8. Solidarność jamników.

13.2K 913 84
                                    

Rodzice Harrego przyjęli mnie u siebie z otwartymi ramionami, nie zadając zbędnych pytań dlaczego to właściwie chcę pomieszkiwać u nich w czasie swojego pobytu w mieście, skoro moi rodzice mają dom zaledwie kilka kilometrów dalej. Musiałam przeciez wyglądać na jakiegoś totalnego dziwoląga, ale mimo wszystko nie dali mi oni tego odczuć. Po kolacji udałam się do wskazanego przez Harrego pokoju i zostawiłam go z państwem Styles z którymi na pewno miał wiele do przegadania, w tym kwestię sprowadzenia na chatę siostry swojego kumpla. Szybko przebralam się w piżamę i nawet nie zorientowałam się kiedy zasnęłam.

Obudziło mnie wibrowanie telefonu. Wyciągnęłam ajfona z pod poduszki i zarknęłam na ekran. Miałam nadzieję, że to Lau, albo jakieś powiadomienie z facebooka pod tytułem "osoba z którą nie gadałaś miliard lat, zaprasza Cię do gry w farm ville". Jakże bardzo się myliłam. 

Lord VoldemortPrzymiarka sukienek dla druhen dzisiaj o 17. 

Pfff, chyba nie.- Rzuciłam telefon za siebie nie przewidując, że zaliczy on tak twarde lądowanie i usłyszę głuchy łoskot kiedy uderzał o panele. Zaraz zerwałam się z łożka i rzuciłam się kolanami na podłogę, po czym poczęłam przepraszać moje dziecko, bo przecież nie będę nawet udawać, że nie traktuję swojego iphona jak mojej największej miłości. - Dzięki Ci o Władco Pierścieni. - Wypuściłam powietrze z płuc kiedy zobaczyłam że ekranik nie jest pęknięty.

Z kim rozmawiasz?- Usłyszałam dziecięcy głosik, a kiedy uniosłam głowę zobaczyłam małą dziewczynkę przutlającą policzek do futryny drzwi pokoju w którym spałam. Wpatrywała się we mnie swoimi wielkimi ślepiami i mimo, że była przecież tylko dzieckiem spaliłam strasznego buraka zawstydzona tym, że znowu urządzałam sobie pogawędki sama ze sobą. Zaraz gdzieś w głowie zlokalizowałam informację, że dziecko musi być córką siostry Harrego, o czym Lauren ćwierkała mi kilka lat temu, kiedy to po przyjściu dziewczynki na świat dostała jakiegoś szaleńczego ataku instynktu macierzyńskiego. Nic dziwnego, że skończyła jako przedszkolanka. 

Cześć.- Uśmiechnęłam się do blondyneczki równie nieśmiało co ona uśmiechała się do mnie i zamachałam do niej ręką. Nie byłam mistrzem w obsłudze dzieci i to nie był nawet żaden sekret. To nie tak że ich nie lubiłam, ale po prostu zawsze wolałam trzymać sie na uboczu. Niewiele potrzeba było im do tego, żeby zacząć się mazać jak ja i Lau kiedy oglądałyśmy poraz tysięczny "Gwiazd naszych wina", no i ciągle chciały się bawić, a w tym też najlepsza chyba nie byłam. W każdym razie pozbierałam się z podłogi i siadłam na brzegu łóżka. - Jestem Lola, a Ty?- Przedstawiłam się, chociaz nie do końca wiedziałam jak wygląda protokół poznawania się z dzieciaczkami. 

Ivy.- Dziewczynka jeszcze mocniej przytuliła się do futryny, przez co wyglądała tak uroczo, że myślałam, że się dosłownie rozpłynę. 

Co masz?- Wskazałam brodą na trzymają przez nią maskotkę, a ona chyba trochę zachęcona tym pytaniem weszła w końcu w pełni do pokoju i powędrowała w moim kierunku, a kiedy znajdowała sie już w odpowiedniej odległości wyciągnęła w moim  kierunku pluszowego psa. - Łaaa.-  Wyszczerzyła sie do niej.- Ma już jakieś imię? - Ivy pokręciła głową przecząco, a ja ułożyłam usta w dziobek. - Wiesz każdy szanujący się pies musi mieć jakieś imię.- Wzruszyła ramionami.

Hmm.- Ivy wskoczyła na łóżko obok mnie, co nie było dla niej takie łatwe, bo była wielkości hobbita  i siadła po turecu.- Kanye West.- Powiedziała w końcu przytulając pluszaka, a ja starałam się nie parsknąć śmiechem.

Faking it! || h.s.Where stories live. Discover now