11. Zamroczony umysł

4.7K 263 126
                                    

Sobotniego wieczoru Reckless kolejny raz rządzili w Mystic.

Swoistej atmosfery nadawały temu miejscu ściany, które pod wpływem żółtego światła pochodzącego od zwisających z sufitu lamp wyglądały na brązowe, oraz rozmieszczone dookoła parkietu stoliki.

Siedziałam właśnie przy jednym z nich w zwiewnej sukience upstrzonej kwiecistym wzorem i z włosami niedbale spiętymi w kok, przez co moja odsłonięta szyja wystawiona była na powiew klimatyzatora.

Tuż przed wyjazdem na dzisiejszy koncert Inaya, która namówiła mnie na przybycie, źle się poczuła. Obiecała dojechać niebawem, lecz minęło ponad dwie godziny i wciąż nie dawała znaku życia. Ewidentnie byłam poirytowana, sfrustrowana. Nie tylko postawą Inayi, ale w głównej mierze zeszłym tygodniem.

We wtorek nie zetknęłam się z Rylanem i byłam z tego powodu szczerze zadowolona, ponieważ potrzebowałam wytchnienia od zgubnych uczuć towarzyszących jego bliskości. Instynktownie rozumiał, że odczuwałam potrzebę przetrawienia ostatnich zdarzeń. Następnego dnia pochwyciłam jego spojrzenie na stołówce, zaś podczas koedukacyjnego treningu los nie dał nam okazji do kontaktu. Resztę szkolnych dni spędziłam w niepewności, gdyż jawnie łaknęłam spotkania z Rylanem i wielokrotnie karciłam się za bzdurne wyobrażenia, które pojawiały się w mojej głowie.

Z jednej strony lgnęłam do Rylana, z drugiej natomiast zapierałam się z całych sił przed zburzeniem solidnie wybudowanej bariery, która chroniła mnie przed odtrąceniem. Jemu udało się naruszyć zewnętrzne ściany. Zderzyłam się z okrutną świadomością, że być może zaprzepaściłam szansę na normalność, odrzucając jego poniedziałkowe przeprosiny.

Podczas gdy sama już nie wiedziałam, czego tak naprawdę chciałam, Rylan zapewne szykował się do cotygodniowych walk w klubie położonym zaledwie dwa kilometry stąd, w Tantrum — tam, gdzie spotkaliśmy się po raz pierwszy. Wmawiałam sobie, że zobaczenie go pomogłoby rozjaśnić moje myśli.

Reckless z przytupem zakończyli występ i dołączyłam do nich za kulisami. Panował tam euforyczny nastrój będący bezpośrednim skutkiem udanego koncertu. Chłopcy wymieniali się spostrzeżeniami odnośnie do zadowalających reakcji widowni i przyzwoitej stawki pieniężnej, jaką otrzymali od właściciela baru.

— Było świetnie! — pogratulowałam. Enzo rzucił mi obojętne spojrzenie i powrócił do pakowania sprzętu. — Gdyby Bernie pytała... powiesz jej, że wrócę później, Enzo?

Odwrócony tyłem, zgodził się ruchem głowy. Negatywne nastawienie, którym do mnie pałał, było całkowicie zrozumiałe — nie dość, że grzebałam mu w szafie, to na dodatek ujrzałam skrawek magazynu, o posiadanie którego nigdy bym go nie posądzała. Snułam parę przypuszczeń, lecz nie zamierzałam go wypytywać.

Idąc do tylnego wyjścia, mimochodem zarejestrowałam wnikliwe spojrzenie Nasha. Dał mi do zrozumienia, iż interesowało go, gdzie się wybierałam. Planowałam pozostawić to jako tajemnicę.

Po pięciu minutach zaparkowałam furgonetkę przy Tantrum. Dotarłam do uchylonego okienka, wcisnęłam dłoń w szparę i otworzyłam na oścież sąsiednie. Wskoczyłam do zaplecza. Sierpowaty księżyc nie dawał wiele światła, ale bez problemu odnalazłam drzwi prowadzące na wąski korytarz. Otrzepawszy dłonie z drobinek chodnikowego brudu, wyszłam na spotkanie świetlistych barw. Serce biło mi w rytm puszczonej w tle muzyki, pod podeszwami trampek rozpoznałam rozchodzące się wibrowanie.

Żeby wydostać się poza bar, musiałam ominąć bartenderów. Wyjrzałam w celu sprawdzenia, kto trzymał nad nim pieczę. Postać stojącego obok nieznanej mi kobiety Jonathana była zbawienna. Poprzednim razem wpuścił nas do klubu dzięki przebiegłości Crissie. Liczyłam na to, że mnie zapamiętał.

Do utraty tchuWhere stories live. Discover now