Zwlekałyśmy z wygramoleniem się z łóżek do tego stopnia, że nawet Inaya, która zwykła wstawać jako ostatnia, zdążyła ukryć pod makijażem trądzikową skórę i zaczęła okładać zaspaną Parrish poduszką. Postanowiłam uniknąć podobnego losu i, westchnąwszy z niezadowoleniem, powlokłam się do łazienki.
Po szybkim prysznicu narzuciłam pierwsze z brzegu dżinsy z wysokim stanem i golf, pod którym ukryłam szyję. Przekrwione oczy obwiodłam eyelinerem, a zsiniały półkrąg pod nimi zatuszowałam pożyczonym od Inayi korektorem. Następnie wepchnęłam do plecaka wydrukowaną wcześniej rozpiskę zajęć i zajęłam się opatrywaniem rany Parrish. Po wszystkim dziewczyna naciągnęła na uszy czapkę.
Chwyciłam jeszcze ramoneskę i zbiegłyśmy na parter, przystając nawoływaniom Bernie, która przyrządzała w kuchni śniadanie dla swego męża i całej szóstki zaadoptowanych dzieci, w tym mnie i Ethana.
Cupnęłyśmy przy stole w jadalni, osowiale witając się z resztą gromady. Gary odburknął ciche "dobry, dobry", zaabsorbowany popijaniem gorzkiej kawy i czytaniem wiadomości w codziennej gazecie. Inaya przewijała palcem po rozbitym wyświetlaczu telefonu, Enzo do oporu zajadał się nałożonymi na talerz croissantami, a Ethan jeździł zabawkowym wozem straży pożarnej po obrusie upaćkanym czekoladowym nadzieniem.
Objęłam wzrokiem upichcone przez Bernie przysmaki i sięgnęłam po tosty, obficie smarując je marmoladą.
— Jutro przypada kolej Inayi — przypomniała ze zwietrzałym rosyjskim akcentem Tasha, wychodząc z czeluści kuchni, gdzie przez ostatnie kilkanaście minut pomagała Bernie z pitraszeniem śniadania.
Położyła na stół talerz ze świeżo wysmażonym bekonem. Łakome ręce Enza momentalnie sięgnęły po plastry. Zdzieliła go po łapach.
— Nie jesteś tu sam, głodomorze — skarciła. — Zostaw też innym.
— Mam największy żołądek.
— Tasha, on musi przecież dostarczyć energii tym zniewalającym mięśniom — wtrąciła Parrish, sprytnie nabijając się ze zwyczajnie szczupłej sylwetki dziewiętnastolatka.
Enzo zmrużył na nią oczy i już otwierał usta, by kontynuować przekomarzanki, gdy w jadalni zawitała Bernie. Bez odmiany odziana w fartuszek z wymyślnymi falbankami, doniosła dzbanek herbaty z sokiem malinowym. Zauważywszy Parrish, ułożyła pulchne dłonie na biodrach i przybrała nieprzychylną minę.
— Nie jesteś na zewnątrz, moja droga. Zdejmij czapkę — nakazała surowo.
Dziewczyna zmieszała się.
— Emm, trochę mi... w sensie...
— To element stylizacji — próbowałam wybrnąć z niedogodnej sytuacji.
Nieustannie zmarszczone brwi Bernie podeszły w górę.
— W domu jest ciepło i nie obchodzi mnie żadna wasza stylizacja. — Wskazała palcem na Parrish. — Ale jeśli nie chcesz zdjąć czapki, jutro zastąpisz Inayę w kuchni.
Wspomniana piętnastolatka ożywiła się na te słowa, podczas gdy na twarzy Parrish pojawił się grymas. Bernie ponownie oddaliła się do kuchni, dostrzegalnie zadowolona z obmyślonej kary.
Inaya posłała tamtej szeroki uśmiech.
— Dzięki, Parrie.
Dobrze wiedziała, dlaczego Parrish oparła się prośbom stanowczej Bernie — towarzyszyła nam w trakcie przygotowań na imprezę, widziała nasze wyjście i obrażenia Parrish po powrocie.
— Nawet nie zaczynaj.
Po śniadaniu Tasha odniosła brudną zastawę do zmywarki, Enzo zaszył się w łazience na piętrze, a Gary przeniósł się do salonu. Zajął swe stałe miejsce obok kominka, na fotelu obitym musztardowym materiałem z wgniecionym od nadmiernego użytkowania siedziskiem. Na dywanie obok niego począł bawić się Ethan. Ja wraz z Inayą i Parrish poszłyśmy do przedpokoju. Zasznurowawszy intensywnie żółte trampki za kostkę, odebrałam skromną ilość dolarów na lunch od Bernie, która w międzyczasie zmaterializowała się przed nami.
![](https://img.wattpad.com/cover/210684052-288-k241545.jpg)
CZYTASZ
Do utraty tchu
RomanceSzkaradne poparzenie było konsekwencją nieodpowiedzialnych decyzji Edin Winfield z okresu dorastania w sierocińcu. Zaadoptowana wraz ze swym młodszym bratem przez małżeństwo Barkerów, nie porzuciła jednak nawyków i wkradła się na nielegalne walki bo...