26. Nostalgiczny list

7.1K 373 166
                                    

15 marca, dwa miesiące później

Miniaturowe rękawice bokserskie asynchronicznie trącały deskorolkę, gdy przekręciłam kluczyki w stacyjce, rozchybotując brelok i gasząc silnik. Wzięłam głęboki wdech, po czym jak najprędzej wyskoczyłam z furgonetki, aby się nie rozmyślić.

Uniósłszy wzrok, objęłam nim połać wiekowego budynku. Wysoką na pięć pięter kamienicę zbudowano z czerwonej cegły, która widoczna była pod odpadającym tynkiem. Agentka nieruchomości zapewniła, że wszystkie mieszkania zostały odnowione, lecz na zewnątrz przodowało przegniłe drewno okiennic oraz balkony wyglądające na skrajnie niestabilne. Do środka prowadziły zbutwiałe odrzwia.

Pod wpływem rześkiego wiatru podwinęły się poły mojej sukienki, odgiął się również materiał przy dekolcie. W tym miejscu czułam się na tyle niekomfortowo, że zapragnęłam zakryć poparzenie. Podniosłam dłoń, acz moje dążności zaprzepaścił Rylan, łagodnie oplatając palcami mój nadgarstek. Popatrzył na mnie wymownie, choć w jego oczach tliło się też zrozumienie.

Opuścił moją dłoń wraz ze swoją i splótł nasze palce. Niepokój wzmagał się z każdym pokonanym stopniem, kiedy podążaliśmy schodami na czwarte piętro. Chociaż przywykłam do przykrych wspomnień, były one znacznie dotkliwsze tutaj, gdzie wszystko się zaczęło.

Przed wejściem do mieszkania mocniej ścisnęłam dłoń Rylana. Było mi ciężko na sercu. Wolną ręką uniósł mój podbródek, aby spojrzeć mi w oczy.

— Jestem tu z tobą, Dee — szepnął, po czym złożył na moich ustach czuły, podnoszący na duchu pocałunek.

Przekraczając próg, wstrzymałam oddech. Rozglądałam się po ciasnym przedpokoju, którego ściany obklejono kwiecistą tapetą, dopóki nie przywitał nas skrzeczący głos agentki nieruchomości:

— Witam państwa, jestem Savannah, rozmawialiśmy przez telefon. — Ścisnęła rękę z Rylanem, ja kiwnęłam do niej głową. Obdarzyła nas wymuszonym uśmiechem. — Zapraszam za mną. Mieszkanie nie jest duże, ale bardzo przytulne — wychwalała, prowadząc nas przez korytarz. — Poprzedni właściciele zrezygnowali ze względu na odległość od centrum miasta, ale skoro państwo szukają mieszkania na obrzeżach, to będzie nadawało się idealnie.

Ciągnęła wywód na temat lokum, jednak zaprzestałam tego słuchać. Z ulgą zostawiłam za sobą przedsionek, w którym reminiscencje pożaru były tak wyraźne, niemal żywe. Savannah oprowadziła nas po maleńkiej kuchni, łazience, a także sypialni, finalizując pamiętnym salonem. 

Starałam się utrzymać pozory spokojności, przesuwając wzrok między jaśniejącymi szarością ścianami, materiałową kanapą z narzuconym nań stosem poduszek z frędzlami i błyszczącymi nowością meblami. Cztery lata temu mieszkanie wyglądało zupełnie inaczej.

— Możemy zostać na chwilę sami? — Otrząsnęłam się z zamyślenia, gdy Rylan się odezwał. Z pewnością nie byliśmy wymarzonymi partnerami do rozmowy, ponieważ ja w ogóle nie reagowałam na wywód Savannah, zaś Rylan wcześniej tylko przytakiwał.

Agentka, zapewne przekonana o naszym zainteresowaniu kupnem mieszkania i tym, że chcieliśmy podjąć ostateczną decyzję, posłusznie opuściła salon. Stukot szpilek ucichł w korytarzu.

— Chcę wyjść na balkon — wymamrotałam.

Rylan puścił mnie przodem. Kiedy stanęłam przy barierce, przez moment oślepiło mnie zachodzące na horyzoncie słońce. Osnuwało odległe budynki tętniącą energią, pomarańczową poświatą. Spoglądając w dół na wybrukowany kocimi łebkami chodnik, oczyma wyobraźni ujrzałam pląsające w tanecznym uniesieniu Sheril oraz Ruth. Targały mną mieszane emocje.

Do utraty tchuWhere stories live. Discover now