Rozdział 49

5K 171 5
                                    

#mateo

To, jak nie cierpię Jacka, wykracza poza jakieś przewidywane skale normalności. Jego uśmiech działa na mnie jak płachta na byka. Próbuje być miły aż za bardzo, czym tylko bardziej mnie wkurwia. Idąc z Isaakiem kilkanaście metrów przed nim i Jennifer, wciąż słyszę ich śmiech, który doprowadza do szału.

- Co to za wielki powrót? - pyta Isaak i wskazuje ruchem głowy na znienawidzonego chłopaka.

- Na pewno nie powrót - zapewniam niemal od razu.

- Serio? - Isaak unosi brew. - Bo wygląda, jakby tak miało być.

Odwracam się i spoglądam ponad głowami Alice i Rebecci na idącą za nimi parę. Jack trzyma rękę na ramieniu Jennifer, której wydaje się to zupełnie nie przeszkadzać. Zniesmaczony nieco się krzywię. Patrzę znów na Isaaka, który taksuje mnie wzrokiem.

- No co? - pytam i unoszę brew.

- Nic, nic - odpowiada i odwraca się w stronę lasu, na którego skraju zaczyna się niewielka ścieżka.

Chłopak rusza w tamtą stronę, a ja zatrzymuję się i czekam aż dogonią mnie dziewczyny. Chcę trochę wybadać grunt, bo jestem pewien, że wiedzą o Jennifer więcej niż ja.
Przystaję pod drzewem na skraju lasu i kopię niewielką gałązkę u mych stóp.
Rozmowę Alice i Rebeccki słyszę dużo wcześniej, nim pojawiają się obok mnie.

- No co tam Mateo? - pyta blondynka, gdy zrównują się ze mną i również zatrzymują.

- A ten gnojek szedł za szybko, to uznałem, że go zostawiam - odparłem i wyszczerzyłem się do nich. Rebecca przechodzi na moją lewą, Alice staje po prawej i ruszamy w dalszą drogę.

Śmiejemy się z Isaaka, którego tylko plecy widzimy przed sobą. Już kiedyś mówiłem im, jak mnie wkurzają niezliczone pokłady jego energii.

Wtem za sobą słyszymy śmiech Jennifer.

- A co jest między nimi? - wreszcie zbieram się na odwagę i zadaję nurtujące mnie pytanie. To był jedyny moment od kilku minut, kiedy mogłem zapytać i nie wzbudzić żadnych podejrzeń.

Alice wzrusza ramionami.

- Właściwie to nawet chyba nie wiemy - odzywa się za to Becca. - Przynajmniej ja nie, bo mało o nim mówi.

- Po prostu wie, że go nie znosimy i woli nie zaczynać tego tematu - dopowiada Alice.

- Chyba nikt, prócz Jennifer go nie lubi - mówię wzdychając, a za nami znów rozlega się śmiech.

Milkniemy. Słyszymy, że Jack opowiada coś naszej przyjaciółce, a ona zaśmiewa się z tego bardzo głośno.

- Będzie coś z tego? - drążę temat, bo nie mogę nie myśleć o tym, co się wtedy stanie.

Dziewczyny robią kwaśne miny, a ja w mig łapię, co mają na myśli. To nawet wysoce prawdopodobne.

Zaciskam pięści i nie pytam już o nic więcej. Widzę przed sobą, że Isaak się zatrzymał. Doganiamy go i wtedy dostrzegam, w co się wpatruje.

- No i jesteśmy - mówi.

Muszę przyznać, że miejsce jest bardzo ładne. Jest to górskie jezioro z krystaliczną, wręcz turkusową wodą. Po drugiej stronie tafli dostrzegam plażę, a na niej ludzi. Dalej za nimi majaczą górskie szczyty, których czubki skąpane są w chmurach. Rozglądam się dookoła i okazuje się, że oprócz nas nie ma nikogo więcej po tej stronie jeziora.

Jest tylko trochę olbrzymich kamieni, na których można usiąść, a nawet się położyć. Nieco dalej po naszej lewej strony na zachodnim brzegu teren wznosi się ku górze, tworząc dwa ładnej wysokości klify, z których planuję później skakać.

Isaak z dziewczynami jest już nieopodal wody, a ja nadal zachwycam się widokiem. Wiem, komu też się spodoba. Gdy o tym myślę, słyszę jej dźwięk tuż za sobą. Staje przy mnie, a Jack pojawia się po jej drugiej stronie.

- Pięknie - wzdycha.

Wzdycham również i kiwam głową, nie mogąc nic powiedzieć. Tylko wpatruję się w jej profil, udając, że nie ma obok tego chłopaka. Udając, że jest tylko ona, ja i ten oszałamiający widok.





//

Puk! Puk!

Jest tu jeszcze ktoś?

Bo ja właśnie wróciłam z maleńkiej przerwy. Przy następnym rozdziale zaprezentuję Wam nowy plan wrzucania rozdziałów, bo wydaje mi się, że nie sam brak weny mnie pokonał, ale wysoka poprzeczka, którą sobie narzuciłam :( Jednak trzy rozdziały tygodniowo to trochę dużo, najprawdopodobniej zejdę do dwóch. Nie wiem jeszcze, w które dni.

Ale chyba najważniejsze ogłoszenie parafialne: nie porzucam tego opowiadania.

Bo przecież jest pisane dla każdej Jennifer i dla każdego Mateo, a każdy zasługuje na swoją historię.

Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku.

Całuję, J.

DON'T TOUCH  [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz