48.

2.9K 155 31
                                    

ROK PÓŹNIEJ

- A kto jest takim małym bobaskiem? - Słodkie szczebiotanie rozległo się w pomieszczeniu, a po chwili do uszu Pansy dobiegł cichy śmiech i dziecięce gaworzenie.

- Jesteś jego ulubioną ciocią, Granger.

- No jasne. - Na ustach kasztanowłosej dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech. - Kocham małego Jamesa, to taki cudowny skarb. - Powiedziała i przytuliła do siebie dziecięce ciało. Niemowlak w odpowiedzi zwymiotował na nią niestrawionym mlekiem.

- Nikt nie mówił, że ta miłość będzie łatwa. - Mruknęła i wytarła bluzkę tetrową pieluchą.

Parkinson parsknęła śmiechem w odpowiedzi.

- Mam wrażenie, że dopiero co się urodził, a on zaraz skończy pół roku. - Młoda mama westchnęła ciężko. - Choć to było bardzo trudne i nieprzespane pół roku...

- Nie dajesz mamusi spać, co? - Hermiona ucałowała główkę maleństwa i z nabożnością spojrzała mu w wielkie niebieskie oczy. - Chcesz pójść z ciocią na spacer?

- Weźmiesz go? Naprawdę? - W głosie Pansy zabrzmiała nadzieja. - Spadasz mi z nieba. Harry musiał zostać dłużej w Glasgow, a ja czuję, że jeżeli się nie zdrzemnę to umrę.

- Nie ma sprawy. - Odparła tylko i za pomocą różdżki spakowała dziecięcą torbę, po czym wpakowała malca do wózka i wyszła z nim na dwór skosztować trochę sierpniowego słońca.

Wędrowała niespiesznie po ogromnym parku znajdującym się w centrum magicznego Londynu obserwując z zachwytem piękne kwiaty i drzewa obficie obsypane liśćmi, gdy nagle do jej uszu dobiegł znajomy męski głos.

- Hermiona?

Obróciła się na pięcie napotykając wesołe spojrzenie jasnych oczu.

- Witaj, Robercie. - Posłała mu delikatny uśmiech.

- Na Merlina, dawno cię nie widziałem. Co u ciebie? To twoje? - Zapytał podchodząc do wózka i zaglądając do środka. James właśnie puszczał bańki ustami.

- Nie. - Zaśmiała się cicho i wzięła chłopca na ręce wycierając mu buzię. - To synek Harry'ego, porwałam go na spacer. - Odparła i wtuliła się w małego Pottera z czułością.

- Chciałem powiedzieć, że bardzo mi przykro, że nie udało mi się odnaleźć twoich rodziców... - Wyznał skruszonym głosem przejmując od niej pusty wózek i pchając go przed sobą ruszył razem z nią wolnym krokiem.

- Nic się nie stało. Wiedziałam, że to nie będzie łatwe. Wybacz, że nie odpowiedziałam na twoje wiadomości, miałam trochę trudny okres w życiu...

- Nie szkodzi. - Odparł ciepłym tonem. Całe ministerstwo huczało swego czasu od plotek na temat jej rozstania z narzeczonym. - Tak pomyślałem... Może dałabyś się zaprosić na kawę, albo coś? - Zapytał niepewnie.

Hermiona zamyśliła się przypominając sobie słowa swojej terapeutki: "Wyjdź do ludzi, rób coś, żeby zająć myśli."

- Pewnie, czemu nie? - Uśmiechnęła się lekko. - Kawa brzmi super.

Bobby spoglądał na nią wesoło lustrując wzrokiem jej sylwetkę. Wyglądała zupełnie inaczej niż zapamiętał - włosy miała krótkie, ledwo sięgające do ramion, na nosie widniały okulary w czarnej oprawce tak skutecznie zasłaniające jej duże, orzechowe oczy. Ubrana była w luźną bluzkę na krótki rękaw odsłaniającą rząd brzydkich blizn i krótkie jeansowe szorty. Na stopach miała tenisówki.

Daleko jej było do tej eleganckiej i wymuskanej dziewczyny z przed roku, ale chyba taka bardziej mu się podobała.

- To świetnie. - Odparł ucieszony.

Spacerowali jeszcze długo rozmawiając na mało istotne tematy. Robert okazał się ciekawym rozmówcą, a jego głos był przyjemny dla ucha. Gdy zawędrowali pod dom Harry'ego i Pansy spojrzał na nią z miłym uśmiechem.

- To było przyjemne popołudnie. - Powiedział i delikatnie ujął jej dłoń podnosząc do ust i składając na niej krótki pocałunek. - Kiedy się zobaczymy?

Hermiona zamarła w odpowiedzi na jego gest, który był niesamowicie podobny do tego, za którym tak strasznie tęskniła. Za dotykiem warg na swojej skórze, które potrafiły być czułe, gdy z nabożnością całował jej dłonie...

Zacisnęła oczy z całych sił próbując wyrzucić obraz Malfoya ze swojej głowy.

- Wszystko w porządku? - Zaniepokojony głos Roberta dotarł do jej świadomości.

- Tak, przepraszam. - Odparła cicho. - Zakręciło mi się w głowie. - Skłamała i słysząc płacz Jamesa powiedziała szybko: - Muszę lecieć, bo mały jest głodny. Napisz do mnie. Pracuję teraz u Blaise'a Zabiniego na Pike Street.

I machając mu na pożegnanie, odeszła.

Terapia // DramioneWhere stories live. Discover now