc tylko, żebym uważał co robię. Widziałem wszystko jak przez mgłę, a w uszach mi dzwoniło.

W jednej chwili straciłem całkowicie przytomność.

a/n: słabo wyszedł mi ten rozdział ;(( jednak mam nadzieje, że wam się jakoś podoba. | na pare dni niestety zniknę, żeby móc to wszystko pozmieniać dnjdks miłego dnia!

↳ 𝐈'𝐦 𝐬𝐨𝐫𝐫𝐲  [ 𝖼.𝗌𝗇 𝗑 𝗃.𝗐𝗒 ] Where stories live. Discover now