24. Siostrzana więź

4.1K 265 45
                                    

Rozlepiłam powieki pod wpływem ogrzewających moją twarz promieni słońca. Otumanionym wzrokiem objęłam prawie wyczerpaną kroplówkę oraz urządzenie medyczne, w którym wznosom górzystej linii na ekranie wtórował równomierny odgłos pikania. Dopiero wtedy rozeznałam się w sytuacji.

Natychmiast poderwałam głowę z materaca. Prostując się, poczułam pulsujący ból karku, co skutecznie odgoniło resztki snu.

— Rylan — wymamrotałam odruchowo, kiedy moje spojrzenie wylądowało na chłopaku. — Nie śpisz?

Przyglądał mi się z nieodgadnioną miną, a obrzęk pod jego okiem zdawał się znacznie bardziej siny w jasności poranka. Zapewne wyjął dłoń z mojego uścisku, gdyż aktualnie znajdowała się na kołdrze zakrywającej jego klatkę piersiową.

Spodziewałam się posiadania kompletnie rozczochranych włosów, dlatego wetknęłam kosmyki za uszy, przy czym mignął mi przed oczyma ubrudzony rękaw białego swetra. Spuściłam nań wzrok i ambiwalentnie przyjęłam widok plamy zaschniętej krwi. Podobne pozostały w losowych miejscach ubrania. Skoro wcześniej ich nie spostrzegłam, musiałam być doprawdy oszołomiona.

— Powinnaś wrócić do domu, Edin — odezwał się Rylan. Głos miał przesycony obojętnością, aczkolwiek był również przyjemnie zachrypnięty, na co moje serce zaczęło galopować.

Przełknęłam ślinę.

— Nie zamierzam. Przyjechałam do Tantrum, bo chciałam z tobą porozmawiać. Wciąż chcę.

— Myślałem, że ostatnio powiedziałaś już wszystko — wytknął drwiąco.

Zmieszałam się.

— Wiesz, że kłamałam, prawda? To, co mówił o tobie Enzo... nie myślę tak, Ry. Nigdy tak nie myślałam.

Parsknął, lecz nie było w tym ani krzty rozbawienia. Na dłuższą chwilę odwrócił wzrok w stronę okna wychodzącego na budzące się do życia miasto.

— Skoro nie uważasz mnie za ścierwo, dlaczego od razu założyłaś, że ja powiedziałem Ines? — Skrzywiłam się, gdy wypowiedział się nieprzychylnie o sobie samym. — Kiedy do ciebie przyszedłem, nawet nie dałaś mi dojść do słowa, a po tym, co powiedziałaś, już nie mogłem cię słuchać. Czytałaś w ogóle esemesy, które do ciebie napisałem?

— Skasowałam je bez czytania — przyznałam niechętnie.

Rylan wbił we mnie rozczarowane spojrzenie.

— Zawsze, kiedy zostajesz skrzywdzona, myślisz, że ja za tym stoję. Dlaczego? Nie udowodniłem ci, że mi na tobie zależy? Nie mógłbym się skrzywdzić, bo inni mnie nie obchodzą, Edin. Tylko ty. Po co miałbym komukolwiek...

Przerwał, gdy raptem wstałam z obrotowego stołka. Chwyciłam się za ramiona, namyślając się.

— To było najprostsze wytłumaczenie, Ry. — Zdławiłam ciążącą mi w gardle gulę i westchnęłam, zdobywając się na desperackie wyznanie: — Jestem przyzwyczajona do tego, że prędzej czy później ranią mnie ci, którym najbardziej ufam, więc z góry założyłam, że ty jesteś winien. Wolałam powiedzieć ci te wszystkie bzdury prosto w twarz, bo wiedziałam, że się ode mnie odsuniesz. Chroniłam siebie. Chroniłam siebie przed byciem zranioną przez ciebie w przyszłości, bo... z tobą jest inaczej niż kiedykolwiek, Rylan. Zniosłabym kolejne skrzywdzenie ze strony wszystkich, tylko nie od ciebie. Bałam się, Ry. Zawsze się bałam, a teraz, kiedy wiem, że to Inaya powiedziała Ines, boję się jeszcze bardziej, ale tym razem, że cię stracę. Tego się boję, Ry.

Podczas mego wywodu Rylan bezustannie wbijał we mnie spojrzenie. Żołądek zacisnął mi się w supeł w oczekiwaniu na jego reakcję, on jednak zdążył zaledwie zacisnąć usta, ponieważ naszą rozmowę zakłóciło przybycie lekarza i dyżurującej pielęgniarki — tej samej, która jakże entuzjastycznie przywitała mnie przy oddziałowej recepcji.

Do utraty tchuWhere stories live. Discover now