6.

4.1K 199 13
                                    

Ron nigdy nie uważał się za odważnego, dlatego też zdarzało mu się zastanawiać, dlaczego Tiara Przydziału pokierowała go właśnie do Gryffindoru. Może jednak widziała w nim potencjał?

Bo taki Harry na przykład - o, ten to był odważny, wręcz nieustraszony. Nie było dla niego rzeczy niemożliwych, dlatego Ronald był niemal pewien, że jego przyjaciel będzie fantastycznym Aurorem. Miał do tego zadatki i odpowiednie umiejętności.

A jaki był on? Nie potrafił przypisać się do żadnej konkretnej cechy, lubił myśleć, że jest skomplikowany (w rzeczywistości był prosty jak konstrukcja cepa). Miał gorącą głowę, tak charakterystyczną dla wszystkich Weasley'ów, dużo zapału, którym tuszował brak umiejętności i wiedzy. Dlatego też, gdy usłyszał jak Bill z entuzjazmem mówił o pracy, którą wykonywał, a którą porzucił na rzecz nudnego i spokojnego życia z Fleur, zapalił się i postanowił w to wejść. OWUTEMy zdał całkiem nieźle, co było dla niego sporym zaskoczeniem. Mógł przebierać w możliwościach. Gdzieś jednak z tyłu głowy świtała mu myśl, że chciałby wyzwolić się spod wpływu Złotego Chłopca i ruszyć w swoją stronę. Uwielbiał swoich przyjaciół, ale w końcu chciał mieć coś tylko swojego. Swoje życie i swoje przygody.

Pomyślał o Hermionie i poczuł odrazę do samego siebie. W głębi duszy chciał ją zostawić, bo nie mógł znieść tego, co ze sobą zrobiła. A on był zbyt słaby by ją wesprzeć i wyciągnąć z tego bagna, w którym się zakopała. Próbował, na Merlina, próbował jej pomóc! Ona jednak tkwiła w czymś tak paskudnym, że wszyscy wydawali się bezradni. Nawet Harry i Ginny namawiali ją na częstsze odwiedziny w Mungu licząc, że Moose w końcu wpadnie na jakiś genialny pomysł, jak ją wyleczyć. Wszyscy okazali się zbyt egoistyczni, by wynieść dobro przyjaciółki ponad swoje własne. Stąd też jego rozkmina o przydziale do szkolnego domu. Może powinien był trafić gdzie indziej?

Westchnął i zerknął na plan szkolenia, na które się wybierał następnego dnia. Miało trwać trzy miesiące, a potem dostanie przydział gdzieś w Ameryce. Cieszył się na to. Chciał wejść w dorosłość jako on - Ronald Weasley, a nie jako przyjaciel Harry'ego Pottera. Musiał wynieść się gdzieś, gdzie sława Chłopca Który Przeżył nie będzie niczym więcej jak ciekawą anegdotą. Stany wydawały się świetnym pomysłem.

Zdawał sobie też sprawę, że uciekał - tchórzył przed wszystkim, co było dla niego niewygodne - chorobą Hermiony i jego matki, śmiercią Freda, zmasakrowaną twarzą Billa... Nie mógł tego już znosić. Był egoistą, wygodnickim, wyrodnym chłopakiem/synem/bratem (właściwe podkreślić). Ron okazał się złamasem do kwadratu. Ot i cała historyja.

Terapia // DramioneWhere stories live. Discover now