16. Symfonia smutku

4.8K 308 71
                                    

Sześć godzin niezmąconego snu było absolutnym minimum, jeśli chciałam normalnie funkcjonować w ciągu dnia, dlatego kiedy Crissie mnie zbudziła, warknęłam na nią niezadowolona.

— Wiem, że jesteś niewyspana, ale za dwadzieścia minut wyjeżdżamy — obwieściła. — No dalej, rusz to dupsko.

— Daj mi spać — mruknęłam w poduszkę, jednocześnie próbując strącić rękę, którą dziewczyna szarpała za mój bark. Nie przestała, więc wycharczałam: — Pięć minut, zaraz wstanę.

Doszło do mnie głośne, prawie ostentacyjne westchnienie, ale Crissie odpuściła. Przynajmniej na chwilę. Gdy wkrótce znowu zaczęła mnie drażnić, przetarłam zaspane oczy, ziewnęłam przeciągle i zwlokłam się z królewskiego łoża.

Crissie akuratnie sadowiła się po turecku na przybiurkowym krześle i zalewała płatki dodatkową porcją mleka. Zamieniła jednorożcowe onesie na materiałową spódniczkę, czarne rajstopy i dziergany sweterek, włosy spięła wzorzystą scrunchie. Lampiła się na mnie, nawet nie ukrywając swego zaciekawienia. Domyślałam się, że doprawdy musiała niezmiernie się powstrzymywać, żeby nie zarzucić mnie gradem pytań. Abstrahując od tego, że raczej nie chciałam zdradzać komukolwiek słodko-gorzkiej tajemnicy związanej z Rylanem, nie zwierzyłam się głównie dlatego, że gdy na paluszkach wróciłam do pokoju w środku nocy, a ona się przebudziła, marzyłam tylko o legnięciu na materacu.

Po aktualnym wyrazie jej twarzy zrozumiałam, że zbierała się w sobie do zadania pierwszego pytania, zatem popędliwie zbiegłam do łazienki. Wykonałam poranną toaletę i wzięłam odświeżający prysznic, korzystając z truskawkowego żelu Crissie. Kiedy wróciłam do pokoju z na wpół wysuszonymi włosami, do wyjścia zostało pięć minut.

Odłożyła opróżnioną miskę i posłała mi dociekliwe spojrzenie. Udałam, że tego nie zauważyłam.

— Więc... ty i Rochester? — zaczęła delikatnie, ja tymczasem objęłam wzrokiem przejrzyste pomieszczenie w celu zlokalizowania pozostawionych na komodzie ubrań. Oprócz leżącej nań ramoneski, była teraz nieskazitelnie czysta. — Wydarzyło się coś między wami? Chodzicie ze sobą? Boziu, przysięgam, że jak on na ciebie patrzy, to aż mi kolana miękną! — roztkliwiła się.

Zamiast odpowiadać, przeszukałam zawartość plecaka, później także treningowej torby. Nigdzie ani śladu po moich ubraniach.

— Widziałaś gdzieś moje ciuchy? — zapytałam więc.

— Wypakowałaś je na... Och, nie ma. — Odwróciłam się, zastając Crissie wpatrującą się w komodę ze zmarszczonymi brwiami. — Poczekaj! — Zerwała się z miejsca. — Spytam mamę.

Zrezygnowana przysiadłam na skraju twardego materaca. Dosłownie za moment miałyśmy wyruszać do szkoły i nie dość, że ledwie ustawałam na nogach i na posiłek mogłam liczyć dopiero na przerwie obiadowej, to na dobitkę moje fatałachy magicznym sposobem rozpłynęły się w powietrzu.

W tym całym zamieszaniu dopadły mnie reminiscencje żarliwego pocałunku z Rylanem. Na samą myśl zalała mnie fala gorąca. Nigdy nie należałam do tych dziewcząt, które zanadto okazywały swoje uczucia w obecności postronnych świadków i nie tolerowałam grania pod publikę, acz korciło mnie, by skraść jeszcze jedną wspólną chwilę przy pierwszej lepszej okazji, chociaż swoim zmiennym zachowaniem tylko bym go skrzywdziła.

Prawda była taka, że oboje przeraźliwie obawialiśmy się zranienia. Rylan był outsiderem, poniekąd także wyrzutkiem, ale radził sobie z tym na swój sposób i właściwie odpowiadał mu taki tryb funkcjonowania w społeczeństwie, a przede wszystkim był zdolny zaryzykować. Ja natomiast nie potrafiłam przejść do normalności od pieprzonych trzech lat. Nieustannie żyłam przeszłością.

Do utraty tchuWhere stories live. Discover now