21. Krzywdząca bliskość

4.1K 269 91
                                    

Wspomnienia zacierały granicę pomiędzy teraźniejszością a przeszłością, sen był natomiast jedyną ucieczką od rzeczywistości. Spałam więc, właściwie się nie poruszając, ponieważ za każdym razem, kiedy to robiłam, moje serce przeszywał tępy ból. Zmieniałam pozycję dopiero wtedy, gdy stawała się nie do zniesienia.

Zaznawszy przesadnej dawki snu, trwałam skulona na materacu pośród ciszy nocy, w której pogrążone było domostwo Barkerów. Wpatrywałam się w gwieździste niebo i po desperackiej próbie odpędzenia przykrych reminiscencji zniknęłam pośród wydarzeń sprzed trzech lat.

Znów byłam nieodpowiedzialną, skrzywdzoną przez los czternastolatką, a sierociniec służył mi jako noclegownia, bo nie mogłam nazwać go prawdziwym domem. Sheril nonszalanckim krokiem weszła do kilkuosobowego pokoju. Kiedy przysiadła na skraju piętrowego, metalowego łóżka, promienie marcowego słońca okalały jej pociągłą twarz, zaś na ustach pląsał tajemniczy uśmiech. Wyjęła taniego papierosa spomiędzy spierzchniętych warg i powiedziała, że w ramach świętowania moich urodzin Graham załatwił od kumpla kawalerkę na zabawę do świtu. Nigdy przedtem nie zorganizowano dla mnie imprezy, więc rzuciłam się na przyjaciółkę, wykrzykując żarliwe podziękowania.

Jeszcze tego samego dnia, tuż przed północą, w celu zachowania ciszy wraz z Ruth boso wymknęłyśmy się przez okno w korytarzu na piętrze. Zeskoczyłyśmy na kamienny murek, następnie na trawę. Na dole czekał już na nas Graham. Pamiętam wilgoć wieczornej rosy pod stopami, kiedy przyciągnął mnie do siebie. Najpiękniejsza, wyszeptał na powitanie.

Wtedy nie uważał mnie za potwora.

Oczyma wspomnień zobaczyłam, jak upiliśmy się niemalże do nieprzytomności. O brzasku słońca Sheril postanowiła wybiec przed kamienicę i zatańczyć na wyludnionej ulicy. Wypatrywałam na nią zza balkonowej ramy, parne powietrze utrudniało oddychanie. Zamroczona alkoholem, głupio śmiałam się w reakcji na nieudolne wrzaski Sheril, mające imitować przebój Nirvany. "Przegrywać i udawać to czysta przyjemność", głosił fragment Smells Like Teen Spirit, "Nasza mała grupka zawsze tu była i będzie do samego końca".

Byłam zepsutą dziewczyną.

W moim sercu oraz umyśle zagnieżdżona była nienawiść do wszechświata, który odebrał mi rodziców, a tym samym szansę na beztroskie dzieciństwo, lecz nie byłam zniszczona.

Zniszczenie przyszło, gdy musiałam zmierzyć się ze zgubnymi konsekwencjami młodzieńczych błędów. Największym było dopuszczenie do siebie innych w pragnieniu akceptacji i bliskości.

Sheril obudziła pokrzykiwaniami niektórych mieszkańców. Wyglądali przez okiennice, od których odrywały się płaty zszarzałej farby. Ruth zdecydowała się sprowadzić pijaną rówieśniczkę z powrotem na czwarte piętro. Sheril zachęciła ją do tańca w blasku pojedynczej latarni. Potknęła się i obie wylądowały na chodniku wyłożonym kocimi łebkami.

Najpierw do moich nozdrzy wdarł się smród ćmionych papierosów, wnet poczułam dotyk na talii. Odwróciłam się frontem do Grahama.

Jego powieki były ciężkie, oczy zamglone, w związku z czym rozpoznałam, że alkohol otumanił go znacznie bardziej niż mnie. Ujął mój policzek. Dłonie miał brudne, ale nie przeszkadzało mi to. Pocałował mnie. Smakował syfiastą wódką.

Chodź ze mną do sypialni, Edie, wybełkotał. Zachwiał się i przeniósł ręce na barierkę po obu stronach mojego ciała, aby nie upaść. Popatrzyłam na niego niepewnie, zerknęłam też na dziewczyny guzdrające się przed obskurną kamienicą. Za chwilę, obiecałam. Zobaczysz, będzie ci dobrze, Edie. Ufasz mi?, namawiał. Powoli skinęłam głową. Ze strachu serce biło mi szaleńczo. Uśmiechnął się półgębkiem, owinął palcami mój nadgarstek i chwiejnie wyprowadził mnie z balkonu.

Do utraty tchuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz