27. Umiem wybekać alfabet

5.1K 484 16
                                    

//wrzucam na żywioł bez edytowania, dlatego jak są jakieś perełki w tekście to czytacie na własną odpowiedzialność//

Zważając na to, że pół nocy biegałam po posterunkach policji wyciągając babcię z tarapatów, a potem, części jeszcze nie przespałam, bo myślałam o tym wszystkim, to rano obudziłam się ledwo żywa. Wróć! Nie obudziłam się. Szczerze mówiąc, gdybym miała budzić się z własnej woli, to zostałabym ochrzczona realną śpiącą królewną. Zostałam więc OBUDZONA przez mój budzik, który zdawał się nie rozumieć, że ignoruję go z premedytacją. Moje "przeszłe ja", przewidziało jednak schemat mojego postępowania, bo nastawiło kilkanaście alarmów, dzwoniących jeden po drugim, tak, że w końcu dałam za wygraną.

Miałam w końcu zakończyć okres swojego bezrobocia, bycia utrzymanką i życia na garnuszku rodziców, którzy każdego miesiąca przelewali na moje konto kwotę, pozwalającą mi prowadzić całkiem zacne życie. No dobra bez przesady, nie było hulaszczo, ale z głodu na pewno nie umierałam.

Tak czy inaczej dzięki mojej najlepszej przyjaciółce udało mi się załapać calkiem dobrą pracę. Nie wiedziałam o niej zbyt wiele, oprócz tego, że kasa była niezła, a ja sama miałam upiększać urodziny jakiegoś dzieciaka paradując w kostiumie księżniczki, bo koleżanka Lau, która wcześniej to robiła, najnormalniej w świecie zaciążyła i nie mieściła się już w sukienkę. Nic wymagającego, nie zamierzałam więc wybrzydzać.

Ogarnęłam się tak, żeby nie straszyć na ulicach, zadzwoniłam do rodziców i zamówiłam bilet lotniczy dla babci. Miałam odstawić ją na lotnisko zaraz po pracy i tego samego dnia miała wrócić do domu. Prychała na mnie przez to jak rozzłoszczony kot, zadzierając podbródek do góry, ale specjalnie mi to nie przeszkadzało.

- Człowiek chce znaznać trochę życia na stare lata, a wszyscy stoją na jego drodze.- Żaliła się popijając meliskę z maleńkiej filiżanki.

- Peeeewnie! To wcale nie tak, że prawie trafiłaś do więzienia za napastowanie funkcjonariusza policji.- Przytaknęłam jej głosem przesyconym sarkazmem.

- Nudziara. - Babcia Helena rzuciła pod nosem, opuszczając moją małą kuchenkę i ruszając w kierunku kanapy, na której zasiadła i odpaliła sobie jakąś telewizję śniadaniową. Puściłam ten komentarz mimo uszu i po tym jak zmyłam miseczkę po płatkach złapałam za swoją torbę i byłam gotowa do wyjścia.

- Tak czy inaczej...- przekrzykiwałam telewizor, który rozgłosiła na fulla. Sąsiadka z góry już poczęła uderzać szczotką w rury od kaloryfera, dlatego mogłam spodziewać się rychłego nalotu właściciela budynku. - ...lot masz o 20. Lauren wpadnie w południe i pomoże Ci się spakować. Nie gniewaj się na mnie, wiesz, że kocham Cię najbardziej na świecie.- Cmoknęłam Helenę w policzek, a ona niczym małe dziecko zaczęła szorować policzek wierzchem dłoni i krzywić się jakbym kazała jej zjeść kilogram cytryn. Przez cały ten czas nie oderwała wzroku od ekranu, więc musiała być naprawdę zła, bo trzymanie buzi na kłódkę było dla niej prawdziwą karą.

Podróż do pracy zajęła mi chyba wieki, a do wyznaczonego miejsca, w którym miałam się stawić, w życiu nie dostałabym się bez pomocy Google Maps. Czterdzieści pięć minut, dwie przesiadki i czterech zboczeńców później - byłam na miejscu. Okolica była całkiem ładna, ale nie trzeba być geniuszem żeby zorientować się, że były to już peryferie miasta. Oddychanie nie sprawiało takich problemów, ptaszki śpiewały, a ludzie nie zatrzymywali się na środku chodnika, żeby zrobić sobie zdjęcie. Kochałam Nowy Jork i chociaż na początku wpisywałam się w ramy klasyczniej turystki, teraz przebywanie w centrum było dla mnie prawdziwą katorgą.

- Lola!- Usłyszałam swoje imię stojąc przed domem, oznaczonym adresem w którym miałam się stawić. Rozejrzałam się energicznie, nie dostrzegając skąd owy głos mógł dochodzić. - Pssst, Lola tutaj!- Zamachała do mnie jakaś blondynka, wychylająca się ze stojącego przy krawężniku vana. Nie wyglądało to zbyt obiecująco.

Faking it! || h.s.Where stories live. Discover now