17.

4.1K 234 3
                                    

Martwe oczy Remusa Lupina wpatrywały się w nią bez wyrazu. Starała się odwrócić głowę, ale gdy tylko to zrobiła, napotkała spojrzenie Tonks, równie martwe, co te posyłane przez jej męża. Po chwili trupie usta otwarły się i upiorny głos wydobył się z jej gardła:

- Dlaczego nas nie uratowałaś, Hermiono? Dlaczego pozwoliłaś nam umrzeć? To mogłaś być ty, tutaj, zamiast mnie. Mój syn... Mój syn...

- NIEEE! - Dziewczyna obudziła się zlana potem, drżąc na całym ciele. Nie mogła złapać oddechu, czuła jak ciemność napiera na nią z każdej strony. Wpadła w panikę, złapała się za głowę i zaczęła szlochać.

Po chwili histerycznie zaczęła przeszukiwać pościel w poszukiwaniu różdżki. Gwałtownie odgarniała poły materiału czując, że za chwilę oszaleje. Gdy w końcu ją znalazła, skierowała ją na siebie i wyszeptała słabym głosem formułkę zaklęcia tnącego. Krew zaczęła płynąć wolnym strumieniem plamiąc pościel na czerwono. Hermiona poczuła chwilową ulgę, bo w końcu mogła złapać oddech a niedługo potem dotarło do niej, że przed oczami robi jej się coraz ciemniej...

W południowej części tej samej dzielnicy czarodziejskiego Londynu Draco Malfoy obudził się gwałtownie wyrwany ze snu. Jego ciało wibrowało złowrogo pełne silnej magii. Od razu domyślił się, że dzieje się coś niedobrego i tak jak zerwał się z łóżka, tak pobiegł do kominka, szybko rozpalił ogień, wrzucił do niego szczyptę Proszku Fiuu i wypowiedział pewnym głosem nazwę celu podróży.

Przebiegł przez salon i po schodach na górę w ekspresowym tempie, wiedząc, że jego zaspane ciało nie było na to gotowe. Jednak adrenalina, którą jego oszalałe serce pompowało do krwi, popychała go do działania.

Zastał ją w sypialni, nieprzytomną, wśród zakrwawionej pościeli. Na ten widok serce mu stanęło i pomyślał, że dotarł za późno. Ale nie, przecież widział wyraźnie, że wciąż oddychała.

- Granger, ty idiotko! - Warknął i podbiegł do niej jednocześnie zamykając różdżką powstałe rany. Była potwornie blada, wyglądała prawie na martwą. Draco drżącą ręką przywołał odpowiedni eliksir wiedząc, że na pewno go miała, zważywszy na jej doświadczenie w upuszczaniu sobie krwi i po chwili wlał jej go siłą do gardła.

Mijały minuty, a scena, która się odgrywała była niemal dramatyczna.

Chłopak siedział przytulając do siebie bezwładne ciało dziewczyny i czekał aż przestanie być tak cholernie zimna. Bardzo powoli jej oddech stawał się coraz głębszy, a do kończyn powracało ciepło. Oparł jej głowę o zagłębienie pod szyją i dłonią, zupełnie bezwiednie, głaskał jej włosy w duszy dziękując sobie za odwagę, by rzucić to przeklęte zaklęcie.

Snape znał się na czarach, to trzeba było mu przyznać. Jego wiedza była uniwersalna - ani czarna, ani biała magia nie stanowiły dla niego problemu. Dlatego jego znajomość zaklęcia z pogranicza obu tych dziedzin nie była niczym niezwykłym. Zaproponował Draconowi zaklęcie, które związało jego krew z krwią dziewczyny. Młody Malfoy mógł zareagować za każdym razem gdy dziewczyna była o krok od śmierci. Działanie inkantacji było jednak szersze i tłumaczyło tak dobry stan byłej Gryfonki, który utrzymywał się od kilku tygodni - ich ciała znajdowały się w symbiozie - jedno zależne od drugiego, dobra energia była przesyłana między nimi. Wszelkie dolegliwości, bóle i niepokoje również odczuwali obydwoje. Draco związał się z Hermioną duszą i ciałem.

Gdy był pewien, że nic jej już nie grozi, wyczyścił różdżką posłanie, położył ją delikatnie na łóżku i przykrył kołdrą. Sam usiadł obok i zagapił się w przestrzeń.

Poczuł prawdziwą panikę na myśl, że mogła się zabić. Co do cholery siedziało w jej głowie tak bardzo, że nie potrafiła dojść do siebie? Co ją blokowało? Spojrzał na jej już spokojną bladą, śpiącą twarz. Była na swój sposób piękna. Pełne usta, krótki nosek, szeroko rozstawione oczy w kolorze orzecha laskowego. Długa szyja ozdobiona kościstymi obojczykami. Małe piersi, wąskie biodra, filigranowa postawa. Wyglądała jak osoba, która potrzebowała opieki i ochrony przed wszelkim złem tego świata. Jakże to było mylne! Draco wiedział, że mimo swoich mentalnych problemów była stanowcza, waleczna i zadziorna. Wielokrotnie kłóciła się z nim nad partią szachów wyzywając go od arystokratycznych dupków. Po alkoholu robiła się bardzo śmiała. Potrafiła rzucić w niego przedmiotem, który akurat miała pod ręką, gdy nie spodobało się jej, co mówił, choć jednocześnie potrafiła go nokautować rzeczowymi argumentami, bo była piekielnie bystra. No i przede wszystkim zdawała się go... Lubić.

Już dawno minął miesiąc wyznaczony przez Moose'a Tanglera, a oni wciąż się spotykali, spędzali razem czas wciągając w to nawet Zabiniego, który w każdej wolnej chwili pojawiał się z zestawem głupich żartów i podejrzanych substancji, którymi chciał ich uraczyć.

Hermiona chyba wystawiła mu czystą kartę i pozwoliła zacząć od nowa. Bez tych głupich podziałów na czystą i brudną krew, pochodzenie i inne bzdury, wydawali się być tylko dwójką młodych ludzi, którzy chcą zacząć od początku i poznać się lepiej.

- Draco? - Do jego uszu dotarł cichy, zachrypnięty głos gdy poruszyła się sztywno.

- Zrób to jeszcze raz, a osobiście cię zabiję. - Powiedział twardo i złapał ją mocno za rękę. - Jeszcze raz, Granger, a mnie popamiętasz.

Zamrugała zaskoczonymi błyszczącymi oczami, które odbijały światło księżyca wpadające do sypialni przez nie zasłonięte okno

- Skąd wiedziałeś? - Zdawała się być trochę bardziej przytomna.

- Mam swoje sposoby... - Odparł cicho i pogłaskał delikatnie jej zimny policzek. - Śpij, wariatko, potrzebujesz tego.

Przysunęła się bliżej niego, przytulając twarz do jego boku i po chwili poczuł lekki ścisk jej palców na swoich. Niedługo potem usłyszał jak jej oddech znów zrobił się spokojny. Zasnęła.

Terapia // DramioneTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang