5.

4.5K 224 26
                                    

Hermiona podnosiła głowę za każdym razem, gdy słyszała dźwięk dzwonka uderzanego przez otwierane drzwi. Po co przyszła wcześniej? Mogła się spóźnić i to on musiałby czekać na nią. A tak tylko siedziała i się denerwowała - nie widziała chłopaka od wielu miesięcy, bo po skończeniu szkoły ich ścieżki nie miały prawa się krzyżować. Nie tęskniła za jego widokiem, ani tym bardziej obecnością - w przeciwieństwie do większości żeńskiej części mieszkańców Hogwartu zawsze go uważała za wrednego, arystokratycznego, nadętego dupka.

Westchnęła poprawiając dużą bransoletkę na nadgarstku ledwie zakrywającą nowo powstałe blizny. Ćwiczenie na sobie zaklęcia tnącego i oglądanie jak z poranionych nadgarstków spływa krew było ostatnio jej ulubionym zajęciem. Wiedziała, że jeśli te spotkania z Malfoyem nie przyniosą efektu, zamkną ją w Mungu. Nigdy nie czuła się tak słaba i samotna. Jej przyjaciele ruszyli dalej - każde powzięło jakieś kroki i poczyniło plany na przyszłość. Ginny postanowiła po ukończeniu Hogwartu zostać Mistrzynią Eliksirów, Harry skupił się na karierze Aurora a Ron, jak niedawno jej zakomunikował, chciał wyjechać do Ameryki i zająć się łamaniem klątw, tak jak Bill. Tylko wcześniej musiał przejść odpowiednie szkolenie.

Każde z nich dostało glejt, bo ruszyło dalej. Jakby zapomnieli o tym co było, o tych wszystkich ludziach, którzy się poświęcili, żeby reszta była wolna... Hermiona nie mogła zrozumieć, że jej zachowanie powodowało, że ofiara była marnowana. Żadne z tych co poległo nie chciałoby, żeby żywi umartwiali się z ich powodu.

- Merlinie, Granger, wyglądasz jak śmierć.

Głęboki męski głos dobiegł nagle do jej uszu, a do nosa dotarł zapach wyjątkowo przyjemnych i zapierających dech w piersiach perfum.

- Malfoy. - Powiedziała zrezygnowanym tonem i spojrzała na niego oceniającym wzrokiem.

Wyglądał zaskakująco dobrze jak na fakt, że przecież był Malfoyem. Stał przed nią w całej swojej okazałości - był wysoki, dużo wyższy od niej, lekko umięśniony, ale jednocześnie szczupły. Platynowe włosy, które pamiętała ze szkoły nie były już ulizane i zaczesane do góry. Teraz na jego głowie panował artystyczny nieład. Wyglądał jakby dopiero wyszedł z łóżka.

"Malfoy i łóżko w jednym zdaniu? Zdecydowanie nie!" - pomyślała z niesmakiem. Wróciła jednak do obserwacji.

Stalowe oczy, tak podobne do oczu jego ojca, spoglądały na nią z nieodgadnionym wyrazem, a usta, wąskie i wiecznie wykrzywione w grymasie, tym razem były lekko zaciśnięte. Na twarzy widniał delikatny zarost, a jego długa szyja ginęła w kołnierzyku śnieżnobiałej koszuli. Rękawy miał podwinięte, a w miejscu na przedramieniu, gdzie jeszcze do niedawna był Mroczny Znak, znajdował się jakiś dziwny tatuaż.

Przedstawiał smoka, dumnego, z oczami jak u węża - wąskimi szparami. Jego łuski mieniły się magicznie w różnych odcieniach niebieskiego i zieleni, a z pyska wydobywał się złowróżbny syk. Wokół smoka lśniły czarnymi literami dwa słowa: Draco Pacificae.

- Gapisz się. - Powiedział cicho, nie siląc się nawet na niemiły ton. Zdawał się być zrezygnowany.

A ona, zamiast się zawstydzić, wzruszyła tylko ramionami i spojrzała mu prosto w oczy.

- Myślę, że na wstępie powinniśmy coś ustalić, Malfoy. - Jej stanowczy głos zdumiał nawet ją samą. - Nie wiem, co ten kretyn, Moose Tangler, sobie wymyślił, ale musimy przejść przez tą farsę, dostać certyfikaty i rozejść się, każdy w swoją stronę.

Draco pozostał niewzruszony, ale nie dał po sobie poznać, że zaskoczyło go tak entuzjastyczne przemówienie z ust osoby, którą inaczej zapamiętał z czasów szkolnych. Był przygotowany, że na miejscu zastanie waleczną Gryfonkę, która nie będzie chciała mieć z nim nic do czynienia, dumną do granic możliwości. W jego wspomnieniach dziewczyna jawiła się jako irytująca istota, która znała odpowiedź na każde pytanie i zawsze miała coś mądrego do powiedzenia. Przemądrzała Panna-Wiem-Wszystko. A tu proszę, taka niespodzianka.

Terapia // DramioneWhere stories live. Discover now