Rozdział 48

5.1K 156 3
                                    

#jenny

Dom dziadków Isaaka nie wygląda tak samo, jak ostatniego lata, gdy tu byliśmy. Jest odnowiony i jeśli mnie pamięć nie zawodzi, to prócz wymiany okien, elewacja została przemalowana.
Bardzo na korzyść, bo teraz się wyróżnia z otoczenia, co mi się podoba. Wśród białych smutnych domów jest jeden zielony.

Dziadkowie chłopaka bardzo pasują do tego wyróżniającego się domku. Babcia zdaje się, że nigdy nie wyszła z epoki dzieci kwiatów. Ma siwe włosy do pasa, kolorowe ubrania oraz ogromną pacyfkę wiszącą na szyi. Dziadek jest specyficzny. Pali papierosa za papierosem, a mimo to wygląda na dziesięć lat mniej, niż ma w rzeczywistości.

Wchodzimy do ich domu, gdzie czeka na nas śniadanie. Babcia Tasmin, bo kazała nam się tak do niej zwracać, zrobiła górę tostów. Mimo że nie jesteśmy godni, pochłaniamy wszystkie.
Zanim mija godzina, dziadkowie oznajmiają, że już wychodzą, bo chcą kupić jeszcze w jakimś supermarkecie podpałkę i wino.

Tym samym oznajmiają nam, że możemy wziąć ich grilla, który stoi w garażu. Isaak proponuje, żebyśmy poszli nad jezioro, które jest największą atrakcją tego małego miasteczka.

Isaak z Mateo prowadzą ścieżką od domu dziadków chłopaka. Idę za nimi razem z Jackiem, który zachwyca się otoczeniem. Owszem, okolica jest piękna. Wysokie drzewa skąpane w soczystej zieleni. Śpiew ptaków i chrzęst żwiru pod naszymi butami.
Jednak to wszystko mnie nie uspokaja. Odwracam się i widzę, że dziewczyny idą daleko za nami. Chyba są złe o to, że Jack jest razem z nami. Nigdy nie pałały do niego sympatią.

Trudno mi się skupić, bo cały czas wpatruję się w plecy Mateo. Nie wiem, co takiego musiałby powiedzieć chłopak idący obok, aby odwrócić moją uwagę od bruneta. Chyba nie ma takich słów na świecie.

Wkurzam się, bo odkąd wysiedliśmy z samochodu nie odzywa się do mnie. Nawet nie zaszczyca mnie spojrzeniem. Domyślam się, że tak jak dziewczyny, nie lubi Jacka. Utwierdziło mnie w tym jego zachowanie w samochodzie.

- Jenny, coś się stało? - pyta po chwili Jack, a ja orientuję się, że już przez długi czas się nie odzywałam.

- Przepraszam, zamyśliłam się - mówię, ale mam świadomość, że zachowuję się nie w porządku.

- Strasznie zgłodniałam i myślałam teraz, o tym co zabraliśmy ze sobą - dodaję mając nadzieję, że łyknie haczyk, mimo że jedliśmy nieco wcześniej posiłek babci Tasmin.

Na szczęście udaje mi się, bo chłopak wybucha śmiechem.

- Mam w plecaku twoje ulubione ciastka z czekoladą, gdybyś chciała - mówi nieśmiało i przeczesuje ręką włosy.

- Ojej - wzdycham. - Dziękuję ci bardzo - mówię autentycznie ucieszona.

- To już je wyjmuję.

Zatrzymujemy się na ścieżce, a chłopak rozpina suwak i wyciąga kilka rzeczy. Dziewczyny nas mijają i obie spoglądają zaciekawione. Wzruszam ramionami. Zostaliśmy trochę za resztą grupy. W końcu Jack wyciąga ciasteczka i zębami rozrywa opakowanie. Od razu mnie częstuje.

Jęczę przeciągle, gdy na języku czuję rozpuszczającą się czekoladę.

- Cudowne - mruczę z pełnymi ustami. - Skąd wiedziałeś?

Mam wrażenie, że się rumieni.

- Pamiętam, że kiedyś to mówiłaś - odpowiada. - Zaczekaj, poczęstuję też resztę.

Odbiega ode mnie, zanim zacznę pytać, kiedy to dokładnie było. Zostaję sama nieco za grupą i widzę, jak Jack śmiejąc się, rozdaje ciastka. Wszyscy się częstują.
No prawie wszyscy. Mateo kręci głową i przenosi wzrok na mnie. Gdy nasze oczy się spotykają, prędko spogląda gdzie indziej.

Jack wraca do mnie dosłownie chwilę później. Dziewczyny też na nas czekają, ale Mateo z Isaakiem ruszają jeszcze szybciej.

- O co chodzi Mateo? - pyta po chwili chłopak. - Nie lubi mnie?

Spoglądam na niego i widzę autentyczną ciekawość w jego oczach.

Wzruszam ramionami.

Sama chciałabym wiedzieć.



//

Bardzo trudne czasy nadeszły. Chcę żebyście wiedzieli, że coraz gorzej mi idzie zabranie się do pisania. W piątek nie było rozdziału, bo naprawdę nie byłam w stanie sklecić zdania.
Dziś przede wszystkim chcę Wam powiedzieć, że prawdopodobnie będzie gorzej z częstotliwością rozdziałów. Mam wrażenie, że wszystko zamienia się teraz w okropnie trudną walkę.
Nie chcę zawieszać opowiadania, ale przyznaję się Wam szczerze, jak na spowiedzi, do której rzadko chodzę, że przelatują mi przez głowę myśli, żeby to porzucić na jakiś czas.
Jednak dzisiaj nie chcę podejmować takiej decyzji.
Po prostu mam nadzieję, że nawet jeśli zdarzy się, że nie będzie mnie tydzień, to zrozumiecie i będziecie po tym czasie nadal czekać na dalsze losy Jenny i Mateo.

Wasza J.

DON'T TOUCH  [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz