XXV

8.2K 561 750
                                    

Kiedy Draco otworzył oczy, był w salonie zupełnie sam. Dywan po jego prawej stronie był zimny – ani śladu Pottera. Gardło ścisnęła mu wielka klucha, gdy walczył z napływającymi do oczu łzami. „Cholerny Potter!" Nie mógł uwierzyć w to, że ten idiota odszedł. Jak mógł?

Usiadł i rozejrzał się rozpaczliwie dookoła, w nadziei, że zobaczy gdzieś bruneta, ale spotkało go nowe rozczarowanie. Nie zważając na to, że jest nagi, zaczął biegać po całym dworze i zaglądać do wszystkich komnat po kolei. W jego sercu tliło się jeszcze przypuszczenie, że może po prostu poszedł się przejść.

Wreszcie wrócił pokonany do salonu i osunął się na podłogę. Już nie powstrzymywał łez, które teraz spływały mu po policzkach i kapały na klatkę piersiową. Miał problemy z oddychaniem. Czuł się tak, jakby ktoś wyrwał mu serce. Bolało.

Draco zwinął się w kłębek na dywanie. Było mu zimno, ale nie wstał, żeby założyć ubranie. Dygotał i szczękał zębami, ale było mu wszystko jedno – chciał umrzeć, żeby nie czuć już tego okropnego cierpienia. Jakby rozpadał się, nie, jakby ktoś rozdzierał go kawałek po kawałku, nie oszczędzając najmniejszej części ciała.

W otępieniu mamrotał ciche „Zostawił mnie", drżąc przy tym jak liść na wietrze. Świat się skończył.

- Draco!

Blondyn nie zareagował. Niech sobie go wołają, on i tak nie chce się z nikim widzieć. Z nikim rozmawiać. Pal licho jego reputację. Nie obchodzi go, co sobie o nim pomyślą!

- Draco...

Silne ręce obróciły go na plecy. Draco zacisnął powieki, żeby nie musieć patrzyć na twarz osoby, która nie była jego Harrym. Nie chciał nigdy patrzeć na nikogo innego.

- Draco, co się dzieje? Cały drżysz!

Poczuł, jak ręce unoszą go i owijają w coś miękkiego a potem kładą na kanapie. Słyszał zadawane ze strachem pytania, ale tylko kręcił głową, nie potrafiąc odpowiedzieć. Ten ktoś przywołał skrzata i rozmawiał z nim przyciszonym głosem, ale Draco nie zwracał na to uwagi. Nic się już nie liczyło dla niego. Nic, oprócz ogromnej dziury w piersi i potwornego bólu, który trawił jego ciało.

Ktoś objął go i zaczął głaskać po głowie, szepcząc do ucha kojące wyrazy. Nie pomagało. Ktoś wlał mu siłą do ust jakiś eliksir. Draco zakrztusił się i wypluł go. Ktoś na niego krzyknął. Nie zwracał na to uwagi.

Dopiero gdy Ktoś chwycił go pod brodę i delikatnie pocałował, odzyskał panowanie nad sobą i odepchnął go mocno. Tylko Harry mógł go całować! Otworzył oczy, żeby zwymyślać Ktosia i serce mu zamarło. Na kanapie przed nim siedział zielonooki bóg, z bardzo zmartwioną miną.

- Harry! – wychrypiał Draco.

Rzucił się chłopakowi na szyję, przewracając go i spadając razem z nim na podłogę. Przylgnął do niego całym ciałem, nogi oplótł wokół pasa a ręce wokół szyi bruneta. Twarz wtulił w zagłębienie jego szyi i uspokajał się, wdychając najcudowniejszy zapach na świecie.

- Draco – wysapał z trudem Harry, bo Ślizgon tak mocno go ściskał.

Nagle blondyn odskoczył od Harry'ego jak oparzony. Przyjrzał mu się z nową falą bólu atakującą biedne serce.

- Z-zamierzasz mnie zostawić, prawda? – wyszeptał.

Zielone oczy spojrzały na niego w szoku, kiedy usta otworzyły się i zamknęły.

- Nigdy! Skąd... skąd ci to przyszło do głowy? – zdołał wykrztusić Harry.

Draco powrócił do miażdżenia bruneta w uścisku. Ten głaskał go po głowie i obsypywał pocałunkami tak długo, aż szarooki się nie uspokoił. Wtedy delikatnie odsunął go od siebie, żeby móc spojrzeć w twarz ukochanego i spytał.

Accio Potter!Where stories live. Discover now