III

11.1K 718 445
                                    

Draco wszedł do przestronnego hallu ze skrzynką wina w rękach.

- Szpetek zaniesie to do kuchni! – zapiszczał skrzat, podbiegając do Dracona i wyjmując mu z rąk alkohol.

- Tylko ostrożnie! I ani słowa moim rodzicom.

- Sir – pisnął skrzat, kłaniając się nisko.

Draco przeczesał w roztargnieniu palcami włosy. Jeszcze był nieletni, co nie znaczy, że był niepijący. Nic wielkiego, od czasu do czasu lampka wina albo szklanka szkockiej... Oczywiście nic, co normalnie pijają czarodzieje. Gdyby pojawił się w sklepie, nikt by mu nie sprzedał ani grama alkoholu. Sprzedawcy byli też odporni na wszelkie zaklęcia. Jeśli zaś zaopatrzyłby się w wódkę na Śmiertelnym Nokturnie, jego ojciec natychmiast by się o tym dowiedział. Wystarczyło jednak wejść do pierwszego lepszego mugolskiego monopolowego, rzucić jedno małe Confundus i oto miał więcej, niż mógł wypić przez tydzień.

„Świetnie, będę miał zapas aż do egzaminów" – pomyślał, uśmiechając się pod nosem.

Poszedł do sypialni, żeby się przebrać. Jeśli miał być ze sobą szczery, to choć w mugolskich ubraniach wyglądał oszałamiająco, w szatach czarodziejów czuł się o wiele wygodniej. Kiedy ściągał wełniane spodnie, z kieszeni wypadła koperta, którą podarowała mu Pansy w pociągu.

Przez kilka minut nie ruszał się, wpatrując się w nią z mieszanymi uczuciami. W końcu schylił się i podniósł prezent, ale odłożył go na szafkę nocną, decydując, że nie ma ochoty go otwierać. Zamiast tego przywołał skrzata.

- Panicz wzywał?

- Tak. Przynieś mi coś do jedzenia i butelkę wina, które dzisiaj kupiłem.

Draco usadowił się w wygodnym fotelu i różdżką przywołał książkę, którą zaczął czytać poprzedniego wieczoru. „Może mugole nie znają magii, ale powieści piszą przednie" – skonstatował, otwierając gruby tom w miejscu, w którym tkwiła gustowna zakładka. Wsiąknął na około pół godziny, aż do czasu, w którym Szpetek podał kolację.

- Zostaw całą butelkę – zwrócił się do skrzata Draco, widząc, że ten napełnił kieliszek czerwonym płynem i zamierza zabrać resztę trunku z powrotem do kuchni.

Jadł, niewiele myśląc o otaczającym go świecie. Malfoy's Manor była ogromna: dziesiątki pokoi i lochów, labirynt korytarzy i tajnych przejść, plątanina pomieszczeń o najróżniejszym przeznaczeniu. Nic, co by go interesowało bądź w jakikolwiek sposób sprawiało przyjemność. Ocean chłodu i pustki, a w tym wszystkim on sam – na niewielkiej wysepce zwanej jego sypialnią. Czuł się taki samotny...

W te wszystkie wieczory spędzone w towarzystwie ciszy i spokoju, pochłaniał książkę za książką, uciekał w świat marzeń, by nie myśleć o własnym życiu. Tylko wtedy miał chwilę wytchnienia, nieraz umyślnie czytając do piątej nad ranem, by ukoić krwawiącą duszę. Nic nie mogło wypędzić ponurych myśli z jego głowy, nikt nie mógł wypełnić pustki, którą odczuwał.

Ujął kieliszek z winem w dłoń i uniósł, pozwalając rubinowej poświacie rozlać się na turkusowej szacie. „Czerwone jak krew, która płynie w każdym człowieku" – pomyślał. – „Pospolite. Zwyczajne..."

Upił łyk, przymykając powieki i smakując bogaty bukiet. Smakowało mu. Nie za słodkie, z domieszką fiołków i suszonej śliwki. „W sam raz na dzisiejszy wieczór."

Kończył trzeci kieliszek, kiedy jego wzrok padł na kopertę leżącą na szafce nocnej. Wciąż zapieczętowana, ozdobna, rozsiewająca zapach drogich perfum. Jak na gust Dracona, stanowczo zbyt ozdobna i zbyt intensywnie pachnąca. „Można się było spodziewać, że Pansy przesadzi... Zawsze przesadza."

Wychylił się, nie odrywając arystokratycznego tyłka od fotela i chwycił papier końcami palców. Trzymał go na odległość ramienia, spoglądając nań spode łba. Otworzyć? Nie otworzyć?

- Szpetek!

- Do usług – skrzat pojawił się natychmiast u jego boku.

- Otwórz to – podał mu kopertę, ponaglając sługę wzrokiem.

Szpetek w mgnieniu oka rozerwał pieczęć i wyłuskał ze środka dekoracyjnej koperty równie bogatą kartkę złożoną na pół. Z głębokim ukłonem podał ją Draconowi, pozostając w pobliżu, gdyby młody panicz miał jeszcze jakieś życzenia.

Tymczasem Draco rozprostował kartkę i zaczął czytać. Jego oczy biegały szybko od brzegu do brzegu, rozszerzając się w miarę czytania. Nie zorientował się, że otworzył usta ze zdumienia, a ręce zaczęły mu się trząść.

- Szpetku, podaj moje dwukierunkowe lustro – rozkazał drżącym głosem.

Skrzat wepchnął mu w wyciągniętą dłoń płaski kawałek czegoś chłodnego, co – według przypuszczeń Malfoy'a, ponieważ był zbyt roztrzęsiony, żeby to sprawdzić – było małym, prostokątnym lusterkiem, jednym z dwóch połączonych ze sobą magią.

- Blaise! – warknął, unosząc gładką taflę na wysokość twarzy.

Spojrzały na niego szare, zniecierpliwione oczy o wyraźnie rozszerzonych źrenicach. Czy było z nim aż tak źle, skoro pił w samotności? Nie zdążył odpowiedzieć sobie na to pytanie, gdyż w lustrze pojawiła się twarz jego przyjaciela.

- Wreszcie! Cały wieczór czekałem, aż otworzysz ten prezent.

- Skąd...?

- To było do przewidzenia – Zabini uśmiechnął się szelmowsko.

Draco zmarszczył czoło, próbując zapanować nad odrobinę kołyszącym się pokojem.

- Jak myślisz, dlaczego mi to dała? – spytał, rzucając ozdobnej kartce niechętne spojrzenie.

- Nie podoba ci się? – zmartwił się Blaise.

Draco musiał się zastanowić, zanim odpowiedział. Nie, to nie tak, że mu się nie podoba. Raczej martwiło go to, że dostał to od niej.

- Może być. Ale Pansy?

- To ja podsunąłem jej pomysł – zachichotał Zabini. – Zamierzasz skorzystać?

Draco ponownie przyjrzał się karteczce, a potem powoli skinął głową. Zdawał sobie sprawę, że prezent musiał sporo kosztować, w końcu nie od wczoraj wiadomo, że zaklęcia tworzone dla konkretnej osoby nie należą do najprostszych.

- Długie jest?

- Cztery linijki – odpowiedział Draco, przenosząc wzrok na twarz przyjaciela. – Nie mogę uwierzyć, że to zrobiła!

- Cóż, może miała nadzieję, że to ona jest twoją idealną kochanką i jeśli wypowiesz zaklęcie, pojawi się u ciebie w domu.

Draco wyszczerzył zęby. Zabini doskonale wiedział, co myślał o Pansy (zresztą nie tylko o niej jednej), i że jej marzenia są tak samo realne, jak uzyskanie W z eliksirów przez Longbottoma. Za to jego marzenia...

- Może te święta nie będą takie złe...

- Nawet nie żartuj! Możesz sobie sprowadzić idealnego kochanka na całe trzy dni, zanim wrócą twoi rodzice! I ty chcesz jeszcze narzekać?

- No, raczej nie będę się nudził. Dzięki, Zabini.

Chłopak w lusterku uśmiechnął się i mrugnął.

- Muszę już iść – powiedział Blaise. – Do zobaczenia w Hogwarcie!

Draco pożegnał przyjaciela i cisnął lusterko na podłogę, która była już zaśmiecona innymi przedmiotami, choć Ślizgon przebywał w domu zaledwie od kilku godzin. Rozparł się wygodnie w fotelu i przymknął powieki, by móc lepiej myśleć. Idealny kochanek na całe trzy dni...

- Szpetek! Jutro wieczorem będę miał gościa. Przygotujesz wystawną kolację, do której podasz wino. I posprzątasz mój pokój.

Skrzat ukłonił się nisko, zamiatając uszami o podłogę, a następnie zniknął, pozostawiając Dracona samego. Chłopak postanowił dokończyć otwartą butelkę, wyobrażając sobie jutrzejszy wieczór.

Accio Potter!Where stories live. Discover now